W jeden z pierwszych dni listopada punktualnie o piątej rano przekręcam kluczyk w stacyjce. Mimo wczesnej pory nie chce mi się spać. Nakręca mnie ponad dwutygodniowa przerwa w łowieniu oraz zapowiadana na dzisiejszy dzień prognoza wyjątkowo pięknej jak na tę porę roku pogody.
Gitarowy riff legendarnego „Smells Like Teen Spirit” Nirvany płynący z samochodowych głośników, jeszcze tylko dodaje mi energii. Po kilkunastu minutach jazdy jestem nad Kanałem Żerańskim. Wybór pada na jego najciekawszy fragment, łowisko sportowe z zakazem zabierania ryb, czyli mówiąc po wędkarsku: odcinek no kill. Gdy zajeżdżam nad wodę jest jeszcze ciemno i nie ma nikogo na brzegu. W świetle założonej na głowę latarki wybieram miejsce, przygotowuję stanowisko oraz zestawy. Dopiero po kilkunastu minutach po drugiej stronie kanału pojawiają się zaparkowane auta i pierwsi wędkarze.
Dwa delikatne zestawy
Lubię tutaj przyjeżdżać o tej porze roku, bo właśnie teraz można tu nieźle połowić małych i średnich ryb. A dziś chodzi mi właśnie o to, aby delikatnymi zestawami po prostu nieco połowić. Mając dosłownie kilka godzin na wędkowanie, chcę mieć w tym czasie jak najwięcej brań, holi finezyjnym sprzętem i po prostu cieszyć się z łowienia. Właśnie dlatego wybrałem na łowisko wolno płynący kanał z dobrym dostępem do brzegu, sporą ilością ryb w wodzie oraz lekką DS jako metodę połowu.
Dzisiejszy dzień to dobra okazja do wypróbowania - nowego w moim arsenale - feedera MegaBAITS Black Shadow 80. Teoretycznie długi na 360 cm feeder do 80 gramów wyrzutu wydaje się być za toporny i mocno na wyrost jak na niezbyt szeroki kanał z minimalnym uciągiem. Jednak dziś chcę przekonać się, na ile ta wędka potrafi być czuła i jak sprawdzi się w takim finezyjnym łowieniu w tych warunkach. Tego lekkiego i smukłego feedera uzbrajam w najdelikatniejszą szczytówkę 1 oz (28 gramów wyrzutu), żyłkę główną 0,18 mm oraz przypon 0,10 mm z haczykiem numer 12. Przelotowo po żyłce przesuwa się obustronnie otwarty koszyczek zanętowy z 15-gramowym obciążeniem. Drugi zestaw wiążę na nieco ponad dziesięciocentymetrowej skrętce z żyłki 0,20 mm z takim samym haczykiem na grubszym o jeden rozmiar przyponie. Dwudziestogramowy koszyk posyłam nieco za środek kanału i blokuję żyłkę pod klipsem na szpuli kołowrotka. Dzięki tej blokadzie, obierając cel na charakterystyczne drzewo na drugim brzegu kanału, posyłam zestaw zawsze w to samo miejsce. Ten pierwszy zestaw posłuży mi natomiast do szukania ryb na bliższym dystansie.
Dwie zanęty
Dzisiejszy wypad na kanał to także szansa na sprawdzenie nowych (nowość na 2019 r.) zanęt MegaBAITS Tactix. Dziś zabrałem dwie różne mieszanki, jeszcze w opakowaniach roboczych. Dzięki temu jest większa szansa na wstrzelenie się w to, co danego dnia może podpasować rybom.
Jako pierwszą nawilżam zanętę Tactix Canal. Ma drobną frakcje, prawie czarny kolor i bardzo przyjemny, choć trudny do sprecyzowania słodki aromat. Rozrabiam ją bez żadnych modyfikacji tak jak jest w opakowaniu. Jedynie dodaję do niej odrobinę pinek. Niestety żywych, ale tutaj kłania się brak czasu w dzień poprzedzający ten wypad. Następnie przygotowuję zanętę Tactix Feeder Light. Tutaj już widać grubiej zmielone frakcje mieszanki o lekko brązowym zabarwieniu i mocnym ziołowym aromacie. Mieszam ją w proporcji pół na pół z rozpraszającą gliną. Oprócz pinek dodaję do niej porcję rozmrożonej ochotki akwarystycznej, którą wcześniej rozmieszałem za pomocą wspomnianej gliny. Na haczyk cięższego zestawu trafia kanapka z pojedynczej dendrobeny i białego robaka. Na drugiej za przynętę posłużą dwa białe robaczki lub kilka pinek. W koszyczkach zaczynam od słodkawo pachnącej zanęty Tactix Canal.
Kombinacje na haczyku i w koszyku
Jeszcze się na dobre nie rozwidniło, gdy coś szarpie szczytówką posłanej na środek kanału wędki z dendrobeną. Ponad trzydziestocentymetrowy leszczyk złowiony od razu po rozpoczęciu wędkowania jest dobrą zapowiedzią dzisiejszego poranka. Przez pierwszych kilkadziesiąt minut nie dzieje się jednak za wiele. Łowię jeszcze jednego leszcza, dwie małe płotki oraz jakieś niewielkie krąpiki. Wszystkie ryby na dwa białe, a ich zmiana na pęczek kilku kolorowych pinek przynosi tylko małego okonia. Po złowieniu okonia rezygnuję z pinek i na haczyk nadziewam cztery białe robaki. Sięgam jednocześnie po drugą zanętę z dodatkiem rozmrożonej ochotki oraz nieco dłuższe ponad półmetrowe przypony. Wybory okazują się słuszne, bo szybko przynoszą następnego niewielkiego leszcza. Choć zazwyczaj o tej porze roku łowię tu na mniejsze przynęty, to właśnie duże pęczki białych okazują się być dziś dobrą przynętą. A ja mam w końcu to, po co dziś tu przyjechałem. Gdzieś między godziną ósmą a dziewiątą cały czas trzymają się w łowisku i żerują te niewielkie leszcze. Przez kilka chwil nawet ciężko jest łowić na dwie wędki, bo szczytówki cały czas sygnalizują brania. Zazwyczaj szczytówka zadrga raz czy dwa by za chwilę przygiąć się płynnym łukiem, co jest momentem do zacięcia. Ilość brań, zacięć i holi pozwala zatracić się na tych kilkadziesiąt minut całkowicie w wędkowaniu. W takiej chwili nie myśli się o codzienności, problemach, korkach na drogach. Po prostu całkowite skupienie na tym, co tu i teraz nad wodą.
Po mniej więcej dziesiątej rybie brania ustają, co prawdę mówiąc w niczym mi nie przeszkadza. Sam muszę coś w końcu zjeść i „strzelić” szybką kawę z termosu. Jednocześnie, ponieważ skończyły się brania, postanawiam wrócić do nabicia koszyczków używaną rano zanętą Tactix Canal.
Niespodzianka z wąsikami
Jest już dobrze po jedenastej i powoli mój czas na wędkowanie dobiega końca. W międzyczasie nad kanałem zrobiło się naprawdę pięknie. Jest ciepło i słonecznie. Pierwszy raz w życiu w listopadzie łowię ryby siedząc w koszulce z krótkim rękawem.
Kontemplację złotej polskiej jesieni nad Kanałem Żerańskim przerywa agresywne branie rodem z najlepszego komercyjnego łowiska. Wygina się cała górna część cięższej wędki, którą znowu trzymam z czerwonym robakiem. Po zacięciu przez chwilę wyobrażam sobie leszcza, którego zdjęcie może być piękną ilustracją niniejszego tekstu. Jednak po chwili pod powierzchnią coś pobłyskuje grubą łuską. W tym momencie jestem przekonany, że to ładny karaś srebrzysty. Już w podbieraku „czar” pryska, choć nadal jestem zadowolony. Karaś okazuje się być pełnołuskim karpiem z uroczymi małymi wąsami, między którymi wiszą resztki czerwonego robaka. Sam haczyk trzyma tak mocno, że mimo płytkiego zapięcia muszę użyć cążek, żeby wypiąć go rybie z wargi. Karp ma niewiele ponad trzydzieści centymetrów. Jednak przez kilka chwil dał sporo frajdy i jest takim małym ukoronowaniem dzisiejszego dnia nad kanałem.
Mimo tego, że nie złowiłem dziś nic szczególnego wędkowanie kończę zadowolony. Zrealizowałem podstawowe założenie, żeby mieć dużo brań i złowić trochę ryb a przy okazji najzwyczajniej odpocząć nad wodą.
Feeder Black Shadow do 80 gramów zaopatrzony w najdelikatniejszą sygnalizacyjną końcówkę doskonale spełnił swoje zadanie. Szczytówka sygnalizuje nawet niewielkie obcierki ryb o żyłkę. Kij jest wręcz elektryczny w sygnalizacji brań i szybki przy zacięciu. Praktycznie każde branie skutecznie zacinałem, w czym też miały swój udział haczyki V-Point PRO Specialist Bream. Dwunastka dobrze pasowała do dzisiaj skutecznych przynęt. Prawie wszystkie ryby były pewnie i mocno zacięte. I jest to dla mnie sygnał by uważnie przyjrzeć się ofercie MegaBAITS także w tym asortymencie. A biorąc pod uwagę prognozy pogody i nadchodzące kolejne weekendy, będzie ku temu nie jedna okazja.
Paweł Daniec