Testerzy relacjonują

Nowy Team Dragon C

Tegoroczna jesień, poza pięknymi odrzańskimi rybami, owocuje w testy nowych kołowrotków z rodziny Team Dragon.

W skład rodziny Team Dragon wchodzą cztery różne kołowrotki (w każdej serii 4 wielkości), ale o tej samej nazwie Team Dragon i dodatkowo oznakowane literami: Z, X, C, S. Miałem okazję sprawdzić na trudnych łowiskach wszystkie (po jednej wielkości, z każdej serii). Jednak najwięcej czasu poświęciłem temu, który akurat miał nawiniętą plecionkę. Rodzaj linki zadecydował, że postanowiłem przetestować intensywnie właśnie ten model, czyli poniekąd o wyborze modelu zadecydował przypadek.
Napisy, jakie widnieją na nim to: TEAM DRAGON FD 1030iC, GEAR RATIO 1:5.2, mm/m 0,30/240 0,35/180, FULL CARBON REEL, 9 BB + 1 One Way.
Jak się później dowiedziałem, kołowrotek ten będzie oferowany w bardzo przystępnej cenie, wyraźnie mniejszej od 2 innych „TeDeków”. Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że ten młynek wypadł w moim odczuciu pozytywnie i jeśli sprawdzi się uważana przez wielu zasada „droższy = lepszy”, to już nie mogę się doczekać dokładniejszego sprawdzenia pozostałych dwóch kołowrotków, wyraźnie droższych.

Nie kręciłem nim na sucho

Ale skupmy się na TD C, którym wciąż mam przyjemność orać odrzańskie dno. O wyglądzie zewnętrznym wypowiadać się nie będę. Po pierwsze, gusta są różne, a po drugie, kupowanie „oczami” u mnie są już przeszłością i w przypadku kołowrotków (jak i wędzisk) wygląd nie ma dla mnie znaczenia. Kołowrotek ma się kręcić, dobrze kręcić. Interesują mnie wyłącznie walory użytkowe, a tych nie sposób „czarnuszkowi” odmówić. Przyznam się, że na sucho nim nie kręciłem i nie wiem, jakie jest wówczas odczucie, ale pod przynętami (i rybami) nakręciłem się nim naprawdę dużo. I jestem – tak szczerze – pod ogromnym wrażeniem. Nieważne, czy na agrafce miałem kilkugramowy wobler, czy dużą i ciężko uzbrojoną gumę o łącznej wadze przynęty w granicach 40-50 gramów. Korbką kołowrotka kręciło się tak samo tj. bajecznie! Żadnego, choćby lekko wyczuwalnego oporu. Jestem pozytywnie zaskoczony. 

Hamulec

Drugą rzeczą, na którą bardzo szybko zwróciłem uwagę, jest hamulec. Lubię, gdy każde „tyknięcie” terkotki podczas regulacji sprawia, że czuję różnicę w sile, jaką muszę użyć do wysnucia linki ze szpuli. Nie wszystkie kołowrotki to mają, ale w tym tak jest – precyzja w regulacji i reagowanie oporu na każdy skok podczas regulacji. I nie spotkałem się z „nierównościami” w pracy hamulca - linka oddawana jest równo, płynnie.

Wybór kołowrotka

Wspomniałem na początku artykułu o plecionce nawiniętej na szpuli (0,12-0,14 mm). Nie jest ona nawinięta „do końca” (2-3 mm pod rantem) jak nakazuje instrukcja książkowa, więc w kwestii czy nadaje się ten kołowrotek do tego rodzaju linki nie chcę zabierać głosu. Napiszę tylko tyle, że przez cały okres jego użytkowania, jeden jedyny raz zrobiła się mała broda. Ale winą w tym przypadku obarczam fakt, że przynętę posyłałem pod nurt i przynętę sprowadzałem z nurtem, gdzie siłą rzeczy luzów przy nawijaniu nie brakowało.

Jedynym minusem, jaki znalazłem, są „odbitki” korbki kołowrotka – minimalnie wyczuwalne, ale jednak. Nie wiem, jak to nazwać profesjonalnie, ale mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi.

Myślę, że jak na niedrogi „TeDek”, ten model naprawdę jest przyzwoitą maszynką. Na jak długo? Tego nie wiem, ale do dziś – mimo żadnych kompromisów w czasie jego użytkowania – nic mu nie dolega. A z resztą, jakby nawet coś się działo, to pamiętajmy o tym, że mamy 5 lat gwarancji, a co za tym idzie co najmniej 5 lat łowienia za niewielkie pieniądze. Serwis Dragona jest w Polsce, pod Bydgoszczą.

PS. Po napisaniu artykułu, pogrzebałem w kołowrotkach, po czym wziąłem do ręki kilka sztuk (w tym opisywany) i sprawdziłem kręcenie „na sucho” - nie wyróżnia się niczym szczególnym od innych młynków. Ale na wodzie, pod obciążeniem, w porównaniu do wielu innych, jest to przysłowiowe masełko. A przecież nie po to kupujemy kołowrotki, żeby się nimi bawić w pokoju, tylko do „katowania” często w trudnych warunkach atmosferycznych i pod różnym obciążeniem – oczywiście adekwatnym do wielkości danego egzemplarza.

Mariusz Drogoś
fot. Waldemar Ptak