Tegoroczny sezon szczupakowy powitałem w gronie najlepszych przyjaciół w sposób klasyczny, czyli podczas wyjazdu na sprawdzone, skandynawskie, łowisko. Piszę skandynawskie, by nie zaczynać od słowa "szwedzkie". Zdaję sobie sprawę, że na temat szwedzkich łowisk napisano już bardzo wiele i większość z czytelników ma lekką alergię na to hasło. Reakcja całkowicie naturalna, ileż można czytać o szwedzkich szczupakach i szwedzkich łowiskach. Sam wolałbym pisać o polskich, ale trudno, w Polsce duże szczupaki biorą tylko w jednym miejscu, no może w kilku, a w Szwecji, może zaledwie w kilku nie biorą. Z tego właśnie powodu, gdy mam na poważnie przetestować sprzęt i przekazać opinie producentowi, wybieram sprawdzone łowisko, w którym prawdopodobieństwo wypróbowania sprzętu na dużej rybie jest wielokrotnie większe, niż w kraju.
Tym razem do testu otrzymałem od DRAGONA: 3 serie nowych przynęt gumowych o intrygujących nazwach Hitman, Maggot i Bandit, a także nowego, 6-calowego, Reno Killera. Bardzo ciekawe, niestandardowe kształty, rewelacyjna praca i ciekawa kolorystyka sprawiły, że się sprawdziły wyśmienicie. Szczególnie nowy, olbrzymi Reno Killer robił wrażenie nawet na najbardziej wymagających zębaczach. Jego niepodobnej do żadnej znanej mi przynęty gumowej pracy, nie mogły się oprzeć nawet najbardziej obżarte szczupaki. Również największe rozmiary Hitmana wprost czarowały ryby na łowisku. Ich powolne, wręcz majestatyczne ruchy nawet przy najwolniejszym prowadzeniu, kusiły szczupaki nawet wtedy gdy nie bardzo miały ochotę na żerowanie. Dwie pozostałe przynęty oceniam raczej jako przynęty sandaczowo – okoniowe i nie bardzo miałem jak sprawdzić ich skuteczność na początku maja. Na testy przyjdzie pora nieco później.
Głównym tematem testu był jednak dopiero co wdrażany do produkcji, przewidziany do sprzedaży w przyszłym roku, najnowszy kołowrotek DRAGONA – całkowicie nowatorska konstrukcja o roboczej nazwie: „Fishmaker”. Ten supernowoczesny kołowrotek, którego już sam wygląd budzi szacunek, musiał w boju, w trudnych warunkach, udowodnić, co naprawdę potrafi. Japońscy konstruktorzy pracujący nad nowym projektem na zlecenie Dragona, mieli za zadanie stworzyć kołowrotek nowoczesny, o nadzwyczaj szerokiej szpuli i wyjątkowo precyzyjnym hamulcu, kołowrotek przeznaczony głównie dla wymagających spinningistów, perfekcyjnie nawijający zarówno żyłkę jak i plecionkę a do tego absolutnie niezawodny i prosty w obsłudze i konserwacji. Już pierwsze rzuty dowiodły, że duża rolka kabłąka i znakomicie wyprofilowany kabłąk nienagannie układa plecionkę a jednocześnie bardzo podnosi komfort eksploatacji kołowrotka. Skazałem mój egzemplarz testowy na trudną drogę i mogę zapewnić wszystkich, że nie było mu łatwo. Przez 8 dni wykonał około dwa i pół tysiąca rzutów, holując ponad sto szczupaków, w tym pięć powyżej metra. Do tego doszło kilka skretyniałych leszczy, aktywne, czyli zacięte zaczepy (np. gałąź zatopionego drzewa, lub konar leżący na dnie) itd. Ze wszystkich nowych rozwiązań najbardziej spodobała mi się wyjątkowo szeroka a zarazem płytka szpula kołowrotka. Dzięki niej rzuty pod wiatr przestały być kłopotliwe, krótsze lub mniej celne. Luźniej schodząca plecionka stawiała znacznie mniejszy opór, przez co rzut jest dalszy lub po prostu precyzyjniejszy. Fenomenalne przełożenie (1:4,4), przy bardzo dużym odcinku linki zwijanej przy jednym obrocie korbki (ponad 80cm), pozwala na lepszy kontakt z przynętą, a hol ryby staje się czystą przyjemnością. Miałem nieodparte wrażenie, że mogę wyholować wszystko.
Okazało sie, że zarówno w pracy pod obciążeniem, w czasie holu jak i w trakcie prowadzenia przynęty, plecionka nawijana jest starannie w równomiernym cylindrycznym zwoju. Doskonałą okazją do sprawdzenia słuszności wprowadzonych w kołowrotku rozwiązań było kiedyś, niespodziewane ze względu na miejsce (długi pas gęsto i równo rosnącej trzciny) uderzenie sporego szczupaka. Ta dzielna i niezwykle silna ryba, jak rzadko, zaraz po uderzeniu, przymurowała do dna. Zwykle lekko rozbawiały mnie historie opowiadane przez niektórych wędkarzy o niebywale silnych szczupakach, które wysnuwają niezliczone ilości plecionki i wykonują jeszcze bardziej niezliczone odjazdy itp. Większość z moich ponad metrowych ryb nie zapisała mi się w pamięci jako niepohamowani siłacze. Nie twierdzę, że nie było wśród nich ryb szczególnie walecznych, ale 3-4 odjazdy najczęściej kończyły repertuar walki. Wyjątkiem było może kilka ryb i pewna 117-ka, z którą stoczyłem kilkunastominutową walkę, ale to było w czasach żyłki i lekkich, krótkich spinningów o miękkiej akcji. Tym razem jednak sprawy nabrały nieco innego biegu i to w dodatku wbrew moim zamiarom. Chcę powiedzieć, że mimo naprawdę konkretnego sprzętu i zamiaru stosunkowo szybkiego rozprawienia się z tą piękną rybą (krótsza walka, nie osłabia tak ryby i w lepszej kondycji wraca do wody, ale to temat na inny artykuł) nie mogłem uznać się za scenarzystę ani tym bardzie reżysera tej sytuacji. To coś początkowo po prostu nie dało się ruszyć z dna, wysyłając mi jednak oznaki "żywego ciężaru". Typowe dla dużych szczupaków, powolne wahnięcia głową potwierdzały, że nie zmagam się z siecią, gałęzią czy czymś takim. Po chwili ryba ruszyła ... no niekoniecznie w tą stroną, o której myślałem.
W zasadzie jak już miałem cały kij pod wodą, a sam na kolanach przewieszony przez burtę starałem się uniknąć zaplątania plecionki w śrubę silnika, byłem pewny, że płynie tam gdzie chce i jej koncepcja jest sprzeczna z moją. Popłynęła tam sobie z dobre ...naście metrów. Jakoś ogarnąłem pierwszy szok i sytuację, rybka, by nie powiedzieć rybeńka dała się nakłonić do powolnego powrotu.
Miałem wrażenie, że z nią to wynegocjowałem, bo rozwiązania siłowe nie wchodziły w grę, zostały zignorowane. W wyniku negocjacji ja przybrałem już normalną, nieponiżającą mnie postawę, a ona koncentrowała się na zataczaniu sporego łuku przede mną, niestety kierunek łuku oddalał się od łodzi. W zasadzie byłem pewny, że to ryba na miarę mojego rekordu życiowego, szacowałem ją na ponad 120 centymetrów. W tym momencie pomyślałem o kołowrotku - przecież to prototyp, miał prawo zaskoczyć jakąś niedoróbką czy coś, a co najgorsze łowiłem pierwszy raz na plecionkę, której ostatecznych właściwości też nie znałem. Pomyślałem tylko, że taka jest właśnie cena za możliwość testowej eksploatacji sprzętu. Byłem wprawdzie pierwszym użytkownikiem, ale równie dobrze mogłem być pierwszym rozczarowanym. Po naprawdę ciężkich kilkunastu minutach udało się wynegocjować z tą piękną samicą chwilowe tet 'a tet nad wodą. Pozwoliła się wyjąć i sfotografować. Uroczo wybarwiona, nie dająca sobie w kaszę dmuchać, pulchniutka 115-ka o charakterze sportowym - wszystko tak jak lubię. Ogromna satysfakcja. Nie musze oczywiście dodawać, że w dobrej kondycji, po kilku minutach wróciła do wody.
Co jeszcze dodać na temat nowego kołowrotka ... mam nadzieję, że będzie mi dane na niego łowić, że szczęśliwie wkrótce zobaczymy go na półkach sklepowych. W mojej ocenie przeszedł test wyśmienicie a muszę dodać, że w opinii moich kolegów należę do wyjątkowo "upierdliwych" i czepiających się najmniejszych drobiazgów, testerów sprzętu wędkarskiego.
z pozdrowieniami -
Krzysiek Mikunda