Wasze historie i testy

Krótka wyprawa w poszukiwaniu szczupaków

Późnym grudniem i w styczniu temperatury spadły dość znacznie poniżej zera i było naprawdę zimno. Jednak później, w środku lutego, wreszcie nastały cieplejsze, słoneczne dni z niebieskim niebem i temperaturą powoli rosnącą w ciągu dnia. Noce nadal były zimne, można już było wypłynąć na otwartą wodę.

Zabrawszy mojego brata ruszyłem sprawdzić płycizny w poszukiwaniu szczupaków. Mieliśmy nadzieję znaleźć jakieś szukające już miejsc na tarło lub cieplejszej wody.
Wcześniej jeszcze zadzwonił Niklas i oczywiście dołączył do nas. Przyjęliśmy taktykę, by w ciągu dnia wypróbować kilka różnych metod, tylko by wysondować obecność ryb.
Niklas chciał spróbować połowić na muchę, mój brat Fredrik przejął pieczę nad gumowymi przynętami i wybrał Bustery w naturalnych kolorach imitujących płoć i leszcza. Ja zdecydowałem się na na dużą, bardzo kolorową gumę z długim ogonem.

Kiedy docieramy nad wodę, temperatura oscyluje w granicach zera. Rozdzieliliśmy się, żeby nie łowić w kupie. Niklas wybrał miejsce jakieś 500 metrów od naszej dwójki; widzieliśmy go, jak zarzucał muchą z półwyspu na wprost nas.

 

Po jakichś 10 minutach w wodzie zaczęliśmy się poważnie zastanawiać, czy nadal posiadamy nogi - woda była naprawdę lodowata, a na przelotkach i kołowrotkach wręcz zamarzała.Całe szczęście byliśmy bardzo ciepło ubrani, jednak i tak musieliśmy cały czas chodzić, żeby nie zmarznąć bardziej.

Po kolejnych 20 minutach zauważyliśmy, że Niklas wyciąga z wody pierwszą rybę. Z tej odległości ciężko było stwierdzić, czy dużą, czy małą, jednak w oczy rzucił się nam jej biały brzuch, więc może jednak była to niezła sztuka? łowiliśmy dalej, a po chwili dostaliśmy smsa od Niklasa ze zdjęciem szczupaka i podpisem: 6.1 kg; bez walki za zimno, ale się liczy! ;)

W kolejnych godzinach łowienia Fredrikowi zerwała się jedna ryba, potem kolejna.. Mi również jedna spadła. Brały bardzo ostrożnie, ledwo się je wyczuwało..
W końcu Fredrik wyciągnął z wody półtorakilowego szczupaczka. Nareszcie ;) Liczy się! Po pięciu minutach ja też wyciągnąłem podobnego.
Później mieliśmy jeszcze kilka brań, ale już niczego nie udało się złapać, więc pomału zaczęliśmy się zbierać i iść w kierunku aut. Nadal zarzucaliśmy, ale nie nastawiając się już na nic i rozmawiając ze sobą. I nagle Fredrik gwałtownie się zatrzymał i szarpnął wędziskiem. Wędka wygięła sie w niezły łuk i trwało to może z 5 sekund, duża sztuka! Niestety i jej udało się zerwać, niech to!
Postanowiliśmy spróbować szczęścia innego dnia; słońce już zachodziło i robiło się serio nieprzyjemnie. Wiedzieliśmy już, że ryby zaczynają się pojawiać na płyciznach, a z dnia na dzień będzie cieplej i nasze szanse wzrosną. Nie mogliśmy się już doczekać łowienia wiosennego!

Johan Bjelkendal