Ciasto jest niezwykłą przynętą: jest tanie, można je samemu zrobić, barwić nieograniczoną ilością kolorów, nawonić każdym zapachem, łowić wszystkie gatunki białorybu, a nawet drapieżniki.
Użytkowanie ciasta (i pasty) jest bardzo proste: odrywa się kawałek z dużej porcji i oblepia nią haczyk. Teraz wystarczy zarzucić w upatrzone miejsce i postawić wędkę na podpórce czekając na branie. A gdy zabraknie ciasta, można szybko dorobić potrzebną ilość przebywając na łowisku. Czy można zapragnąć bardziej praktycznej przynęty? Raczej nie…
Łyżka dziegciu…
Jest wszystko cacy oprócz pewnej trudności: podczas dynamicznego zarzucania (odległościówka na dużą odległość, bolonka - gdy chce się przerzucić rzekę, gruntówka na leszcza czy karpia) ciasto lubi się obsunąć lub spaść z haczyka. A co jest jeszcze gorsze, ciasto może spaść z haczyka daleko od nas i nie zauważymy tego faktu, wskutek tego „przynęta” (czyli goły haczyk) będzie tkwić w wodzie 30 min., a my się będziemy dziwić, dlaczego nie mamy brań. Uprzedzając Wasze pytanie, udzielę odpowiedzi: w naszych wodach, zazwyczaj chłodnych, nie można utwardzać ciasta, aby tym samym poprawić jego spoistość; utwardzone ciasto będzie się tak skutecznie trzymać haczyka, że uniemożliwi nam zacięcie ryby. Oto kilka prostych sposobów uniknięcia problemów z ciastem:
Zachęcam Was do łowienia na ciastowate przynęty. Tym sposobem bardzo efektywnie i przyjemnie łowi się płocie, ukleje, leszcze, karasie karpie, liny, jelce.
Waldemar Ptak