“Kiedyś to było…!” - znacie ten tekst, prawda? Kufajki, dziane swetry czy (obowiązujące niegdyś każdego prawilnego wędkarza!) spodnie z wojskowego demobilu (wpuszczone w „elegancko” wykończone filcem gumiaki) - na pewno to znacie! Jak nie z autopsji to z opowieści ojców, dziadków czy sędziwych wędkarzy. Bo takie były czasy: im więcej odzieży człowiek miał na sobie, tym było mu cieplej. Jednakże im grubiej się ubieraliśmy, tym bardziej było nam niewygodnie.
Na szczęście, dzisiaj z tamtych specyficznych dziejów pozostały nam wspomnienia (zapewne piękne!). I jeszcze jedna rzecz: konieczność ubierania się zimą na „cebulkę”. Obowiązek wspomagany jednak postępem technologii, który nie ominął również dziedziny produkcji odzieży. „Dzisiaj to jest wypas!” – aż chce się rzucić na widok bogactwa wyboru, lekkości ubioru, elegancji fasonów i nadzwyczajnych właściwości termicznych kolorowych kolekcji, jakie fundują nam producenci odzieży wędkarskiej.
Bielizna pierwszej warstwy, czyli dawniej kalesony i koszula flanelowa
Zasmucę wszystkich z nostalgią spoglądających w przeszłość: nic „w kratę”! Ciemne kolory bielizny termicznej Termo StretchFIT czy pomarańczowe wstawki w modelu BodyMate, to zdecydowany powiew nieco bliższych obecnym czasom, modowych trendów (soreczki, ale tak jest!). I całkiem inne zadania: ta część garderoby ma przede wszystkim odprowadzać pot (wilgoć) do bielizny drugiej warstwy; być przyjemną w dotyku, nie podrażniać skóry (bo do niej przecież bezpośrednio przylega) i „oddychać”. Zapewniać komfort podczas długich spacerów brzegami rzeki i eliminować nieprzyjemne zapachy („ludź” to nie dzik, biegając po lesie się poci).
Bielizna drugiej warstwy, niegdyś sweter wątpliwej urody (wzorki) i pierwsza para spodni
Dziś zdecydowanie inne podejście do sprawy. Co prawda pewne analogie znajdziemy. Choćby i taką, że zarówno dwuczęściowy komplet HeatGuard, jak i dziany prezent od żony czy babci (do spółki z naciągniętymi na kalesony spodniami), równie dobrze wywiązują się ze wspólnego dla nich zadania: ochrony przed zimnem. Ale już uszyty ze szczerego serca (i z włóczki) świąteczny podarek nie „przemyci” wilgoci ze swej wewnętrznej strony na zewnątrz - a to HeatGuard potrafi. Nie „oddycha” też. I podczas, gdy jedynym, co dziany „cud techniki” łączy z flanelą, są „mućki” i „kłaczki” (którymi owe części garderoby obdarowują się nawzajem), tak bielizna termoaktywna to dwa rzeczywiście współpracujące ze sobą, wykonane z dobrych jakościowo materiałów, elementy wędkarskiej odzieży.
O roli właściwego ubrania „na rybach” można przeczytać także w art. Mariusza Drogosia.
Ale to, o czym piszę, to żadna reguła...
Bieliznę drugiej warstwy HeatGuard, możesz nakładać również bezpośrednio na ciało - z pominięciem użycia bielizny warstwy pierwszej. Oczywiście, jeśli tego chcesz. Bo nad wodą to Ty dyktujesz warunki (i pogoda ma też trochę „do gadania”).
Jeśli jednak przewidujesz, że dzień spędzony nad pstrągową rzeką będzie obfitował w temperatury tak srogie, że ho, ho!, to użyj ich obu! A następnie leć dalej z cebulką - dokładaj jej kolejne warstwy.
No i te kultowe spodnie z wojskowego demobilu!
„Nałóż serdak, bo zmarzniesz” - jak mawiała moja babcia. Serdak? A co to jest? (Spytają młodsi.) Ano, to coś, co wywołuje dziś jedynie nostalgiczny uśmiech na mojej twarzy (odpowiadam). Zaś przeżywające w latach `90 apogeum swojej popularności spodnie, zostały wyparte z realiów polskich łowisk tak samo skutecznie, jak obowiązkowa służba wojskowa z założeń polskiej polityki obronnej. No, to znaczy, przynajmniej ja się z nich „wyleczyłem”, bo… ja jestem dresiarz! I na ryby też dres zakładam.
I dla takich właśnie jak ja dresiarzy kiedyś powstał Dres RelaxWear. Pierwszym elementem, wykonanego z materiału Thermo-Air kompletu jest bluza. Rozpinana, z podwyższonym kołnierzem stanowiącym dodatkową ochronę przed wszędobylskim wiatrem. I nawet taka chudzina jak ja może poczuć się w niej (i wyglądać) zupełnie nie jak „ktosiek” ubrany w worek po ziemniakach (posiada regulację obwodu i ściągacze w rękawach). Całości kompletu dopinają spodnie z bajerem (rozpinane nogawki, które umożliwiają nakładanie bez konieczności zdejmowania butów), regulacją obwodu pasa i kieszeniami zapinanymi na zamek. Tak więc z tyłka nie spadną, a i z kieszeni też nic nam nie wyleci. Szkoda, że nie ma ich już w ofercie.
Ponadto bluzy bawełniane z kapturem (i nadrukiem Twojej ulubionej rybki) czy mój faworyt: bluza Thermo Pile 300 - duża porcja zakapturzonego, solidnego polaru (albo niezakapturzonego, bo kaptur można odpiąć). Odzież, w której będziesz czuł się jak rycerz w grubej zbroi: chroniącej nie przed złym smokiem, lecz równie agresywnym, co bajkowa bestia realnym mrozem. Odzianemu w pancerz wykonany z oddychającego materiału, będzie Ci jednak zdecydowanie lżej, niż baśniowemu rycerzykowi (o zakutej w stal głowie) wędrować „za siedem gór i wzdłuż siedmiu rzek” (w poszukiwaniu księżniczek - tych kropkowanych rzecz jasna)! Mało? No, to coś od firmy Mustad polecam, a i co nieco wprost z fabryki Geoff Anderson w ofercie Dragona też znajdziecie.
Sporo tego, naprawdę. O tym jednak (o ofercie Geoff Anderson), że zimowa kurtka wcale nie musi być gruba (czyli ciąg dalszy moich przemyśleń i logiki, którą podczas zakupu odzieży się kieruję) oraz pewnie więcej jeszcze, pojawi się już niedługo. W kolejnej części cyklu: “Planujemy wyprawę na zimowe pstrągi!”
Dawid Sokołowski
fot. Waldemar Ptak