Niespełna trzy lata temu po raz pierwszy w moje ręce trafiło wędzisko Dragon z serii MS-X. Był to model wówczas najdelikatniejszy, o ciężarze wyrzutu do 10 gramów i długości 1,9 m. „Patyczek” ten w dalszym ciągu użytkuję z powodzeniem. Przyznam się, że przez trzy sezony wędka ta przerobiła każdy gatunek drapieżnika występujący w naszych wodach - z wyjątkiem brzany . Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale także „wąsaty przyłów” popracował na tym wędzisku – 102 cm „wąsa” holowanego na wędzisku do 10 gramów nawet na bardzo doświadczonym koledze wędkarzu zrobiło piorunujące wrażenie. Może właśnie dlatego, iż tak wiele ciekawych wydarzeń miało miejsce przy wędkowaniu MicroSpecialem, bardzo polubiłem wyjątkową serię MS-X wśród wielu modeli z serii Dragon CXT. Z tego też powodu z jeszcze większą radością przyjąłem propozycję popracowania z tegoroczną nowością w tej serii, i to w najlżejszym wydaniu.
Tym oto sposobem w maju trafiło do mnie „najnowsze dziecko” serii MS-X w wersji UL, a było nim wędzisko 1,98 m o c.w. 0,5-6g. O walorach estetycznych i technicznych tej serii wiele już napisano, dlatego też skupie się raczej nad przekazaniem moich spostrzeżeń z użytkowania tego kija. Dodam tylko, że nowością jest, iż niektóre wędziska serii MS-X dostępne są w limitowanej do zaledwie 10 sztuk na krajowy rynek edycji specjalnej z przelotkami Fuji TORZITE. Fajna propozycja dla indywidualistów, którzy lubią posiadać w swoim arsenale coś wyjątkowego, a z całą pewnością seria MS-X na wyjątkowe traktowanie zasługuje.
Moje nowe wędzisko uzbroiłem najdelikatniej jak się dało. Wybór padł na kołowrotek Team Dragon SL FD1115i. Maszynka ta ważąc zaledwie 161 gramów doskonale wywarzała cały zestaw. W pierwszej kolejności nawinięta została delikatna plecionka Dragon Invisible Clear o średnicy 0,06 mm. Celem moich pierwszych wypraw był naturalnie okoń. Zanim pierwsze przynęty powędrowały do wody, zastanawiałem się czy można stworzyć coś jeszcze bardziej finezyjnego i delikatnego niż mój MS-X do 10 g. Już pierwsze rzuty dały jasną i klarowną odpowiedź – tak, z całą pewnością można. I tu pojawiło się kolejne pytanie – czy warto i potrzeba łowić aż tak delikatnie? Wielu z nas pewnie się zastanawia. Tu też moja odpowiedź brzmi – warto i trzeba. Są takie dni, kiedy ryby wyjątkowo niechętnie pobierają pokarm, kapryszą i w tym właśnie czasie, będąc odpowiednio wyposażonym nie zejdziemy z wody o przysłowiowym kiju.
Taka też była moja pierwsza wyprawa – okonie wyjątkowo niechętnie współpracowały. W łowisku niechętnie atakowały podawane im wabiki. Zgodnie z moją tradycją, i w tym dniu wędkowanie rozpocząłem od przynęt gumowych wielkości 5-8 cm podawanych w opadzie z obciążeniem 3-7 g. Prze kilka godzin przerobiłem chyba cały arsenał gumowych wabików. Zmieniałem kształty przynęt, ich obciążenie, technikę i głębokość prowadzenia, i co? I... nic. Pasiaste „rozbójniki” przez trzy godziny konsekwentnie ignorowały mnie i moje starania.
Na szczęście w tym dniu miałem coś, czym zaskoczyłem moich „ignorantów”. Wyposażony w „wykałaczkę” do 6g i w najmniejsze z dostępnych rozmiarów przynęt ( Jumper – 1”; Phantail – 2”; Hitman – 2” ;najmniejsze Aggressory i Belly Fishe) skłoniłem okonie do współpracy. Zabawa była niebywała. Maleńkie przynęty podawane z 3 gramowym obciążeniem skłaniały kapryszące okonie do współpracy. Co ciekawe, brania wcale nie były delikatne, co świadczyć może o tym, iż ryby te wcale nie były tymi nieżerującymi. One po prostu potrzebowały innego bodźca, a takowym okazał się mikro rozmiar. W tym dniu trafiały się okonie w najróżniejszych rozmiarach. Łowiłem też te„akwariowe”, ale trafiły się także ryby przekraczające 30 cm. Praca MS-X do 6 g pod „trzydziestakiem” to sama radość. Piękne, równe, głębokie ugięcie, niebywała miękkość wędziska – to wszystko sprawia, iż nie można zgubić na tym „patyku” ryby nawet tak dynamicznie walczącej i z tak kruchym pyszczkiem jak okoń. Piękne jest to, że już rybki z przedziału 25 – 28 cm holowane na opisywanym wędzisku dają niebywałą radość.
Jeśli mowa o wędzisku, to nie sposób nie wspomnieć tu o właściwościach rzutowych. Nowy MS-X wygląda równie imponująco jak podczas holu. Miotanie przynętami o wadze 3 – 6 g na odległość powyżej 30 m nie stanowiło żadnego problemu, a rzuty przy tym były wyjątkowo celne. Dolnej granicy c.w. niestety nie sprawdziłem, ale i na to przyjdzie czas w przyszłym roku, kiedy to przetestuję mojego MS-X w konfrontacji z krasnopiórkami o czym nie omieszkam kilka słów napisać.
Po miesiącu użytkowania nowego MS-X w zestawie z plecionką postanowiłem zamienić plecionkę na żyłkę – tym razem szpulę mojego SL wypełniła żyłka Team Dragon Spinn o średnicy 0,16 mm, a celem w dalszym ciągu był okoń. Zabawa takim zestawem była również doskonała i finalnie zaowocowała kilkunastoma dorodnymi pasiakami, które przekroczyły 35 cm.
W tym miejscu dodam, iż czucie brań – nawet tych najdelikatniejszych w zestawie z żyłką niebywałe. Dlatego też po dziś dzień zestaw z żyłka użytkuję. Tym oto sposobem będąc wyposażony w wędzisko Dragon MS-X do 6 g, uzbrojone w kołowrotek wielkości 1000-1500 wypełniony żyłką oraz drugie wędzisko z serii MS-X do10 g, uzbrojone kołowrotkiem podobnej wielkości z nawiniętą plecionką umożliwia mi łowienie pasiaków w każdym rozmiarze oraz każdych warunkach, a co najważniejsze, finezyjnie i mając przy tym sporo zabawy i radości. Dodatkowo będąc wyposażonym w najnowszy model serii MS-X do 6 g pokusić się mogę o nowe doświadczenie i zasmakować w połowach krasnopiórek na spina.
Jeśli ktoś z Was lubi finezję, to na pewno musi zasmakować w nowym MS-Xie w najlżejszym wydaniu. Ja ze swojej strony gwarantuję, że warto i to nie tylko ze względu na doskonałą zabawę, ale chociażby po to, by w wyjątkowo trudnych warunkach być wciąż skutecznym wędkarzem.
W załączeniu kilka fotek „pasiaków”, które polubiły MS-Xa tak samo jak ja.
Łukasz Adamiak