Testerzy relacjonują

SELF-MADE - radość z tworzenia

Wędkarstwo dla mnie to nie tylko przebywanie nad wodą i lądowanie ryby. To również przygotowania do wyprawy, do łowienia. Jestem wędkarzem na tyle długo by pamiętać czasy własnoręcznego robienia tych rzeczy, których potrzebowałem a nie mogłem kupić w sklepach. Aby spełniać się w swojej pasji musiałem robić we własnym zakresie spławiki, wahadłówki i wiele innych drobiazgów.

Bolączką tamtych czasów był przypon ochronny odporny na szczupacze zębiska. W sklepach pojawiały się sporadycznie i zazwyczaj były kiepskiej jakości. Postanowiłem robić je samemu. Początkowo przerabiałem struny gitarowe, wyproszone od kolegów posiadających gitarę. Niedługo potem nastał czas przyponów prawie specjalistycznych, wykonywałem je ze zdobytych stalowych plecionek. Od kilku lat na swoje potrzeby używam dostępne w ofercie Dragona zestawy SELF-MADE. W ofercie są wersje w otulinie (surflon) i bez (surfstrand). Z linką w otulinie łatwiej się pracuje, ponieważ po przecięciu nie ma tendencji do „rozczapierzania” końcówki, ja jednak wolę wersję surfstrand. Doceniam ich „matowość” pod wodą i co za tym idzie brak refleksów świetlnych w słonecznym dniu. W sklepach dostępne są gotowe przypony, ja jednak nadal wykonuję je samodzielnie. Lubię to robić i chcę to robić. Tak jak w przypadku samodzielnie wykonanych przynęt, tak i tu satysfakcja z własnego „hand made” to jest TO.
Narzędzia, które stosuje są niskobudżetowe: wysłużone kombinerki z wyszczerbionym przecinaczem (to wbrew pozorom bardzo ważna cecha) oraz ostre duże nożyczki. Prześwit (powstały przez wypracowanie, zużycie) w kombinerkach pozwala mi na zaciskanie (z odpowiednim wyczuciem) tulejek, bez obawy o przecięcie gotowego zacisku. Zwykłe nożyczki natomiast lepiej sprawdzają mi się od ogólnie dostępnych obcinaczek. Z kolei, obcinaczki boczne (w kombinerkach) mają tendencję do spłaszczania linki podczas cięcia, a to powoduje kłopoty przy nawlekaniu tulejek. To tyle o moich domowych narzędziach i ich przydatności.

Zestaw SELF-MADE służy mi do wykonywania przyponów, dozbrojek do przynęt gumowych oraz do montażu zestawu typu tandem - obrotówka z gumową rybką. Stalową plecionkę przewlekam przez tulejkę na „trzy”. Chowam w tej sposób końcówkę, której ostre końce mogą wbijać się w opuszki palców (lub zahaczać o linkę itp. komplikacje). Przy okazji odkryłem, że klinują się przy obciążeniu i zapobiegają wyślizgnięciu się plecionki z tulejki. Niekiedy przy obcinaniu linki rozwarstwia się jej końcówka. Niweluję to w ten sposób, iż jedną ręką przytrzymuję linkę w miejscu rozwinięcia, zaś palcami drugiej ręki skręcam dolny odcinek – ponownie skręcam. W ten sposób stalową plecionkę przywracam do pierwotnego stanu na znacznym odcinku, resztę postrzępienia przycinając nożyczkami. To najszybszy sposób i bardzo łatwy w wykonaniu.

Bardzo lubię łowić pstrągi, szczupaki i okonie w połączenie wirówki ze sztuczną rybką. Do samodzielnego złożenia takiego tandemu używam obrotówek CM-Classic w rozmiarach 2 i 3 oraz gumek drop shot’owych BLEAK. Aby ułatwić sobie przewlekanie linki z zestawu SELF-MADE przez elastyczny korpus rybki, używam wykałaczki i kawałka igielitu (przeważnie tego, który zabezpiecza grot kotwiczki w nabytej obrotówce). Tak nawleczoną przynętę mocuję do oczka kotwiczki oraz owijam plecionkę wokół jej trzonka i poniżej zaciskam stalową tulejkę.

Dozbrojki do dużych gum wykonuję w taki sam sposób, jak przypony. Z tą jednak różnicą, że zamiast krętlika bądź agrafki montuję kotwiczkę. Niektórzy wędkarze wolny koniec przewlekają i zaciskają w oczku główki jigowej, ja wolę wykonywać dozbrojki jako samodzielny element zestawu, w razie konieczności zapinając je do agrafki metalowego przyponu. Tym sposobem zyskuję możliwość wykorzystania ich w innych przynętach, przy których zastosowałem np. cięższą główkę jigową.

To tyle o moich przyponach i dozbrojkach SELF-MADE. Życzę powodzenia wszystkim nad wodą oraz wiele satysfakcji i zadowolenia ze złowienia okazów na samodzielnie wykonane zestawy.

Arek Maćkiewicz, Team Żuławy