Od zawsze lubiłem uwieczniać swoje wyprawy na zdjęciach. Złowione ryby, przyrodę nad wodą, różne sytuacje, do których miło wraca się po latach.
Wędkarze w Internecie publikują oprócz zdjęć również samodzielnie kręcone filmiki. Mnie zaintrygowały najbardziej te, które pokazują walczące i uwalniane ryby pod powierzchnią wody. Pomyślałem pewnego razu, a dlaczego by nie sprawić sobie takiej wodoodpornej SPORTOWEJ KAMERY? Na rynku jest wiele ofert, najróżniejszych firm i modeli. Rozpiętość cen jest dość duża, a więc każdy znajdzie coś dla siebie.
Postanowiłem sprawdzić swoje umiejętności „reżyserskie” na poziomie niskobudżetowym. Za stosunkowo niewielkie pieniądze nabyłem kamerkę oraz kompletem akcesoriów. W opakowaniu handlowym znajdowała się obudowa podwodna, a także złączki i akcesoria pozwalające na montaż kamery w różnych wariantach. Niestety, kupiony przeze mnie zestaw nie był konstruowany dla wędkarzy a bardziej dla narciarzy, rowerzystów. Jako, że głównie spinninguję obydwie ręce mam zajęte. W sieci można dokupić odpowiednie systemy do montażu kamerki na głowie lub na klatce piersiowej. Ja jednak z wrodzoną niecierpliwością - tak wiem, nie jest to zaleta wędkarza ;) – jak najszybciej chciałem sprawdzić kamerkę w terenie. W kręceniu ujęć podwodnych świetnie spisywał się teleskopowy wysięgnik dołączony do zestawu. Natomiast problemem w tej konfiguracji sprzętowej stało się nagrywanie ujęć z „pozycji głowy”. Chwila zastanowienia i niczym Pomysłowy Dobromir zaadoptowałem do tego na szybko, prowizorycznie wręcz – nic innego jak tylko czapeczkę Dragona. W zakupionym zestawie były - jak wspominałem - akcesoria do montażu na kaskach dla np. narciarzy. W samochodzie po ostatnim remoncie instalacji elektrycznej zostało mi kilka opasek zaciskowych. Za pomocą szydła w swoim wielomogącym „szwajcarze” (scyzoryku) zrobiłem otwory w daszku. Przez każdy poprowadziłem szybkozłączkę (trytytkę), która jak by to powiedział mistrz Yoda: „Miast przyklejoną być do kasku przyszytą do czapki została.” Tak to zwykle z prowizorkami bywa, że najdłużej trzymają i od kilku wypraw „czapko-trzymacz” świetnie się sprawuje w swojej roli. Dzieje się tak również za sprawą trwałego, mocnego daszka czapki. Teraz zmartwieniem pozostało tylko: czy będzie co kręcić?
Arek Maćkiewicz