7 września wybrałem się wraz z Tomkiem Maciejczakiem i Grześkiem Zwolickim (zaczyna przygodę z wędką) do miejscowości Zamość (niedaleko Bydgoszczy). Cel był prosty: rozpoznać łowisko należące do Państwa Marchlewskich.
Z opowieści słyszeliśmy o sporych karpiach i amurach, co przyprawiło nam uśmiechy na twarzy. Po przybyciu nad wodę i wygruntowaniu mieliśmy już jasność, że na głębokości 90 cm będzie trudno cokolwiek złapać. Wędkarstwo ma to do siebie, że trzeba próbować i zawsze walczyć. Zdecydowaliśmy, że wymieszamy zanętę pół na pół z ziemią bełchatowską i ją oraz robactwo podamy z kubka zanętowego. Karpie lubią jeść, dlatego Tomek dodatkowo przygotował 2 kg pęczaku oraz 2 kg konopi. Moją mieszankę oparłem na 2 kg zanęty Team Dragon Super Lock ze atraktorem Team Dragon Concentrate Coconut & Vanilia oraz ziemi bełchatowskiej, co później okazało się dobrym wyborem. Zestawy zbudowałem na żyłce HM 80 0,16 mm ze spławikami 0,3 oraz 0,5 g. Przypony HM80 na 0,14 mm, haczyki Mustad Po rozpoczęciu nęcenia woda aż wrzała i na dzień dobry swoją obecność zanotowały karasie „japońce” o wadze 150-200 g. Po godzinie wędkowania udało mi się wyholować amura o wadze 2,8 kg, a po chwili u Tomka wylądował ponad kilogramowy karp. Szybka decyzja - donęcamy białymi robakami z kubka, co pozwala utrzymać „żarłoki” w łowisku. W ciągu kilku godzin złowiliśmy kilkadziesiąt sztuk karasi oraz kilkanaście karpi. Łączny wynik wahał się w granicach 15-20 kg. Jak to na rybach czas szybko biegnie i po ok. 6 godzinach trzeba było wracać, bo do domu 220 kilometrów. Trzeba uznać wypad za udany. Serdecznie podziękowania dla Grześka i jego Rodziny za gościnę…
Z wędkarskimi pozdrowieniami,
Wiktor Gajowniczek