13. maja 2017 r. wraz z przyjaciółmi udałem się do Bydgoszczy na pierwszą w tym roku edycję Street Fishing Poland, która odbyła się na Brdzie. Niesamowita przygoda w centrum Bydgoszczy.
Jak w poprzednich edycjach, tak i teraz atmosfera imprezy była wspaniała. Zgodnie z zapowiedziami organizatorów, w miejscu siedziby głównej bazy Street Fishing swoje punkty prezentacji sprzętu wędkarskiego zorganizowało wiele firm, w tym Dragon.
Jednym z elementów prezentacji produktów Dragona był stojak, na którym, w pełnej krasie dumnie prezentowały się wędziska szerokiej klasy. Od ultra lekkich okoniowych spinningów, poprzez wędki do cięższego wędkowania na niemałe gumy i woblery, a na nowych wędziskach muchowych kończąc.
W związku z tym, że przede wszystkim wędkuję na muchę, ze zrozumiałych względów wędziska muchowe zainteresowały mnie szczególnie. Wędziska Dragona są mi dość bliskie. W moim posiadaniu jest kilka sztuk: dwa spinningi i bardzo lubiany przeze mnie, często używany do rzecznego nizinnego wędkowania Dragon Tournament 5/6 modelu 3.05 m, towarzyszący mi również podczas zagranicznych wypadów w cięższych warunkach terenowych.
Przedstawiciel firmy Dragon, pan Waldemar Ptak, użyczył mi w tym dniu do zapoznania się i testów w trudnych warunkach rywalizacji sportowej wędzisko #5 Team Dragon FX 2.75 m akcja Fast, 11 przelotek, 4 części składowe.
Przyznaję, że jestem zwolennikiem szybkich wędek, a najczęściej łowię na streamery, większe mokre muchy oraz nimfy. Moją podstawową wędką jest Sage XP oraz Sage Z-Axis, toteż, gdy dostałem do ręki wędkę Dragona w pierwszym monecie wydało mi się, że będzie to wędka o akcji Medium – Moderate, wchodząca w klimaty Slow. Oczywiście błędem jest oceniać w ten sposób wędkę. To, co wędka prezentuje, a szczególnie muchowa, sprawdza się dopiero w praktyce na wodzie, gdy uzbroi się ją w pełni i wyczuje jej dynamikę podczas zarzucania różnymi technikami i holowania ryby.
Wędkowanie rozpocząłem (jak to w moim zwyczaju na rzece nizinnej) sznurem Sink Tip #5. Moją przynętą była mucha Gosling, a na skoczku bujała się mała Ke-He. Wędkowanie miejskie jest specyficzne. Otaczająca zewsząd infrastruktura znacznie ogranicza wędkarskie możliwości. Wędkowanie w takich warunkach wymaga szczególnej uwagi i przyłożenia się do technicznych aspektów łowienia muchą. Po pierwsze, nie ma możliwości (jak to bywa na otwartej wodzie) swobodnego rozwinięcia sznura i w pełni załadowania blanku. Wędkarz ma znaczne ograniczenia z przodu, jak i za sobą. I tu, o dziwo, moja wędka ukazała swoje możliwości mimo opisanych wcześniej ograniczeń w swobodnych rzutach; akcja tej wędki pozwalała na jej przyzwoite naładowanie krótszym odcinkiem linki oraz posłanie przynęty na możliwie przyzwoitą odległość, celnie posyłając przynętę w zaplanowane miejsce łowiska.
Podczas wędkowania sprawdziłem pracę wędki wymieniając sznury. Jako drugi, w testach został wykorzystany sznur typu sink. Tu również nie odczułem trudności w załadowaniu wędki, jak i problemów czy utrudnień z prowadzeniem, wyciągnięciem sznura z wody oraz jego przerzuceniu. Oczywiście musiałem się nieco starać, gdyż wszystkie czynności wykonywałem na ograniczonej przestrzeni. Dlatego nie mogę powiedzieć jakby spisywał się blank, gdybym miał możliwości dłuższego rozwinięcia sznura i cięższej pracy nim na wodzie. Wiem, że mogę liczyć na wyrozumiałość czytelnika w tym aspekcie.
Ryby nie chciały współpracować, toteż przezbroiłem zestaw na sznur typu floating, również w klasie #5 DT. Tym razem, postanowiłem łowić nimfami na wleczonego. Wiejący wiatr uniemożliwił zastosowanie suchej muchy mimo rojącego się chruścika. Branie na nimfę wyczułem od razu. Mały okonek łyknął przynętę, co się dało wyczuć natychmiast. Zestaw okazał się dość „czujny”. Dołowiłem jeszcze jednego okonka i… to było na tyle.
Wędkowanie trwało kilka godzin bez przerwy. Praca na wodzie tą wędką była dość przyjemnym zajęciem. Tak byłem zajęty zawodami, wynikającym z tego podnieceniem i buzującą w żyłach adrenaliną, że dopiero po zakończeniu wędkowania zauważyłem, iż mimo wielu godzin, wykonania setek wymachów wędziskiem z różnymi przynętami na lince, stosowania różnych technik rzutowych i przezbrajania zestawu w różne sznury, w ogóle nie jestem zmęczony i nie odczuwam przeciążenia dłoni ani ramienia. Myśląc o tym, uświadomiłem sobie, że wędzisko jest wyjątkowo lekkie, poręczne i praca nim nie nastręczała trudności. Praca tą wędką nie zmuszała mnie do wysiłku.
Jako że złowione przeze mnie ryby nie były okazałe, nie miałem możliwości przekonania się o pracy blanku pod obciążeniem walczącej większej ryby i przy dłuższej, wysnutej lince.
Wojciech Łęcki