„Prezentacja Dragon 2018”, strona dziewiąta, prawa tabelka, pozycja trzecia. Czytam: Black Rock II (spinning) 3.05 m; c.w. 5-25 g. Szybko dochodzę także do tego, iż jest to akcja Fast.
I od razu myślę: „Przecież rzucałem kiedyś Black Rock’iem i byłem zadowolony. A te parametry, to może być dla mnie świetne połączenie woblerowego bolenia i sandacza z Odry”.
Co prawda, firmowy magazyn czeka na styczniową przesyłkę z nowymi wędziskami, ale specjalnie dla mnie udało się w wielkiej hali „wyszperać” i zarezerwować jedyny egzemplarz. :)
Mowa o przyszłorocznej nowości, która po przejrzeniu katalogu o nazwie „Prezentacja Dragon 2018” przykuła moją uwagę najbardziej i - ku mej uciesze - niedługo po oficjalnym „odsłonięciu kart”, trafiła w moje ręce, a odrzańskie nurty oraz mieszkające tam drapieżniki już przeprowadzają bezlitosne testy. I mimo łowienia tym wędziskiem dopiero od początku listopada, a prawdziwe „kabany” jeszcze nie zechciały go sprawdzić, to pierwsze spostrzeżenia już się nasuwają. I faktycznie jest to „patyk” do zadań, o jakich myślałem że podoła.
Zastosowanie – ostrogi
Podniesiony od początku jesieni poziom wody w Odrze spowodował, że przybrzeżne trawy są częściowo zanurzone, a co za tym idzie, na ostrogach (w wielu przypadkach), wychodzą w nurt na kilka metrów. I tutaj świetnie sprawdza się długość wędziska, która wynosi nieco ponad 3 metry. Końcówka holu, gdy ryba nie ma już siły na szarże, ale nie jest jeszcze w pełni gotowa do podebrania, pozwala na bardzo krótkiej „smyczy” przytrzymać zdobycz w taki sposób, aby nie wpakowała się w trawy; tutaj może bardzo łatwo „przepiąć” przynętę i odpłynąć chociażby bez pamiątkowego zdjęcia. Bez żadnego koloryzowania: ta długość do opisanego celu sprawdza się w większości przypadkach bardzo dobrze i daje czas na przygotowanie się do maksymalnie komfortowego podebrania w tych warunkach. Kolejnym powodem wyboru takiej długości są bardzo daleko usytuowane niektóre stanowiska (rokroczne miejscówki) wielkich boleni, do których nie jest wcale tak łatwo dorzucić, a 305 cm, wyciąga „pomocną dłoń” i pozwala osiągnąć dodatkowe metry, które niejednokrotnie decydują o tym, że jednak „sięgniemy” namierzony okaz.
Zastosowanie – opaski
Ale nie tylko międzytamia. Drugim łowiskiem, w którym to wędzisko będzie świetnie się sprawdzać, to zarośnięte opaski. Tutaj nie ma zmiłuj i chcąc poprowadzić przynętę wzdłuż trawiastej prostki - którą wiecznie smaga główny nurt - zmniejszając maksymalnie ilość wejść w trawy, taka długość jest wręcz niezbędna.
Cechy wędziska
A co mogę powiedzieć „na szybko” o wędzisku? Mimo swej długości, jest naprawdę lekkie i bardzo dobrze wyważone. W zależności od tego, czy łowię bolenie, czy sandacze, podpinam do niego jeden z dwóch kołowrotków. Jest to Fishmaker II w wielkości 35 z nawiniętą żyłką Nano Power 0,22 mm lub Team Dragon Z w wielkości 30 z nawiniętą plecionką Guide 8X VISION 0,15 mm. W obu przypadkach, wyważenie jest naprawdę świetne i możecie na słowo uwierzyć lub nie, że po kilku kolejnych dniach nad wodą nie czułem w ramieniu żadnego zmęczenia.
Nawet kilkugramowe przynęty latają tam, gdzie chcę. „Rzutowe czucie” wabikami z dolnej granicy ciężaru wyrzutowego jest naprawdę na mocno zadowalającym poziomie.
Raczej nie jest to wędka do łowienia topornymi przynętami, stawiającymi w nurcie duży opór, ale osobiście nie przejmuję się tym i w takiej sytuacji zmieniam tylko kąt między wędziskiem a wchodzącą do wody linką i w niektórych przypadkach zbliżony on jest nawet do… linii prostej. Robię tak, gdy łowię w nocy sandacze Skinnerem 12 w bardzo długich warkoczach czy wręcz w głównym nurcie. Uwierzcie, że to w niczym nie przeszkadza, gdyż o tej porze (doby) brania (nie tylko mętnookich drapieżników) najczęściej są bardzo mocne i bez najmniejszego problemu poczujemy w łokciu „kopnięcie”. A tak ustawione wędzisko, podczas zacięcia, da nam tylko dodatkowe możliwości.
Kolejną częścią wędziska, na którą zwróciłem pozytywną uwagę, to długość dolnika; jak dla mnie, osoby niskiej - jest optymalna. Kończy się na łokciu i przy różnych manewrach o nic nie zawadza. Pod tym względem, powinna „służyć” każdemu.
Dlaczego to wędzisko?
Na „twarde” wnioski przyjdzie jeszcze czas, gdy „przebieg” kijka będzie zdecydowanie większy.
Pierwsze wrażenia z używania przyszłorocznej nowości są bardzo pozytywne. Łączyłem naprawdę wiele różnych wędzisk do dziennego, klasycznego łowienia boleni i nocnego szukania sandaczy (za pomocą woblerów). Były to sztywne „iksfasty”, wklejanki i miękkie „medfasty”. Owszem, do każdego z nich wystarczyło się przyzwyczaić, ale właśnie ten „fast”, jego długość i ciężar wyrzutowy, wydają się być najbardziej odpowiednim wyborem do połączenia obu gatunków, łowionych wspomnianymi technikami.
Jeśli ktoś z Was ma podobne podejście do tematu i nie stroni od takich „połączeń”, a dodatkowo nie chce wydać fortuny i jednocześnie czuć komfort podczas łowienia, to może śmiało sięgnąć po nowego Black Rock’a II. A najlepiej, jakby wybrał się na zimową Rybomanię w Poznaniu, zawitał na stanowisko Dragona i wziął ten kijek do ręki.
Na koniec małe wyjaśnienie. W sieci pojawia się coraz więcej pytań typu: „czy Dragon Black Rock II jest kontynuacją Okuma Black Rock?”. Otóż oferta wędzisk Black Rock na Polskę została opracowana przez ludzi z Dragona i w ramach handlowych porozumień była sygnowana logo OKUMA i przez tę firmę produkowana. Obecnie, po wygaśnięciu umowy handlowej z Okumą, Dragon podtrzymał ofertę wędzisk Black Rock, których produkcja wciąż odbywa się w tym samym miejscu. Dla podkreślenia tych zmian Dragon zdecydował się opatrzyć nazwę Black Rock dopiskiem rzymskiej II oraz dodaniem swojego logo DRAGON. Jak widać, nie ma mowy o niekorzystnej zmianie jakości, a także nie ma żadnej pomyłki „w druku” czy „kopiowaniu” dobrego spinningu od konkurencji.
Mariusz Drogoś
fot. Waldemar Ptak