Powoli zaczynam się gubić. Ilość sprzętu wędkarskiego rośnie i potrzebuję jakiegoś uporządkowania w swoich zasobach (czytaj pudełkach).
Oczywiście nie da rady zabrać wszystkiego nad wodę, ale jednak trzeba być przystosowanym do różnych warunków na łowisku i upodobań ryb (nie mówiąc już o preferencjach ryb żerujących danego dnia). Obowiązkową przynętą w każdym moim pudełku są obrotówki. Obrotówki były pierwszą moją przynętą spinningową. To na nich ćwiczyłem rzuty i pierwsze ryby. Dla początkującego mają też tę zaletę, że nawet w niewprawnych rękach doskonale czuje się ich pracę. Czuć uderzenia ryb, ciężko jest przegapić pobicie przy napiętej przez obrotówkę lince.
Mimo to mam wrażenie, że trochę owe obrotówki znalazły się w cieniu innych przynęt. Może nie tak jak niedoceniane wahadła, ale mimo wszystko to woblery i gumy mają opinię tych najskuteczniejszych. A moim zdaniem obrotówka stoi na równi z nimi, a czasami jest ostatnią deską ratunku (czytaj tylko na nią ryby reagują).
Gdy spojrzymy na ofertę rynkową obrotówek to można dostać oczopląsu. Kolorystyka i kształty przeróżne. Do tego wielkości (chociaż brakuje trochę tych największych): małe, mniejsze, najmniejsze i te średnie. Co tu wybrać?
Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka łatwa. Czasami ryby reagują na duże rozmiary, czasami tylko na malutkie (np. rozmiar 00). Podobno rozmiar nie ma znaczenia, ale w wędkarstwie ta zasada na pewno się nie sprawdza. Tu pomaga tylko wiedza i spróbowanie już nad wodą. Ryby książek nie czytają i na wędkarstwie niestety się nie znają. A szkoda, bo to one ostatecznie decydują co tego dnia wezmą do pyska.
Idąc na ryby staram się zabrać przynajmniej kilka obrotówek. Nie tylko te dedykowane rybom, na które się aktualnie ustawiam. Na szczupakowej wyprawie mam w przeważającej części te większe rozmiary (3-5). Jednak jedynki i dwójki także obciążają mój kręgosłup czekając w pudełkach na swoją kolej. Po pierwsze, dlatego że i szczupaki potrafią grymasić. Po drugie, gdy trafi się dzień okonia, który zechce obrotówki – jestem gotowy na wyzwanie. No właśnie, okonie. Gdy o okonie chodzi to zwykle zakładamy małe obrotóweczki (poza innymi przynętami). Jednak i nawet wtedy warto mieć większe modele. Kiedyś brałem udział w pewnej towarzyskiej rywalizacji.Ponieważ w jeziorze było sporo okonia to musiałem rywalizować z doświadczeniem zawodniczym doskonale wyposażonym w paproszki. Okonia było dużo, ale liczyły się tylko wymiarowe ryby. Po pierwszych złowionych okonkach zmieniłem strategię. Założyłem obrotówkę numer 3 i… złowiłem kilka okoni 16-17 cm. Paprochy zerowały totalnie, pomimo przerzucenia kilkudziesięciu rozmaitych paproszków. I znowu rozmiar miał znaczenie.
Obrotówki mają jeszcze jedną wdzięczną cechę, są bardzo uniwersalne. Wiele gatunków ryb chwyta obrotówki, łącznie z białorybem. Oznacza to, że często jednak dobra obrotówka da nam przyłowy innych gatunków. Czasami będzie to leszcz, wzdręga, ale i typowe drapieżniki. Dlatego przy okazji zaapeluję, byśmy tam gdzie regularnie możemy spodziewać się szczupaków, stosowali light-owe choćby przypony, aby kaczodziobych nie kolczykować naszymi świecidełkami.
Sławomir Kurzyński
fot. Waldemar Ptak