Tegorocznemu oczekiwaniu na rozpoczęcie sezonu boleniowego towarzyszyły mi mieszane odczucia.
Śledząc prognozy pogodowe oraz będąc naocznym świadkiem powrotu zimy na przełomie kwietnia i maja podświadomie wprowadzałem się w dziwne stany depresyjne. Przed oczami miałem start (a raczej falstart) z ubiegłego sezonu, którego początek jak wszyscy pamiętamy był delikatnie mówiąc mało udany, a obraz ten spędzał mi sen z powiek. Pomimo wszystkich przeciwności oraz targających mną wątpliwości, udało się w końcu odnaleźć promyk nadziei w postaci zakupu nowego kijka pod srebrnołuskie, rzeczne torpedy. Długo przygotowywałem się do zmiany mojego ulubionego Team Dragona (egzemplarz z pierwszej serii), ponieważ uznałem, że sporo się już napracował dla mnie i zasługuje na odpoczynek. Oczywiście kijek jest w pełni sprawny i nadal działa bez zarzutu, ciesząc zarówno oko jak i dłoń, której stał się przedłużeniem przez te wszystkie długie i ciężkie sezony.
Życie jednak idzie do przodu i zmiany przyzwyczajeń są nieuniknione. Dodatkowo, jako typowy wędkarz-gadżeciarz postanowiłem znaleźć sobie nową „zabaweczkę”, a TD-ka przenieść do zasłużonej rezerwy.
Wybór nie taki trudny
Jeśli chodzi o sam wybór nowego wędziska nie miałem bolesnych dylematów, no, może poza konkretnym modelem. Zastanawiałem się nad wersją 2,67 m c.w. 5-25 g oraz długość 2,90 m do 21 g. Biorąc jednak pod uwagę charakter łowiska, na którym łowię tj. niewielką rzekę oraz okoliczne zbiorniki zaporowe, zdecydowałem się na krótszą i nieco mocniejszą wersję (co prawda, bardzo ciężko u mnie o medalowe bolenie, ale męczenie 60-tki długim holem w silnym nurcie, a przy tym na lekkim sprzęcie nie jest niczym przyjemnym).
Pierwsze wrażenia
Posiadam w swoim arsenale wędzisko z serii Moderate (pierwsza seria: model 2,13 m c.w. 10-35 g) i dlatego dokładnie wiedziałem, czego się spodziewać przy rozpakowywaniu przesyłki. A mimo to, widok mojej nowej boleniowej szpady wywołał serię niekontrolowanych, euforycznych uniesień. Kijek, w stosunku do serii pierwszej praktycznie się nie zmienił, jeśli chodzi o stronę wizualną; i to zaliczam na duży plus. W tak oszczędnym, ale zarazem nowoczesnym designie każda zmiana nie zawsze korzystnie wpływa na całość. Ozdobne żłobienia piankowej, dzielonej rękojeści nadają jej indywidualny i oryginalny charakter. Dwukolorowy blank (w większości szary, na dolniku przechodzi w czerń) został uzbrojony w bardzo dobrej jakości przelotki K firmy Fuji. Lakier, zarówno na omotkach i pozostałych elementach, został położony równo, bez nadlewek. Całość prezentuje się świetnie, dając wrażenie produktu o wysokiej jakości i tak też jest w rzeczywistości. Nowoczesny design oraz wykonanie z dbałością o najmniejszy detal, to standard w tej serii.
Walory użytkowe
Oczywiście nie kupujemy sprzętu tylko po to, aby cieszył oko. Znacznie ważniejsze są jego walory użytkowe. Mojego nowego Moderate II zestawiłem z niezawodnym kołowrotkiem Ryobi Zauber 3000 wraz z nawiniętą spinningową żyłką HM w rozmiarze 0,22 mm. Całość doskonale ze sobą współgra, a młynek dobrze wyważa wędzisko. Pierwsze testy nad wodą przypadły na sam początek sezonu boleniowego. Niesprzyjająca aura nie nastrajała zbyt optymistycznie, ale zgodnie z tradycją postanowiłem spróbować swoich sił, dodatkowo motywowany chęcią powyginania nowego kijka na wygłodniałych po zimie, srebrnych torpedach.
Ku mojemu zaskoczeniu bardzo szybko się okazało, że zadanie to, z pozoru nie do wykonania, nie będzie wcale takie trudne. Bolenie pokazały się w łowisku manifestując swoją obecność charakterystycznymi i dobrze wszystkim znanymi atakami. Pogoda również dopisała, dlatego też przez te kilka pierwszych dni maja mogłem bez reszty oddawać się mojej nieuleczalnej boleniozie.
Podczas majowych, boleniowych eskapad udało się przechytrzyć kilka ładniejszych ryb, w tym dwie ze stojącej wody. Duża aktywność boleni pozwoliła przetestować nowy nabytek, który zachwycił mnie już na samym początku niesamowitą dynamiką i precyzją, ale po kolei... Większość wędzisk, zwłaszcza dłuższych i wyposażonych w dzieloną, piankową rękojeść ma problem z prawidłowym wyważeniem. W przypadku Moderate II założenie doń kołowrotka o masie ok. 280 g rozwiązuje całkowicie ten problem. Wielogodzinne, ciężkie łowienie nie powoduje zmęczenia i nadwyrężenia. Takim zestawem operuje się niezwykle komfortowo. Uchwyt kołowrotka skręcany od góry pewnie trzyma stopkę. Nie ma mowy o jakichkolwiek luzach. Sam przedni grip ma teraz idealną długość (w pierwszej serii był nieco dłuższy).
Seria Moderate w swoim pierwotnym założeniu miała zawierać wędki, których blanki miały się odznaczać wysoką dynamiką oraz progresywną pracą pod obciążeniem. Muszę przyznać, że mój nowy egzemplarz spełnia te założenia w stu procentach! Sama zaś wspomniana, wysoka dynamika wręcz poraża skutecznością; wędka miota cięższe boleniowe wabiki bez najmniejszego problemu, posyłając je na znaczne odległości. Doskonale sobie radzi również z przynętami o wadze bliskiej dolnej granicy ciężaru wyrzutowego (przypomnę, wynosi 5 g). Rzuty są bardzo precyzyjne i celne, a dzięki rękojeści o idealnej długości, także łatwe i intuicyjne.
Szybki, progresywny blank nie jest ani zbyt sztywny, ani zbyt kluchowaty. Wędka nie klęka podczas zwijania ciężkich woblerów w silnym nurcie, ale z drugiej strony jej progresywność i ciepły charakter pozwala uniknąć odbijania się ryb, atakujących naszą przynętę na tzw. krótkim dyszlu. Pewne zacięcie, nawet z dużej odległości, nie stanowi żadnego problemu. Szczerze powiedziawszy, w wielu przypadkach wędzisko zrobi to za nas, wystarczy jedynie pamiętać o prawidłowym ustawieniu hamulca w kołowrotku. Szybka akcja również umożliwia odpowiednią animację i prezentację wymagających przynęt, jakimi bez wątpienia są woblery bezsterowe. Pozorny brak ich własnej pracy wymaga od wędkarza niemałej kreatywności. Co prawda, Moderate II w magiczny sposób Was w tym nie wyręczy, ale z pewnością pomoże. Wędzisko dysponuje sporym zapasem mocy, co w połączeniu z pięknym, progresywnym ugięciem, pozwala na bardzo komfortowy i w pełni kontrolowany hol nawet dużych, silnych ryb, walczących w wartkim nurcie rzeki. Taka charakterystyka pracy blanku wpływa korzystnie na trzymanie ryby oraz w pewnym sensie ją ”uspokaja" podczas holu. Każdy odjazd czy szarpnięcie jest doskonale amortyzowane. Jak do tej pory, wszystkie ryby, które udało się zaciąć zostały bezproblemowo doprowadzone do podbieraka. Wspomniany znaczny zapas mocy, może się okazać nieoceniony w przypadku nieoczekiwanego przyłowu szczupaka, sandacza czy też suma. Osobiście nie przepadam za stosowaniem zbyt lekkich zestawów przy łowieniu boleni. Jak wiadomo męczenie ryby zbyt długim holem znacząco zmniejsza szansę na jej przeżycie. Piękne progresywne ugięcie to niemalże znak rozpoznawczy serii Moderate. Moc dozowana jest płynnie i bez wszelkich niepożądanych przesztywnień. Blank się gnie w stronę rękojeści wraz ze wzrostem obciążenia w sposób niebudzący jakichkolwiek zastrzeżeń. Dolnik natomiast przez cały czas zachowuje odpowiednią ilość zapasu.
Uniwersalny charakter
Dragon Moderate II 2,67 m 5-25 g to bardzo ciekawa propozycja dla miłośników łowienia boleni, ale nie tylko. Moje pierwsze, krótkie, ale intensywne testy pokazały, że posiada ona bardzo uniwersalny charakter, pomimo że początkowo może sprawiać wrażenie wędziska stricte zaprojektowanego do polowania na rapy. Ciekawa praca blanku, duża dynamika, piękna progresywna praca oraz spory zapas mocy to niezaprzeczalne atuty, które mogą wykorzystać nie tylko łowcy boleni, ale również spinningiści polujący na nocne sandacze czy szczupaki, przy wykorzystaniu lekkich przynęt.
Wysokiej jakości komponenty oraz ponadprzeciętna jakość wykonania z pewnością korzystnie wpłyną na komfort korzystania z wędziska, zwłaszcza w trudnym terenie. Moderate II już przy pierwszym kontakcie budzi pozytywne wrażenia, sprawiając wrażenie solidnej konstrukcji i tak też jest w rzeczywistości. Łowiąc tym wędziskiem nieodparcie towarzyszy nam wrażenie pełnego zaufania dla sprzętu, a wszystko za sprawą zastosowanych komponentów o ponadprzeciętnej jakości wykonania.
Niespełna kilka dni wystarczyło, abym całkowicie zakochał się w moim nowym kiju boleniowym. Szybko jednak się okazało, że stanie się on również moim nowym rzecznym uniwersałem do łowienia nocnych sandaczy i okazjonalnie szczupaków na lekko.
Dzisiaj, już z pełną świadomością mogę powiedzieć, że znalazłem godnego następcę mojego wysłużonego Team Dragona i jestem pewien, że będzie mi służył równie długo i bezawaryjnie.
Boleniowe akcesoria
Wybierając się na bolenie, czy to w dużej rzece, czy w jej mniejszych dopływach należy pamiętać nie tylko o odpowiednim skomponowaniu zestawu, ale również o innych, przydatnych akcesoriach ułatwiających łowienie i poprawiających nasz komfort.
Przede wszystkim nie powinniśmy zabierać ze sobą zbyt dużej ilości przynęt, aby nie obciążać naszych pleców wypchanym plecakiem czy kamizelką. A jeśli o samą kamizelkę chodzi, zdecydowanie polecam Tech Packa, w którego oprócz przynęt z pudełkami spakujecie bez problemu napój oraz suchy prowiant. Kamizelka jest wygodna, nie krępuje ruchów, ale przede wszystkim nie obciąża pleców i ramion, podczas wielogodzinnego łowienia. Osobiście miałem spory problem z doborem odpowiedniego rozwiązania, o czym wspominałem już w moim tekście o pasie biodrowym (http://www.firmadragon.pl/czytelnia/testerzy-relacjonuj/2746-pas-biodrowy-to-alternatywa-lub-uzupelnienie ), ale Techpack spełnia moje oczekiwania w 100%.
Pamiętajcie również o okularach polaryzacyjnych, które nie tylko pozwalają wytypować odpowiednią miejscówkę, ale zapewniają również odpowiednią ochronę naszych oczu przed szkodliwymi refleksami świetlnymi i promieniami UV.
Zgodnie z zasadą, iż wytrzymałość naszego sprzętu mierzona jest wytrzymałością jego najsłabszego ogniwa, warto zainwestować w dobrej jakości żyłkę oraz pozostałe elementy zestawu, takie jak chociażby mocne i niezawodne agrafki Spinn Lock czy Super Lock. Zdecydowanie godne polecenia są żyłki HM.
Piotr Czerwiński