Zanęty do koszyczka zawsze przygotowuję w dwóch opcjach. Tak postąpiłem również w tym przypadku. Do obu części dodałem czerwone i żółte pieczywo fluo oraz bioenzym leszcz. Następnie mieszankę podzieliłem. Znajdującą się w pierwszym wiadrze wzbogaciłem wanilią. Miała ona stanowić dla mnie bezpieczniejszy wariant, gdyby leszcze nie brały lub brały bardzo słabo – wówczas mieszanka byłaby na tyle uniwersalna, że pozwoliłaby mi łowić inne ryby, takie jak jazie i krąpie, których w kanale żyje również sporo. Znajdującą się w drugim wiadrze mieszankę postanowiłem przygotować natomiast jako bardzo intensywną zapachowo. W tym celu do około kilograma zanęty dodałem całe opakowanie atraktora leszcz, łamiąc tym samy wszelkie zalecenia producenta co do dawkowania tego składnika. Zrobiłem to jednak zupełnie celowo, gdyż latem łowiąc w łowiskach z silnym uciągiem stosuję zawsze z powodzeniem zanęty intensywne zapachowo.
Mieszanki nawilżyłem aż do uzyskania konsystencji pozwalającej formować kulki, które po dosłownie chwili samoistnie rozpadały się. Tak nawilżone zanęty przetarłem przez sito. Do mieszanek dodałem po 0,2 litra pinki. W domu przygotowałem sobie białe robaki i pinki. Dzień wcześniej zasypałem je wanilią. Już nad samą wodą umieszczone w karuzeli pojemniki z robactwem ponownie doprawiłem tym atraktorem.
Woda w Kanale ma bardzo silny uciąg. Dodatkowo, w zależności od poziomu Odry i zapewne ustawień elektrowni wodnej uciąg się zmienia. Zwykle starczają koszyczki sześćdziesięciogramowe, ale zdarzają się dni, kiedy i setka trudno się utrzyma. W dniu, w którym łowiłem, używałem koszyków siedemdziesięciogramowych. Zestawy zarzucałem około pięciu metrów za główny nurt, aby woda ustawiała je w środkowym biegu Kanału.
Jeden koszyk napełniałem zanętą z wanilią, drugi z atraktorem leszczowym. Na początku na haczyk o rozmiarze osiem zakładałem sześć białych robaków lub dziesięć pinek. Gdy jednak pojawiały się pierwsze brania na wędce z atraktorem leszczowym, na hak trafiało od czterech do sześciu gnojaków. Chciałem bowiem łowić tu bardziej selektywnie, nastawiając się na te największe łopaty. Gdy leszcze na dobre były w łowisku, oba koszyki napełniałem zanętą z atraktorem leszczowym. Nadal na jednej były gnojaki, natomiast na drugiej ilość białych zwiększałem z sześciu do ośmiu sztuk. Gdy stado leszczy z jakiś powodów odpływało na chwilę i brania gasły, powracałem do taktyki stosowanej na początku.
Podczas wędkowania stosowałem wyłącznie zanęty i dodatki z oferty firmy Dragon.
Szymon Ciach