Wasze historie i testy

Spotkanie z "Profesorem"

Jest 6 kwietnia - nadszedł czas długo oczekiwanej wyprawy nad jedną z pomorskich rzek. Nad wodę wybieramy się 4 osobową ekipą. Cel mamy jeden - połów pstrąga potokowego.

Przybywamy na miejsce zakwaterowania około godziny 17:25, krótki posiłek, i na stół lądują przynęty. Do moich pudełek na pierwszy ogień idą Woblery Salmo Minnow w różnej kolorystyce i romiarach. Wszystko schludnie pakuję do kamizelki z nowej serii Dragona, która okazuje się niezwykle funkcjonalna i wygodna. Jako wędke wybieram Guide Select Butcher 2,60 m 4-21 gr, i kołowrotek Okuma Trio w rozmiarze 20. Na szpulę nawijam żyłkę Team Dragon Invisible o średnicy 0,20 mm. Teren jest bardzo zakrzaczony, woda pełna zaczepów, więc używanie mniejszej średnicy żyłki mija się z celem. Zestaw uzupełniaja agrafki Dragon Super Lock. Nad wodę, wyruszamy około 6:30 rano dzieląc się na dwie ekipy, jedna dwuosobowa szuka swojego szczęscia idąc w dół rzeki, Ja wraz ze starszym kolegą po kiju udaję się 7 kilometrów niżej, idziemy pod prąd używając głównie tonących woblerów.

Do godziny 11:00 meldują się na kiju dwa zaledwie trzydziestocentymetrowe pstrążki. Silny wiatr bardzo utrudniał nam poruszanie się i obławianie kolejnych odcinków łąkowych, uniemożliwiając precyzyjne operowanie woblerkami, stąd około 11:00 wracamy w górę rzeki aby obławiać tym razem leśne odcinki. Na domiar złego zaczęło padać, na szczęście kurtka Raptor oraz Bielizna Sirius 2 od Geoffa Andersona spisują się na medal. Ryby Biorą bardzo chimerycznie, obławianie z prądem nie przynosi większych skutków. Postanawiamy zmienić taktykę, zmieniam przynętę na Hitmana w rozmiarze 5 cm kolor P-BT uzbrojonego w główkę V-Point Micro hak 1 ciężar 2,5 grama . Rzucam pod wlew strumienia na przeciwległym brzegu i pozwalam gumie spłynąć pod burtę, na której się ustawiłem, prawie wogóle nie kręcę kołowrotkiem, próbując utrzymać przynętę jak najgłębiej, nagle czuję pierwsze uderzenie, chwila konsternacji, przytrzymanie przynęty w nurcie i pierwsze 44 cm kropkowanego szczęscia melduje się na brzegu. Krótka fotosesja i rybka wraca do wody.

Pierwszy dzień bardzo rozczarował głównie ze względu na pogodę, satysfakcję jednak mamy pełną, ponieważ ryby musieliśmy solidnie wypracować. Co jeszcze cieszy - to lipień szwagra złowiony na obrotówkę Dragona.  Wieczorem przy kolacji słuchamy prognoz pogody w radiu, sprawdzamy również w internecie, zapowiadany jest jeszcze silniejszy wiatr, opady deszczu oraz spadek odczuwalnej temperatury. Nie tracąc jednak ducha, obieramy taktykę na następny dzień. Wiemy już, że musimy wymyślić coś nowego. Ja postanawiam poeksperymentować, muszę dobrać coś odpowiednio ciężkiego by precyzyjnie rzucać w porywistym wietrze a zarazem coś o niespotykanej i agresywnej akcji. Postanowiłem połączyć malutką wahadłówkę w kolorze miedzianym z twisterem, tworząc dziwaczny tandem. Na twarzach kompanów widzę lekkie niedowierzanie i sceptyczny uśmiech, bo przynęta nie jest podobna do niczego co żyłoby w wodzie. Kolor twistera dobrałem do wahadłówki w kolorze miedzianym i założyłem 5 cm Magotta w kolorze S-60-001.

Zakładam kurtkę, kamizelkę  i ruszam na spacer żeby wypróbować przynętę sprawdzić jej akcję, oraz zachowanie w nurcie. Po 5 minutowym marszu melduje się pod wlewem strumienia gdzie złowiłem, już wspomnianego przez mnie czterdziestaka. Zabrałem ze sobą szwagra, gdyż chciał zobaczyć pracę "wydłubanej" przeze mnie przynęty. Pierwsze testy przy brzegu dowodzą, że albo będzie to killer, albo totalna porażka. Przynęta wije się na wszytskie strony nawet przy najwolniejszym prowadzeniu. Czas na chwilę prawdy. Kilka rzutów wprawia nas w zachwyt nad pracą przynęty. Za 4 razem rzucam nie pod sam wlew strumienia, tylko troszkę bardziej po skosie pod zwalone drzewo, woda wyraźnie tam zwalnia, sytuacja jak poprzednio, tyle, że na dworze jest już szaro, zaraz zapdną ciemności. Sprowadzam przynętę ponownie wachlarzem, mniej więcej po środku koryta rzeki czuję potworne uderzenie, jestem pewien że ryba się minęła z przynętą i "nici" z pstrąga, lecz za ułamek sekundy czuje mięsiste wybranie kija z ręki. Ryba od razu zbiera się pod prąd, co jest mi niewątpliwie na rękę gdyż płynie w moją stronę, nie widząc jej rozmiarów, próbuję zachować spokój. Walka zaczyna się w momencie kiedy próbuję podciągnąć rybę pod powierzchnię. Moim oczom ukazuje się prawdziwy profesor - na oko jakieś 50 cm. Ryba jest niezwykle silna. Przez głowę przetacza mi się milion myśli, ponieważ nie mam ani podbieraka ani spodniobutów, a burty są stosunkowo wysokie. Walka trwa już około 7-8 minut. Kiedy ryba jest już zmęczona nie wierzę własnym oczom, samiec pstrąga jest moją życiówką, podbieram go za ogon mocno się gimnastykując. Wyjmuję miarkę z wagą - ryba mierzy 56,5 cm. Po zważeniu skala pokazuje 2,64 kg. Emocje nie mają końca tego wieczora i nie pozwalają mi zasnąć. Następnego dnia do godziny 13:00 nie zmieniając przynęty łowię w niesprzyjających warunkach jeszcze 4 pstrągi wszytskie powyżej 40 cm. Niestety totalne załamanie pogody z silnym deszczem i wiatrem osiągającym w porywach nawet 70 km/h odbiera nam przyjemność łowienia. Pora wracać do domu. Jak zwykle kolejna wyprawa ze sprzętem Dragona zakończyła się niezwykle pomyślnie, utwierdzjąc mnie w przekonaniu, że gdyby nie sprzęt moje spotkanie z "profesorem" skończyło by się totalną klapą...

Jakub Babiak