Nie mogąc się doczekać sezonu szczupakowego, wyskoczyłem na przedsezonową rozgrzewkę do Irlandii. Pakując pudła z przynętami nie zapomniałem o przynętach Dragona.
Na przynęty miękkie Dragona łowię od dawna, więc z przyjemnością poszedłem na Dzień z Dragonem odbywający się w sklepie wędkarskim Team Samol w Gliwicach – to znakomita okazja m.in. do zakupu przynęt i szczerze mówiąc, podczas tych odwiedzin wypełniłem nimi swoje pudełka. Byłem gotowy do wylotem.
Uzbrojony po zęby w przynęty, dozbrojki i ciężarki wymienne (czeburaszki) zacząłem wędkowanie. Już pierwszego dnia zaliczyłem fajnego szczupaka z powolnego opadu na żółtą gumę Bandit, osadzonej na 10-gramowej główce. Pogoda tego dnia nie rozpieszczała, a trud wędkowania w irlandzkich warunkach widać po moim ubiorze i wyrazie twarzy. Jak się okazało tamta pogoda nie była jeszcze taka zła… Drugiego dnia na wodzie spędziłem zaledwie 8 godzin i szczerze powiedziawszy takiego efektu się nie spodziewałem. Nie znając wody, postawiłem na klasyczne stanowisko: zatrzymałem się nieopodal stromej podwodnej górki, pod łódką miałem 12 metrów głębokości. Jak się okazało, wybór stanowiska było strzałem w dziesiątkę. W pierwszych rzutach złowiłem kilka „pistoletów” (szczupaczków), aż w końcu w Reno Killera uderzyło coś znacznie większego. Ależ to było uderzenie! Jak się okazało, tego dnia powolne prowadzenie przynęty dawało najlepsze efekty i właśnie z tego powodu mój wybór padł na Reno Killera; nie znam drugiej tak dobrej przynęty o atrakcyjnej leniwej akcji i zarazem tak skutecznie wabiącej ryby. Dzień trzeci mojej wyprawy dobitnie pokazał, że wędkując z brzegu irlandzkiego jeziora nie jesteśmy skazani na porażkę. Tego dnia, z przyczyn technicznych niestety nie mogłem zwodować pontonu, a więc cast w rękę i czym prędzej udałem się nad wodę. Linia brzegowa łowiska jest atrakcyjna, więc nie oczekiwałem nudy. Dużym ułatwieniem dla mnie było położenie kwatery, gdyż od wody mieszkałem nie więcej niż 20 metrów.
Na efekty spinningowania z brzegu musiałem trochę poczekać. Od rana złowiłem kilka krótkich szczupaków, a moja cierpliwość została wynagrodzona dopiero w porze poobiedniej. Około godziny 14:00 wyciągnąłem z pudelka mojego "czarnego konia", czyli gumę Fatty w największym rozmiarze 12,5 cm. Wędkując z brzegu straciłem mnóstwo przynęt z powodu przecinania i przecierania plecionki o ostre głazy. W tej trudnej sytuacji zmuszony byłem prowadzić Fattiego bardzo agresywnie i tym samym chroniąc przynętę przed nazbyt długim kontaktem z dnem. No i stało się, w połowie dystansu gumę zaatakował szczupak całkiem fajnych rozmiarów. Tamten dzień potwierdził, że Fatty jest skuteczny w każdej wodzie.
Dzień czwarty mojej pięknej przygody pokazał całe piękno nieustannie zmieniającej się tutaj pogody. Było słońce, był deszcz, pogoda zmieniała się dosłownie co godzinę, a duża fala utrudniała wędkowanie. Szukając schronienia przed wiatrem stanąłem od zawietrznej i wykonałem kilka rzutów. Jak się okazało, również tego dnia Fatty stanął na wysokości zadania: pierwszy był szczupaczek rozmiaru około 70 centymetrów. Po czym nastąpił przestój w braniach, więc wypłynąłem na głęboką wodę szukając jakiejś typowej miejscówki. W końcu stanąłem nad głębokim 15-metrowym dołku starając się skusić do ataku widoczne na echosondzie „łuki”. Wiatr nie ustępował, a nawet nasilał się dosłownie chcąc urwać mi głowę. Gdy zniechęcony miałem się już zwijać do domu poczułem bardzo mocne uderzenie w niebieskiego Fattiego, z dołożoną dozbrojką Dragona. Klasyczny opad na dwa takty przyniósł mi niezwykle silnego szczupaka, a ja spełniony mogłem ze spokojnym sumieniem wracać do domu.
Na tym zakończę moją relację. W Irlandii zostaję jeszcze kilka dni i czuję, że będzie wiele okazji do potwierdzenia skuteczności przynęt V-Lures na obcych wodach.
Dawid Janecki