Wasze historie i testy

Kolejne zwycięstwo na zawodach!

Parę tygodni temu odwiedziłem przyjaciela, Johana Nicklassona, który mieszka nieco na północ od Gothenburga, by - między innymi - wziąć udział w zawodach szczupakowych. Szczęście mi dopisało i wygrałem je ;) W ten weekend z kolei odbyły się kolejne zawody na wyspie, na której mieszkam; Olandii.

To były dwudniowe zawody trociowe. W sobotni poranek na miejscu zbiórki zgłosiło się 67 zawodników. Zasady konkursu mówiły, że można łowić wzdłuż linii brzegowej lub z wody w woderach, łodzie nie były dozwolone. W sumie drużyn było 17. Ja z żoną byliśmy jedną z nich, a że żona w ciąży, to można sobie wyobrazić, że nie połowiła za wiele ;)

Pierwszy dzień to było zupełnie wyluzowane wędkowanie przy prawie bezwietrznej pogodzie. Zdecydowałem się na obławianie wschodniej części wyspy. Miałem masę przyłowu i jedną małą rybę poniżej 50 cm, podczas gdy minimum zawodów wynosiło 52 cm. Na jednej z miejscówek przez chwilę miałem towarzystwo - fokę. Była bardzo ciekawa i podążała za mną przez ok 300 m. Pewnie też szukała troci ;)
Czułem, że na co dzień zbyt dużo czasu spędzam w samochodzie, w związku z czym tego pierwszego dnia chciałem to sobie odbić i w rezultacie pokonałem zbyt długi dystans na pieszo.. O 16.00 trzeba było wracać na linię startową. Nasza jedyna ryba miała 2.4 kg. Prognoza pogody na niedzielę na szczęście była bardzo optymistyczna, wietrzna; wręcz nieco zbyt wietrzna, ale tylko nieco ;) Wiatr miał być południowo-wschodni, o prędkości 8-10m/s.

Następnego ranka budzik zaczął dzwonić już o 5:30, a już godzinę później stałem w moich woderach, gotowy na poszukiwanie troci ;) Zacząłem od mojego wędziska muchowego. Zauważyłem, że warunki wodno-pogodowe były świetne, dzięki czemu nie trwało zbyt długo, a już poczułem pierwsze ataki na mojej muszce. Niestety to była kolejna mała trotka, ok 50 cm. Po przejściu ok 300 m zauważyłem, że niektórzy ludzie łowią w zatoczce, osłoniętej przed wiatrem i falami, i postanowiłem zmienić taktykę. Teraz w obroty wziąłem mojego dragonowskiego Guide Selecta, Veltikę 7-18g, i kilka ręcznie robionych woblerków. Po 10 minutach łowienia miałem już koło siebie ładną trotkę zainteresowaną przynętą, którą zaatakowała tuż po tym, jak wyciągałem ją z wody. Potem znowu chwile trwało, zanim powtórzyła atak, musiałem kilka razy się zatrzymywać z przynętą, ale w końcu miałem rybę na lince. Nie była zbyt waleczna ;) Waga pokazała 2.4 kg.

Potem wiatr się wzmógł, a woda była przez to coraz brudniejsza i coraz więcej glonów przyczepiało się do haka. To utrudniało łowienie i odstraszało zainteresowane przynętą ryby. Przy sobie miałem tylko kotwiczki, ale poprosiłem przez telefon żonę, która tego dnia została w domu, aby podrzuciła mi nieco pojedynczych haczyków. Niestety okazało się, że w domu mam tylko jeden jedyny taki haczyk, który został mi po zeszłorocznej wyprawie do Kaliforni, i - ku mej rozpaczy - był to na dodatek haczyk bezzadziorowy :(
Tak więc miałem teraz pojedynczy, bezzadziorowy hak i miałem nim łowić. Ale jak? Lepiej mieć atakujące, niż śledzące tylko przynętę ryby. Po dłuższej chwili miałem naprawdę silne branie z niezłą walką; troć tańczyła, pięknie machając ogonem, a częstotliwość jej podskoków i bicie mojego serca ustawały kilkukrotnie, zanim wreszcie wyciągnąłem ją z wody na brzeg. Przepiękna srebrna dzika troć w okolicach 3 kg!
Podczas walki poczułem wodę. Dosłownie ;) Całe moje lewe ramię i klatka piersiowa wylądowały pod wodą. Na szczęście miałem na sobie moją ulubioną kurtkę Geoff Anderson, która uchroniła mnie przed przemoknięciem i utrzymała ciepło i suchość wewnątrz.

Tego dnia postanowiłem już do końca zostać w jednym miejscu, nie tracić czasu na jeżdżenie i łażenie wzdłuż brzegu. Kiedy trzeba było już wracać, w okolicach godz. 15.00, miałem już na koncie 3 niezłe sztuki: 2,4kg, 2.75kg i 3.0kg. W sumie w niedzielę złowiłem 7 troci, ale miałem przy tym bardzo dużo krążących koło przynęty oraz takich, które się zerwały. To był dobry dzień; z tymi trzema rybami moja "drużyna" wygrała ;) Tylko 6 troci było ważonych na tych zawodach, z czego aż trzy były moje ;)

Z wędkarskim pozdrowieniem
Johan Bjelkendal