Nowy rok w wędkarstwie, to nowe wyzwania oraz możliwości. Brak lodu i śniegu oraz dostęp do spinningu jeszcze przed jego pojawieniem się w sprzedaży zachęciły mnie do rozpoczęcia sezonu pstrągowego.
Pośród licznych obowiązków, nadarzyła się okazja do wyskoczenia nad wodę. Koniecznie chciałem zapoznać się odmienioną, bo już trzecią serię wędziska Team Dragon Z-series długości 2,45 m c.w. 4-18 g. Byłem ciekaw akcji, dynamiki, progresji – tych wszystkich cech wędziska niemożliwych do poznania podczas badania spinningu na „sucho”, w sklepie.
Pogoda lubi zaskakiwać, więc i tym razem jej się to udało – zaskoczyła mnie. Temperatura na minusie, do tego silny wiatr; to mnie nie zniechęciło, dziarsko wyruszyłem nad wodę. Po dotarciu na łowisko dokonałem rekonesansu, m.in. bez trudu zauważyłem podwyższony stan wody. Teraz czas na zmontowanie sprzętu. Wymienione w tytule wędzisko w dwuskładzie, do spinningu podpinam kołowrotek Dragon NanoLITE XT60C FD1030i. Model kołowrotka świadomie wybrałem, ponieważ świetnie się nadaje do lekkiego łowienia (jest to dla mnie ważne szczególnie w ciepłej porze roku w przygodzie z innymi gatunkami ryb). Na moją prośbę, przed wysłaniem kołowrotek na wszelki wypadek został porządnie nasmarowany smarem polecanym przez serwis Dragona i nabrałem pewności, że podczas przymrozku wszystko będzie O.K. – zdarza się, że zamoczę kołowrotek i wtedy podczas przymrozku odpowiedni smar ratuje mechanizm. Wędzisko i kołowrotek ze sobą współgrają, mam na myśli wyważenie tych elementów. Kołowrotek nie posiada żadnych luzów, nie szumi. Perfekcyjnie nawija linkę (żyłkę) na szpulę. Wędzisko wywarło na mnie bardzo dobre tzw. pierwsze wrażenie. Jest wykonywane seryjnie, a na moje oko nie różni się od wędzisk z pracowni. Widać, że rękojeść została wykonana z bardzo dobrej jakości komponentów (w tym korek, korkoguma i wysokiej jakości pianka EVA). Uchwyt na kołowrotek typu SK2 sprawia, że wędzisko nabiera wyjątkowego designu oraz w wyglądzie dodaje jej „pazura”. A ponadto, smukły blank w odcieniu czerni, przelotki równo spasowane, omotka precyzyjnie nałożona (brak nadlewek).
Łowię
Po przejściu dosłownie kilku metrów, znalazłem ciekawe miejsce na odcinku łąkowym z płytszym i wolnym nurtem. Pierwsze kilka rzutów, jestem bez kontaktu z rybą. Wciąż czuć przymrozek, wiatr dodatkowo mrozi wodę zbieraną żyłką i osadzaną na przelotkach małej średnicy – niestety tutaj osadza się lód. Co kilka lub kilkanaście rzutów oczyszczam je z lodu i cierpliwie czekam ocieplenia. Rozpocząłem woblerami różnej wielkości i ciężaru. Bardzo dobrze i delikatnie czuć na blanku uderzenia, potrącenia woblera o dno (korzenie, kamienie). Małe i lekkie woblery nie dolatują precyzyjnie w dalsze miejsca, więc sięgam po ciut cięższe. Pomimo wysiłków wciąż nie mam efektów w postaci ryb lub nawet kontaktu z rybą. Trudno, trzeba poszukać innego miejsca. Po dłuższym spacerze przez zarośla dostrzegam zaporę oraz leżące w pobliżu powalone drzewo.
Postanawiam spróbować w tym miejscu. Wykonuję kilka rzutów, niestety niektóre z nich kończą się zahaczeniem przynęt o gałęzie drzewa. Mimo fajnego stanowiska w dalszym ciągu brak jakiejkolwiek aktywności ze strony ryb. Przeglądając pudełko w poszukiwaniu cudownej przynęty myślami już szukałem nowego miejsca, gdy wzrok spoczął na ripperze BELLY FISH PRO. Cóż, wszak nie mam nic do stracenia i… zarzuciłem gumeczkę pod samo drzewo. Kilka razy powtórzyłem rzuty i bum! Siedzi ryba zapięta wręcz książkowo, niesamowicie ostry grot przy główce V-Point X-FINE zrobił swoją robotę. Ryba okazała się bardzo waleczna, chodź niewielkich rozmiarów. Szczytówka wędki jest bardzo czuła, co wyraźnie czuć i widać przy podbijaniu niewielkimi przynętami. Wędka szybka, mocna, a zarazem o akcji parabolicznej, która minimalizuje spady ryb i sprawia, że hol staje się bardzo ekscytujący. Fajnie, jest przełom. Szukam kolejnego miejsca. Czym dalej wędrowałem, tym więcej zarośli i przewróconych drzew musiałem pokonać – póki co udało mi się nie uszkodzić sprzętu. Trudny dostęp do rzeki, ale odnajduję coraz więcej obiecujących stanowisk. Rzuty wykonuję jedną ręką oraz spod nóg, starając się nie zahaczyć dolnikiem o kamizelkę. I tu miły akcent: dolnik wędki nie zahaczył ani o kamizelkę, ani o moje spodniobuty. Dla mnie posiada idealną długość. Dodatkowe atuty dolnika to: świetnie leży w dłoni, bardzo wygodny i nie męczy nadgarstka nawet podczas wielogodzinnego łowienia oraz przedzierania się przez krzaki.
Doszedłem do kolejnego ciekawego miejsca i czuję, że w tym miejscu pływają pstrągi. Wybrałem lekką główkę V-Point i zarzuciłem w silniejszy nurt; wyraźnie czuję, że przynęta nie opada do dna, lecz utrzymuje się w toni. Nie, w taki sposób nic tutaj nie złowię; rezygnuję z tej techniki i zamieniam przynętę na obrotówkę AG-CLASSIC nr 2 ważącą 4 g, paletka w kolorze pożądanym przez pstrągi. Wykonuję rzut spod nóg, już w pierwszym prowadzeniu czuję uderzenie pstrąga. Dosłownie chwilkę później odczuwam na wędce coś większego (większego od dzisiejszych maluchów) i natychmiast muszę podjąć działania zapobiegające wpłynięciu ryby między przewrócone drzewa, w ich splątane korzenie. Reguluję hamulec zwiększając siłę hamowania chcąc jak najszybciej lądować rybę. Wędka co chwilę dynamicznie przechodzi w pełną parabolę. Bardzo ciepła praca – oceniam ją mimowolnie w myślach. Teraz już wiem, że spinning sprawdzi się na kleniach, łowionych w małych i dużych rzekach.
Podsumowując krótko moje wyjście z TD Z-series: łowiłem niewielkie pstrągi potokowe, więc nie miałem szansy na zmierzenie się z grubym potokiem. Mimo tego pobyt nad wodą pozwolił zauważyć, że wędzisko jest bardzo solidnie wykonane, co stawia je na wysokim poziomie. Wszystkie elementy bardzo dobrze spasowane. Jedynym minusem, który według mnie może przeszkadzać, jest brak elementu do przyczepienia przynęty. Tak czy inaczej, wędzisko przypadnie do gustu wielu wędkarzom.
Paweł Kaczorowski