Każdą wolną chwilę warto spędzić z wędką w dłoni. Przekonałem się o tym osobiście w ostatni weekend.
Niespodziewanie pojawiło się „okienko” w moim harmonogramie zajęć domowych i spraw niecierpiących zwłoki, więc decyzja była szybka: idę na ryby. Idę dosłownie, ponieważ postanowiłem spinningować w nieodległym jeziorku (właściwe to stawie). Ten zbiornik kiedyś miał się znakomicie, jednak drastycznie ubyło wody, co bardzo utrudnia złowienie ryby.
Pogoda wydaje się sprzyjająca, jest 12 stopni i wieje lekki wiatr. Piękna, złota jesień w pełni. Gdy stanąłem na brzegu było już dobrze po godzinie 9, nie tracę nadziei na udany dzień ze szczupakiem w roli głównej. Wiem, że koledzy po kiju tutaj łowią zębacze długie na 80-90 cm. To bardzo ładne ryby, a już szczególnie wziąwszy pod uwagę rozmiar ryb i warunki bytowe panujące w tym stawie.
W ręku trzymam mój niezawodny sprzęt, Millenium Pike 2,70 m, koł. Ultima 935 z nawiniętą plecionką 0,12 Guide V-Power, przypon z serii Classic wytrzymałości do 9 kg oraz uznana przynęta Salmo - Slider 5 (w pudełku mam kilka innych egzemplarzy w różnych kolorach). Po dobrej godzinie spinningowania w strefie brzegowej podciągam wodery i wchodzę do płytkiej wody, zabieram się do obławiania oddalonych najgłębszych miejsc. Po kilku rzutach zauważyłem, że jakaś ryba płynąc przy powierzchni, prawdopodobnie duży garbus, odprowadza moją przynętę. Jestem coraz bardziej podekscytowany. Nie ma nic piękniejszego dla spinningisty, jak ryba płynąca za jego przynętą. Nieco zwolniłem prowadzenie oraz zwiększyłem ilość przerw w ściąganiu, wobler częściej pozostawał w bezruchu. Te modyfikacje nie dały długo czekać na rezultat: po chwili mocne uderzenie, kwituję podcięciem i… pusto, na wędce nie ma ryby. Dobrze, że chociaż wobler wciąż na plecionce zaczepów tutaj nie brakuje. Zwijam szybko i udaje mi się zarzucić parę metrów dalej poza dotychczasowe miejsce podawania. Parę sliderowych pociągnięć i bach! Mocne uderzenie. Siedzi!! Czuję na wędce bardzo mocny opór i po chwili to samo - spinka.
Już zacząłem myśleć o prześladującym mnie pechu, weekendowym niepowodzeniu, mimo tego nadal zarzucam i prowadzę. Kolejne uderzenie. Tym razem mocno przyciąłem, aż całe wędzisko zadrżało. Ewidentnie na wędce jest ryba, ale nie szczupak!? Pierwszy na myśl przyszedł mi sum. Hol nadal trwa, zapowiada się walecznie. Kocham takie hole. Wreszcie, po kilku szybkich i silnych odjazdach wyłonił się duży ogon. Co to? Tołpyga? Tak, to była tołpyga. Im większe było moje zdziwienie, tym bardziej agresywnie walczyła. Hol trwał około 15 min. To silna i piękna ryba.
Dzisiaj na wędce miał być szczupak, a skończyło się czymś więcej – rybą nieczęsto oglądaną na wędce.
Tołpyga niezwykle rzadko chwyta sztuczną przynętę. Tutaj, w wysychającym stawie konkurencja pokarmowa jest wzmożona, warunki bytowe niezwykle ciężkie i zapewne tym uwarunkowaniom zawdzięczam zainteresowanie się tołpygi moim Sliderem.
Łukasz Wojtczak