Startujemy z Warszawy; prom o 21, tak samo jak poprzednio. Tym razem nasza misja to Syrsan.
Wielkie nadzieje i ciągłe żarty, jakie to szczupory będą grane tym razem. W Szwecji już byliśmy 2 razy - nad Asnen i nad Asunden o tej porze roku (przełom sierpnia i września) . Pora nieco dziwna, ale takie życie - praca szkoła i tak wychodzi, że akurat ta pora nas zastaje w Szwecji . Skład stały: mój ojciec, brat cioteczny i ja - zawsze gotowi na wypad na ryby, gdyby tylko czasu było wiecej ... Ale niema co się rozczulać; 3 żubry na sen, Stena Nordica to nie 5 * hotel. Droga, jak to w Szwecji w sobote rano - pusta, równa i prosta. Nikt nie przekracza prędkości, wszystko jest takie inne niż po naszej stronie Bałtyku. Po drodze mały przystanek nad rzeką Eman, króra naprawdę wygląda pięknie i rybnie. Jakiś miejscowy z muchówka już próbował swych sił , nic dziwnego - my też mielismy ochote na pare rzutów, ale w głowie ciągle myśli o szczupakach ze szkierów. Mały rekonesans z drugiej strony mostu i w drogę.Po jakiejś godzinie jesteśmy na miejscu. Telefon do gospodarza i teraz tylko jeszcze kilka chwil cierpliwości. Chwile te poświęcamy na gapienie się w wodę i obserwację okolicy.Gospodarz wraz z żoną witają nas na pomoście, pomagają z gratami , a jest ich niemało,i ruszamy. Najpierw motorówką, a potem qadem prosto do domku . Niestety już po drodze dowiadujemy się, że szczupaki nie są chętne do współpracy, ponieważ woda jest ciepła. Pogoda zmienia się co chwilę, a wiatr wieje z każdego możliwego kierunku. Słyszeliśmy to za kazdym razem, więc niebardzo się przejmowaliśmy. Po wszystkich formalnościach i szybkim obiedzie ruszyliśmy na pierwsze wieczorne łowy.Mieliśmy wiele brań tylko na gumy ,niestety jako że szczupaki były super ostrożne i brały jak sandacze z Zegrza, wiele gum straciło ogonki .Zadowoleni skończyliśmy łowić troche po zmroku z wielkimi nadziejami na jutrzejszy dzień Nastepne 2 dni jednak niebyły dla nas łaskawe. Padało i wiało do tego stopnia że musielismy chowac się na wysepkach pod drzewami, a szczupaki znikneły prawie całkowicie. Kilka ryb na łodzi to marny wynik, ale warunki były tragiczne. Po tych wykańczającyh dniach ,bardziej psychicznie niż fizycznie, dalej było już tylko lepiej. Znależlismy miejsca, gdzie szczupaki się chowały i skubaliśmy po kilka w czasie każdego wypłyniecia , nadal były niemrawe i strasznie trudne do sprowokowania, ale dawaliśmy rade . I niestety koniec wyprawy. Smutno rozstawać się z Syrsan, ale za rok wracamy do Szwecji odkrywac nowe miejscówki.