Wasze historie i testy

Wędzisko TD. Cel – wiślany sandacz.

Wiślany sandaczZ pewnością wielu wędkarzy zadało sobie pytanie, jakimi cechami powinien się charakteryzować kij na rzeczne sandacze. Kilka zwrotów powtarza się we wszystkich tekstach na ten temat i są to: moc, dynamika, czuła szczytówka. To bardzo trafne określenia doskonale pasujące do idealnego wędziska na zandery. Na pewno musi ono wytrzymać przeciążenia spowodowane przynętami ważącymi 40 gramów a nawet więcej. Jak dla mnie najważniejsza jest bardzo szybka akcja i mocny dolnik pozwalający szybko zaciąć twardopyskiego drapieżnika. I wcale nie trzeba sięgać po drogie, rzemieślnicze konstrukcje aby znaleźć kij pasujący do powyższego opisu. W ofercie Dragon’a znalazłem wędkę idealnie spełniającą moje wymagania.

Wybór padł na TEAM DRAGON-a o długości 2,55 metra i ciężarze wyrzutowym od 10-42g.

Już pierwsze, wizualne wrażenie było jak najbardziej pozytywne. Uwagę zwraca smukły zarys grubościennego blanku, który nadaje sztywności oraz podwójna przelotka Fuji w rozmiarze 30 mm potwierdzająca moc tego wędziska. Kij jest lekki, dobrze wyważony o ekstra szybkiej akcji i bardzo mocnym dolniku. Staranie wykonane omotki podkreślają estetykę. Rękojeść z wysokiej jakości korka oraz uchwyt rezonansowy dopełniają całości. Byłem bardzo ciekaw jak kij spiszę się w trudnych, rzecznych warunkach. Okazją do przetestowania wędki był wypad na Wisłę. Po prawie 3 tygodniowych upałach nastąpiło w końcu oczekiwane ochłodzenie. Razem z kolegą Kubą płyniemy w końcu na znane nam miejscówki. Celem są sandacze i z nadziejami dopływamy do pierwszego miejsca. Rozwijamy wędki bacznie obserwując wodę. Widać żerujące okonie, czasami gdzieniegdzie uderzy rapka. Cały czas pada deszcz ale odzież Geoff’a Andersona dobrze spełnia swoją rolę. Zakładam przypon Dragon’a - Surfstrand 1x7 do 13 kg, główkę V-point Speed 35 gram oraz Reno Killer’a 10 cm – perłę z czarnym grzbietem i pomarańczowym brzuszkiem. Na kołowrotku mocna plecionka o wytrzymałości 30 lb.

Wiślany sandacz

Na początku test gumy przy powierzchni. Efekt - wspaniałe kołysanie się zarówno przy wolnym prowadzeniu jak i w opadzie ! Kij pod przynętą delikatnie się ugina czyli główka została idealnie dobrana do ciężaru rzutowego. Na początku z pewną dozą ostrożności posyłam gumę bliżej, oswajając się z akcją kija. Parę podskoków na dnie i już wiem, że każdy najdelikatniejszy sygnał spod wody przenoszony jest natychmiast na dolnik. Uchwyt rezonansowy idealnie spełnia swoje zadanie. Wrażenie niesamowite ! W pewnym momencie mam branie ale za bardzo rozkojarzony podziwianiem kija nie udaje mi się go zaciąć. Drugi rzut został wykonany już prawidłowo na dalszą odległość. Parę podskoków i następuje twarde pstryknięcie. Zacięcie wykonuję w tempo i po chwili podziwiam pracę i piękne ugięcie Team Dragona. Początkowo ryba wydawała mi się dużo mniejsza ale to przecież typowe zachowanie sandacza. Coraz większe ugięcie kija wskazywało na to, że przeciwnik jest większy niż myślałem. Pewność używanego sprzętu dawała jednak poczucie bezpieczeństwa i gwarancję na udane zakończenie holu. Po paru chwilach ryba znalazła się w łodzi. Sandacz mierzył 74 cm i był w doskonałej kondycji. Ryba ta była najlepszym testem dla tej wędki, która teraz będzie stanowiła mój podstawowy zestaw na wiślane pręgowane drapieżniki.