Pamiętam hole, które mogły zakończyć się moją radością i uwolnieniem ryby w sposób niemal uroczysty. Stało się inaczej, podczas holowania przetarła się żyłka na faszynie i straciłem rybę z przynętą.
Bardzo wielu łowi w miejscach z dużą ilości kamieni, głazów z rozmaitych skał i najróżniejszej wielkości. W naszych łowiskach nie brakuje też miejsc z bardzo dużą ilością zatopionych krzaków lub ich fragmentów, gałęzi z korony zatopionych drzew wystających z wody. O faszynie występującej w umocnieniach (opaski, główki) w Wiśle (a także w każdej innej, większej rzece uregulowanej przez człowieka) nawet nie będę się rozwodził, bo zapewne każdy spinningista zostawił na niej niejedną przynętę i zgubił niejedną rybę (czytaj utracił podczas holowania). Na co dzień spinninguję w Wiśle i ten temat przerabiam aż do bólu.
W opisanych miejscach, czyli stanowiskach ryb usłanych takimi niebezpiecznymi dla naszej wędki zawadami szukam przede wszystkim klenia, jazia a także sandacza, który wprost uwielbia tam przebywać – zapewne tutaj o wiele łatwiej jest mu upolować drobnicę (sandacz za drobnicą wprost ugania się). Klenie i jazie szukają w tych miejscach „zielska” i małych żyjątek, za którymi przepadają. Właśnie w takich miejscach staram się maksymalnie skupić na technice spinningowania i taktyce łowów, ponieważ głębokość najczęściej jest niewielka, a co za tym idzie ryby tutaj są bardzo płochliwe. W związku z tym decydujące są pierwsze rzuty, które muszą być oczywiście precyzyjne, często o zaczepie decyduje rzut dłuższy o 4 cm. Ale praktycy wiedzą, że takie miejsca często „gryzą” się z naszą żyłką i plecionką – te linki wędkarskie są podatne na przetarcie na licznych kamieniach i patykach.
Od pewnego czasu używam czegoś, co w znacznej mierze mnie chroni przez utratą przynęty lub holowanej ryby właśnie z powodu przetarcia linki. Mówię tu o żyłce nylonowej Dragon Hard Mono. Jest to wyjątkowy materiał, z którego robię przypony długości 30 – 60 cm – według mojego uznania i potrzeby. Mówiąc „wyjątkowy materiał” mam na myśli żyłkę nylonową o specjalnej utwardzonej powierzchni, która dzięki temu nabywa wzmocnioną odporność na przetarcia. Oczywiście nie jest to materiał identyczny z fluorocarbonem, który (począwszy od większej średnicy) w znacznej mierze chroni naszą przynętę przed zębami szczupaków, ale na sandaczach czy sumach sprawdza się i jest znacznie tańszy w nabyciu. Jestem o tym przekonany, że właśnie dzięki właściwościom Hard Mono wiele razy uratowałem ładnego jazia i klenia stosując w takim miejscu wzmocnioną żyłkę. A więc ta żyłka i ten sposób ochrony sprawdza się.
Jest trochę zabawy przy robieniu przyponów, bo trzeba je wykonać samemu; w paczce jest 2,5 m linka i 25 zacisków, ale wierzcie mi, że warto się pobawić. Można wykorzystać zaciski, aby dzięki nim zrobić pętelki (jak w klasycznych przyponach), ale można też obyć się bez nich i po prostu wiązać pętelki np. węzłem ósemkowym. W końcu nasze ryby są warte trudu i zabiegów, a tracenie ich przez głupotę, niedbałość, brak wyobraźni lub lenistwo nie licuje z powagą wędkarstwa. Wszędzie tam, gdzie mamy możliwość użycia specjalnej i niedrogiej żyłki Hard Mono, zróbmy to - wzmocnienie specjalnym przyponem zestawu daje pewność nieutracenia przynęty lub przynęty z rybą z powodu przetarcia linki na przedmiocie. Ja już ten sukces osiągnąłem. A Wy?
Tonder Kriss Krzysztof