Nadchodzi koniec sierpnia, zwiastujący jesień. Noce robią się chłodniejsze, co wpływa na ochłodzenie się wody i większą aktywność mętnookich drapieżników.
W domu przygotowuję gumy na jutrzejsze łowienie i spośród dużej oferty przynęt Dragona wybieram trzy moje ulubione.
Pierwsza przynęta z trzech wybranych przeze mnie gum to Lunatic. Jest to świetna guma na sandacze, charakteryzuje się smukłą budowę korpusu, dość drobną pracą ogonka, którą lubią sandacze oraz okonie.
Druga guma to Phantom, który w przeciwieństwie do Lunatica charakteryzuje się intensywniejszą pracą ogonka oraz bardziej lusterkującą pracą korpusu. Uwielbiam łowić na Phantoma.
Trzecia przynęta, która mnie urzekła to Fatty. Stosuję go w łowiskach, gdzie występuje dużo małego leszcza. Pracuje bardzo szeroko i jest wyczuwalna na kiju podczas opadu, a szczytówka aż drży od silnej pracy ogonka.
O godzinie około 5:30 jestem nad wodą. Szybkie przygotowanie sprzętu i płynę. Kotwiczę ponton na płytkim blacie i zakładam Lunatica na główce 10g. Miejsce zostaje dokładnie obłowione i… kontaktu brak. Postanawiam założyć Fatty z tą samą główką i też bez rezultatów. Dziwne, bo sandacze lubiły tutaj żerować o tak wczesnej porze, co dodatkowo zwiastowała oczkująca drobnica. Szybka decyzja i zmiana miejsca na stare koryto rzeki. W pierwszym rzucie uderzenie i… pudło. Ryba ewidentnie zaatakowała od ogona, o czym świadczy ściągnięta guma z haka. Poprawiam przynętę i dalej obławiam koryto. Tutaj już nie miałem żadnego brania. Płynę na trochę głębszy blat, gdzie sonda pokazuje 2,4 m. Stawiam kotwicę i w ruch idzie Phantom na główce 12 g. Po kilku rzutach mam charakterystyczne pstryk… Zacinam i siedzi. Szybki hol żeby nie spadł i sandacz ląduje w podbieraku, a miarka wskazuje 51 cm- śliczna ryba. Krótka sesja i ryba wraca do wody. Po tym sandaczu mam jeszcze kilka dotknięć kończących się pustymi zacięciami, aż nastaje kompletna cisza i brak jakiegokolwiek kontaktu z rybą. Jest tak przez około dwie godziny. Postanawiam kończyć dzisiejsze wędkowanie, bo jutro też jest dzień i mam możliwość złowienia innych ryb.
Drugiego dnia o 6:00 wypływam łódką z kolegą i od razu kierujemy się na wczorajsze miejsce. Postanawiam, że dzisiaj będę łowić tylko na Phantoma, który często pokazuje, jaki jest skuteczny. Kilka rzutów i miejscówka nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Czas zmienić miejsce i decyduję się na koryto i nie mylę się. W czwartym rzucie mam branie, które kwituję mocnym i szybkim zacięciem. Od razu czuję, że ryba jest trochę większa od wczorajszej i przede wszystkim waleczniejsza, bo energicznie szarpie łbem robiąc charakterystyczną „trzepaczkę”. Kilka chwil holu i sandacz jest już na łódce. Po wyjęciu z podbieraka oceniam go na ok. 53 cm, jednak miarka wskazuje 55 cm. Pamiątkowa fotka i sandacz wraca tam, skąd został na chwilę zabrany.
Branie tego sandacza jest ostatnim dzisiaj, ponieważ zrywa się silny wiatr, który bardzo utrudnia łowienie. Sandacze muszą poczekać na kolejne spotkanie z moimi przynętami.
Mateusz Tomaszewski