Jest początek kwietnia, nagle przyszło duże ochłodzenie i pstrągi gdzieś się pochowały. Jeszcze tydzień temu kropkowańce nieźle brały i to prawie wszystkim.
Miałem dwa dni wędkowania do dyspozycji i mimo, że za oknem wiatr chciał wszystko poprzewracać a temperatura powietrza spadła do +7 C postanowiłem pojechać i spróbować swoich sił. Nad wodą nie było łatwo, ciężko było precyzyjnie podać przynętę a co drugi rzut był zepsuty przez płynące wodą nasiona olchy. Do tego wszystkiego co kilka minut spadające do wody gałązki robiły niezły hałas…
Kolejne zakręty i obiecujące miejsca bez kontaktu z rybami. Po kilku różnych przynętach na koniec mojego zestawu trafia 6 centymetrowy Minnow w kolorze pstrąga firmy Salmo, którego dostałem od kolegi. Krótkie sprawdzenie przynęty pod nogami, praca nie do końca w moim stylu ale postanawiam nim połowić. Jeszcze lekka korekta oczka żeby wobbler lekko odchodził od brzegu i przynęta gotowa do łowienia. Po krótkiej chwili łowię pstrąga na około 30cm i mam potężne branie, niestety ryba nie zapięła się. Postanawiam nie zmieniać Minnowa już do końca dnia. Konsekwencja się opłaciła. Po kilku obiecujących miejscach łowię w końcu pstrąga na 45cm i jeszcze jednego koło miary. Na dzisiaj starczy, składam wędkę i wracam do samochodu.
Drugi dzień jest jeszcze gorszy, wiatr się nasilił a ciśnienie mocno spadło. Postanawiam połowić ze dwie-trzy godziny na innym odcinku tej samej rzeki. Na koniec zestawu zakładam fartownego woblerka Salmo. Przechodzę kilka obiecujących miejsc i zapinam pstrąga na 43cm. Do końca wyjazdu mam jeszcze jednego pod miarę i dwa nie zapięte brania.