Testerzy relacjonują

Bezwietrzna życiówka

Po tegorocznym, bardzo dobrym sezonie łososiowym, postanowiłem kilka dni poświęcić na łowienie szczupaków. Z wyborem łowiska nie było problemu – oczywiście magiczne jezioro Żarnowiec.

Towarzyszem moich wypraw był kolega z Teamu Dragon – Andrzej Wizner, który tę wodę zna jak własną kieszeń. Nastawiliśmy się na łowienie z trollingu, co wymaga szczególnego przygotowania sprzętowego. Używamy mocnych zestawów – osobiście łowię na kije Dragona: Boat Master Offshore Jig cw. 80-250 gr. akcja Fast, oraz plecionkę o wytrzymałości 23 kg i 60-centymetrowy przypon podobnej mocy Big Game Trolling Titanium Braid 1x7. Kołowrotki to wielokrotnie sprawdzone i niezawodne Dragon Rock Heavy Duty. Dla niewtajemniczonych: tak mocarny sprzęt może wydawać się przesadą, jednak wg mnie jest optymalny - pozwala na szybki i pewny hol bardzo dużej ryby; taki zestaw jest po prostu bezkompromisowy.

Minęły dwa dni łowienia i można powiedzieć, że byliśmy zadowoleni. Wyciągnęliśmy kilkanaście dużych ryb, jednak największa mierzyła „tylko” 99 cm. Na Żarnowcu bywam systematycznie od wielu lat, łowię piękne ryby, lecz te największe nigdy nie przekroczyły metra. Oczywiście na łodzi padały większe, lecz jakoś dziwnie omijały moją wędkę. Podczas wspólnego łowienia Andrzej wielokrotnie i dowcipnie twierdził, że co jak co, ale mi się już po prostu duży żarnowiecki szczupak należy, a ja mu odpowiadałem, że pewnie kiedyś złowię i będzie to moja „życiówka” (do tej pory mój rekord wynosił 114 cm, złowiłem dwie takie ryby: jedną w Szwecji, drugą w Kanadzie). 

Na kolejny wyjazd czekałem kilka dni. Pogoda nie sprzyjała łowieniu szczupaków - bezwietrznie, słonecznie i bardzo ciepło. W końcu jednak prognozy zapowiedziały fajny wiatr i lekkie zachmurzenie na niedzielę 29.05.2016. Nie czekałem długo na sms do Andrzeja: "Jedziemy?"- "Tak!"

Nad jeziorem meldujemy się o 5.30, no i miny nam rzedną... Zero wiatru, zero chmur i bardzo ciepło. Nic to, wg prognoz ma wiać, więc ładujemy sprzęt do łódki i wypływamy na jezioro. Zarzucamy wędki. Kilka minut później jest pierwsze branie, na pokładzie melduje się około 90 cm rybka. Kilka fotek i wraca do wody. Jesteśmy zadowoleni, dobre rozpoczęcie dnia. Widać, że szczupaki wiedzą o wietrze, który ma wiać, lecz nadal woda jeziora jest tylko delikatnie pomarszczona, a słońce świeci już na całego. Po około czterdziestu minutach Andrzej pokazuje potężny łuk na ekranie echosondy i mówi: "Zaraz będziesz miał branie!". Oczywiście śmiejemy się - takich łuków w Żarnowcu nie brakuje. Jednak tym razem scenariusz się sprawdza i po kilkudziesięciu sekundach na mojej wędce rzeczywiście następuje potężne branie!
Hol jest bardzo emocjonujący, ryba od razu pokazuje swoją moc. Szybko wymieniamy spostrzeżenia, będzie metrówka! Po kilku minutach, gdzieś w odległości 20 metrów od łodzi po raz pierwszy widzę rybę, jest naprawdę duża. Następuje seria dynamicznych odjazdów szczupaka w głąb toni (tu przydaje się mocny sprzęt, wszystko działa idealnie), w końcu ryba słabnie, mogę ją na tyle podciągnąć, że widzimy szczupaka w pełnej krasie, Andrzej krzyczy: "Może mieć 130 cm!"
W tym momencie dopadają mnie myśli, które nie są obce żadnemu wędkarzowi w końcówce holu: oby tylko nie zeszła! Cała walka trwa jeszcze kilka chwil, w końcu ryba szczęśliwie ląduje w podbieraku. Hol trwał około 7 minut.

Radość jest ogromna, lecz to dopiero połowa roboty do wykonania, teraz musimy rybę bezpiecznie odhaczyć, zmierzyć, sfotografować i wypuścić. Szczupaka trzymamy jeszcze w zanurzonym w wodzie podbieraku, ustalamy scenariusz działań (jest bardzo ciepło, więc nie możemy się guzdrać, bo ryba może tego nie przeżyć). Wciągamy ją na pokład (jest ogromna), z paszczy wspólnie wyjmujemy kotwicę, kładziemy rybę na dnie łodzi, mokra szmata na łeb i bierzemy miarkę, ręce się trzęsą, szybko mierzymy kilka razy i... jest!!! Życiowy szczupak! I to jaki; 126 cm z lekkim ogonkiem! Dalej w ruch idzie wiaderko z wodą, ponownie schładzamy rybę, polewamy jej skrzela. Teraz sesja zdjęciowa, nie jest łatwo, rybka jest bardzo ciężka, podtrzymuję ją możliwie najdelikatniej, wręcz przytulam. Wszystko idzie sprawnie, po chwili jeszcze jedno wiaderko z wodą i zaczynamy procedurę wypuszczania.Tu przekazuję inicjatywę Andrzejowi, ja zwyczajnie jestem wyczerpany, sam nie wiem czy ze zmęczenia czy z emocji, niemniej jednak robię kila pożegnalnych zdjęć. Ryba szybko dochodzi do siebie, łypie na mnie złowrogo, a po kilkudziesięciu sekundach, samodzielnie odpływa, zostawiając na pożegnanie potężny wir na powierzchni jeziora.

Bardzo zadowoleni spojrzeliśmy na siebie i poczuliśmy pierwszy, silniejszy podmuch wiatru. Mądre te szczupaki…

Piotr Jamiński