Pamiętam czasy, gdy zasadniczy sezon spinningowy zaczynał się (dla mnie) 1. maja, oczywiście na szczupakach. Ach, stare dzieje. Teraz sezon można powiedzieć trwa u mnie non stop.
Mój sezon trwa od 1. stycznia na pstrągach, a nieco później - pstrągach i kleniach. Właśnie w kwietniu mam dylemat, co wybrać. Jednocześnie wiem, że mogę trafić dużego pstrąga, ale po kilku miesiącach postu ciągnie mnie nad średniej wielkości rzekę, aby zapolować na klenia.
W samochodzie nieustannie leży w pogotowiu MS-X dł. 2,28 m c.w. 2,5-16 g z kołowrotkiem NanoPOWER, na którym mam nawiniętą plecionkę średnicy 0,08 mm. W tym okresie jest to (na moje łowy) idealny uniwersalny zestaw, który zabieram na rzeczkę pstrągową i nieco większą kleniową. Często jest u mnie tak, że na jednym wypadzie „zahaczam” obydwa te gatunki i stąd taki zestawik.
Średniej wielkości rzeka w kwietniu bądź w maju to łowisko, które może nam dać wiele radości.
Przynętami, których wtedy używam, są głównie woblery długości od 3 do 5 cm. Moim zdaniem powinny one pracować dosyć drobno, ale wyczuwalnie. W miarę ocieplania się dni i nocy, na agrafce zapinam też bardziej agresywnie pracujące woblery. Ich kolorystyka jest raczej stonowana; złoto i czerń przeważają w moim pudełku. Przynęty nie muszą nurkować bardzo głęboko. To nie zima i ryb można szukać w nieco innych miejscach.
Na początku kwietnia często mam brania kleni w warkoczach za zwalonymi drzewami. Nie są to "szybkie" miejsca, raczej „średnie” z niezbyt głęboką wodą. Im cieplej, tym częściej ryb możemy się spodziewać w miejscach z coraz wyraźniejszym uciągiem. O ile na początku takich łowów rzadko mam brania na napływach zwalonych drzew, to późniejszą porą są one tam znacznie częstsze.
Uwielbiam miejsca z wypłyceniem po mojej stronie, a z rynną po przeciwnej, szczególnie gdy ryby już dość dobrze żerują. Wobler sprowadzany (w tych miejscach) klasycznym wachlarzem jest często atakowany zaraz po zanurzeniu pod wodę.
To, że mały wobler jest przynętą uniwersalną, przekonałem się wiele razy… W tym roku również miałem wiele okazji to potwierdzających.
Podchodzę do miejscówki, w której kilka dni wcześniej miałem kontakt z fajnym kleniem. Praktycznie przez całą szerokość rzeki leży zwalone drzewo i główny nurt jest pod drugim brzegiem. Rzucam woblerem w warkocz i sprowadzam go wachlarzem. Gdy przynęta jest pod moim brzegiem, widzę wyjście ładnej ryby do woblera, ale rezygnuje ona z ataku. Pozwoliłem przynęcie lekko się cofnąć i delikatnie podciągnąłem ją do siebie. Ryba, widząc to zawraca i atakuje. Pomyślałem, że to piękny kleń, ale ryba zaczęła młynkować na powierzchni... Potok? Nie, to troć! Pomimo, że to kwiecień ryba długo nie powalczyła. Paraboliczna akcja kija w zestawie z plecionką nie dała rybie żadnych szans na przedłużanie holu i „hasanie” na kiju; tym bardziej, że wobler cały schował się w paszczy. Zsuwam się do wody z wysokiej skarpy, podbieram rybę i po kilku zdjęciach troć wraca do wody.
Myślę, że przekonałem Was do wyprawy nad taką rzekę właśnie z lekkim spinningiem w ręku i małym woblerem na agrafce. Piękne widoki, różnorodność gatunkowa ryb i niecodzienne przyłowy – takie atrakcje na Was czekają…
Tomasz Sieński
Team Dragon ESSEL Elbląg