Możemy założyć, że w czasie optimum żerowego, dwa kilogramy zanęty w rybnym łowisku zostanie niemal niezauważone. Sytuacja beznadziejna? Zdecydowanie nie! Rozwiązania są trzy: można nęcić dużo więcej, można nęcić skuteczniej, a trzecim rozwiązaniem jest nęcenie zoptymalizowane.
Więcej nie zawsze znaczy lepiej
Z powyższych obliczeń wynika, że aby opisywaną ławicę nakarmić, należy wsypać w łowisko niemal 50 kg zanęty. Musimy sobie jednak zadać pytanie: Czy my chcemy ryby nakarmić? Cel nęcenia to wabienie i utrzymywanie ryb w łowisku (w zasięgu wędki). Mówiąc inaczej, utrzymywanie ich w pobudzeniu żerowym i niedopuszczenie do wypłynięcia z nęconej strefy. Jeżeli umieścimy taką porcję pokarmu w łowisku, to jeżeli uda nam się nie zniechęcić wszystkich ryb do jedzenia, będziemy mistrzami! Taka porcja zanęty podana jednorazowo zapewne skiśnie, zepsuje się i zacznie wydzielać substancje wynikające z rozkładu, które z pewnością ryby z łowiska wypłoszą! Dodatkowo ryby przekarmione nie będą reagowały na naszą przynętę. Pamiętajmy, że opisywana sytuacja zakłada warunki hipotetyczne, a jezioro czy rzeka to nie pustynia i naturalnego pokarmu w wodach jest bardzo dużo, więc obecnie ilość zanęty nie przekłada się wykładniczo na ilość brań. A zatem, warto szukać nieco innych rozwiązań. Sięgajmy więc po zanęty i przynęty kierunkowe, typowo pod gatunek, a frakcje zanęty pod oczekiwane gabaryty ryb. Pamiętajmy jednak, że nawet ogromne leszcze łowi się często na jednego dżokersa czy kastera. Sięgajmy po sprawdzone mieszanki, od najlepszych producentów. Ja z czystym sumieniem polecam Magnum Leszcz, Quattro Leszcz Piernikowy lub Ciastkowy. Najlepszy stosunek jakości do ceny oraz do skuteczności.
Leszczowy sprzęt
Leszczowy arsenał mogę określić jednym słowem: finezja! Nauczony doświadczeniem, analizą sposobu pobierania pokarmu przez największe leszcze oraz ich preferencji pokarmowych, wiem, że tu „toporem” nie powalczę! Nawet, jeżeli złowię takowym okazałego leszcza, to będzie to przypadek na zasadzie głupi ma szczęście – oczywiście wiemy, że tylko czasami… Łowiąc w Odrze, często korzystam z heavy feederów, takich nawet o c.w. do 130 g. To gdzie tu delikatność, może ktoś zapytać? No, tuż za szczytową przelotką - odpowiadam. W jedną i drugą stronę. Wędzisko musi być ekstremalnie wytrzymałe na przeciążenia, ale posiadać… grację i delikatność. Mój ciężki feeder musi mieć doskonałą akcję, aby nawet najdrobniejsze puknięcia delikatnie żerujących leszczy przenieść na swój blank. Znalezienie takiego wędziska zajęło mi bardzo wiele czasu, a ponieważ okazałe leszcze łowię także zimą, to niezbędny był kij, którego nie zniszczy mróz. Rozmawiając z Waldemarem Ptakiem, specjalistą z Dragona, dostałem zapewnienie, że taki kij mi gwarantują… Oj, słyszałem to już kilka razy (od innych specjalistów) i wkrótce wspominałem pomiędzy średniocenzuralnymi słowami, gdy ostatecznie nad wodą wędkę widziałem w kilku częściach. Jednak tym razem otrzymałem kij z kompromisem: jakość – finezja – delikatność – moc. Co to za wędzisko? To Black Shadow c.w. 120 g i Elite Pro Feeder c.w. 130 g.
Żyłka
Myślę, że w mojej „karierze” przetestowałem dziesiątki kilometrów różnych żyłek. Nie chodzi mi o firmy. Leszczowa żyłka w rzece to znów kompromis między czymś, co przeniesie drgania do szczytówki, a czymś, co nie stawi zbyt dużego oporu leszczowi pobierającemu przynętę. Jak mantrę będę powtarzać, że nie wolno łowcy leszczy oszczędzać na żyłkach przyponowych!! To element, który zlekceważony zemści się natychmiastowo. Pamiętajmy, że żyłki przyponowe mają zupełnie inne parametry fizyczne, niż żyłki główne. Wystarczy zrobić test i w palcach spróbować „skołtunić” jedną i drugą. Zobaczcie jak bardzo będą się po tym procesie różniły! Długość przyponu zależy zdecydowanie od warunków w łowisku. Czasem, gdy leszcz ma tendencję do wypluwania zassanego pokarmu i spływania za nim w nurcie, a tak dzieje się w dużych nizinnych rzekach o spokojnym nurcie, to przypon ma nawet i 60 cm! Jednak nawet w tej samej rzece, przy bardzo niskich stanach wody latem, przypon skracam do 15 cm! Obserwacja.
Hak
Hak to element, na którym niestety skupiamy się zbyt słabo. Proponuję Wam przeglądnięcie zdjęć swoich leszczy (jeżeli takie posiadacie) i podjęcie próby analizy, a mianowicie pogrupowania leszczy zaciętych w identyczny sposób; czy hak wbity był w górną, czy dolną wargę, a może w kąciku pyszczka? Czy zauważyliście jakąś prawidłowość? Może w Waszym łowisku utrzymuje się jakaś tendencja? A jak mają się w tym łowisku haki? Czy większą skuteczność wykazują te z długim trzonkiem i płytszym kolankiem, czy może właśnie te z bardzo cienkiego drutu, przypominające bardziej półkole niż haczyk? Wśród „moich” rzecznych leszczy najwięcej skutecznych zacięć mam na hakach wysmukłych, ze stosunkowo długim trzonkiem, ale wykonanych z bardzo mocnego i bardzo cienkiego drutu. Moje haki łatwiej złamać, niż rozgiąć! Może u was jest inaczej? A jaka wielkość haka? To trochę tak jak pytanie własnej małżonki w sklepie obuwniczym: „Czy nie cisną mnie te buty?” Wielkość haka to zmienna, którą dobiera się testowo na łowisku. Zdarzało mi się łowić rekordowe leszcze na haczyki rozmiaru 18, ale i na 10-tki także bywało. Łowimy na taki rozmiar, który jest dopasowany do podawanej przynęty i stanowi integralną i wyważoną część zestawu.
Sukces
Leszczowe sukcesy to chwile, gdy wychodzimy poza schemat. W historii ludzkości, wiele odkryć zostało dokonanych tylko dlatego, że nikt odkrywcom nie powiedział, że czegoś nie da się zrobić. Złowienie ogromnych leszczy nadal jest możliwe, a one same bardzo nam w tym pomagają. Pamiętajmy też, że nie każdy leszczowy wyjazd kończy się sukcesem! Jednak zawsze się kończy nowymi doświadczeniami i obserwacjami, które mogą wpłynąć na wygraną w późniejszym czasie. Leszcz to godny przeciwnik. Nieodgadniony. Musimy szanować go bardziej, niż innym wydaje się to możliwe. Gdy zaczniemy darzyć go szacunkiem, gdy tuż przed wypuszczeniem przyjrzymy się mu baczniej by zauważyć, w jaki sposób pobiera pokarm, jaki pokarm częściowo przetrawiony wypłynie mu z pyska lub co znajduje się w jego kale, mamy szansę odgadnąć sposób na sukces. Pan leszcz to motywator. Skłania nas do tego, aby zmienić podejście i wyciągnięcie z wody kolejnego leszczyka zwanego żyletką traktować jako wprawkę przed batalią z okazem powyżej 60 cm, czego Państwu i sobie życzę.
Piotr Kondratowicz
fot z opisami - autor, ichtiolog