Wstaliśmy długo przed świtem. Przeciągaliśmy się patrząc za okno na silny wiatr targający koronami drzew, które i tak ledwo mogliśmy dostrzec przez grube krople wolno spływające po szybie. „Padało?” zapytałam ziewając.
Po długiej podróży samochodem spaliśmy tak twardo, że nie byliśmy pewni skąd tyle wilgoci w powietrzu. Po szybkim śniadanku i mocnej kawie wychynęliśmy z kwatery by stanąć oko w oko z przygodą.
Nieco mokra atmosfera
Dzień rozpoczął się bardzo ciekawie, choć o warunkach atmosferycznych tego powiedzieć nie można. Bardzo mokre podłoże podpowiadało, że to nie rosa; ale nic w tym złego - przecież po deszczu ryby biorą (a najważniejsze, że teraz nie pada)! Założyliśmy odpowiednie obuwie i udaliśmy się w stronę łowiska. Niestety wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, jakie zmiany ciśnienia czekają nas tego dnia. Witaliśmy się ze słońcem, które mrugało do nas leniwie spod chmurzastej pierzyny. Poranek był bardzo tajemniczy. Z początku o mało głowy nie urwało wietrzysko, by po chwili flauta wyrównała taflę łowiska. Pozostały jedynie bąble, czy to żerujących ryb, czy tylko ulatniających się z dna gazów? Nieprędko dane było nam się przekonać. Wszystko zmieniało się w ciągu dnia jak w kalejdoskopie. Ranne niebo bardzo długo pozostawało zachmurzone, a powietrze parne i ciężkie nie wróżyło optymistycznie. A gdy chmury nas opuściły z nieba spłynął żar, który łagodziły sporadyczne i chaotyczne podmuchy wiatru - każdy z innej strony, co zwiastowało burzę.
Pierwsze próby
Jeszcze z rana, w oczekiwaniu na kompana tej wyprawy, Pana Waldemara, pośpiesznie rozłożyłam odległościówkę i położyłam rosówkę na dnie. Gdy jednak słońce ukazało swe oblicze wszelka aktywność jakby zanikła. Na ratunek przybył prekursor tego wyjazdu – Pan Waldek Ptak z całym orężem od Dragona. Zmontowaliśmy zestawy, wybrałam dla siebie i przygotowałam zanętę i… zaczęliśmy tę nierówną walkę z warunkami atmosferycznymi. Zakończeniem miała być gwałtowna nawałnica, która opadając chciała zmącić panującą przed burzą ciszę. Na szczęście zareagowaliśmy z wyprzedzeniem i w porę, jeszcze przed zmierzchem, zwinęliśmy zabawki ucierając nosa pogodzie!
Co, gdzie i dlaczego?
Łowisko, które odwiedziliśmy słynie z dorodnych karasi, to Karasiowo. Zasięgając języka u właściciela niestety tylko zyskaliśmy więcej zmartwień. Ryby od paru dni słabo żerowały. Trochę jakby natura chciała nam dokuczyć. W tej sytuacji, każda rada była dla nas na wagę złota. Cwane ryby wiele już widziały i nie były skore do pozowania. Czyżby Pan Waldemar je onieśmielał? Na szczęście znalazł się ochotnik. Zmontowałam sobie dwa feederki. Obie wędeczki charakteryzowała ta sama długość i ciężar wyrzutu tj. 3,3 m c.w. do 80 g, natomiast znaczną różnicę zauważyć można w pracy wędzisk zarówno pod obciążeniem w postaci walczącej ryby i podczas zarzucania zestawu.
Wędziska uzbroiłam w kołowrotki z wolnym biegiem marki Mega Baits z serii Black Shadow wielkości 35 tj. optymalnej do specyfiki łowiska, panujących warunków i sposobu wędkowania. Tak skompletowane zestawy idealnie pracują również na moich śródleśnych jeziorkach Mazur.
Zestawy początkowo zmontowałam przelotowo, co w miarę obserwacji modyfikowałam. W wędzisku Magnum Ti Feeder 80 zastosowałam koszyk typu methoda (Dragona) na żyłce Team Dragon Ultra średnicy 0,22 mm, a drugą wędkę Elite Pro Feeder uzbroiłam klasycznie w koszyczek Dragona na rurce antysplątaniowej, gdzie zastosowałam przypon długości 30 cm i średnicy 0,20 mm, z żyłką główną 0,23 mm Specialist Pro Match & Feeder. Obciążenie bez zanęty wynosiło 25 g. Oba zestawy dopełniały wysokiej jakości i bardzo ostre haki, a mianowicie z szerokim kolankiem i krótkim trzonkiem marki Mega Baits z serii Kuwase Gure EC00101BN LineGrip w rozmiarze 10.
Więcej o końcowych zestawach i przynętach postaram się opisać w kolejnym artykule.
Na co trzeba zwrócić uwagę dobierając wędzisko? Przede wszystkim na jego funkcjonalność; oko osoby mało doświadczonej szuka wędki stosunkowo taniej, lecz wytrzymałej i komfortowej w użyciu, zaś ze strony kobiety najlepiej żeby także wyglądem wędka to oko łechtała. Dla mnie ważne są wszystkie powyższe czynniki i choć wygląd jest ostatnim kryterium, to żadnemu z tych wędzisk nie mogę niczego zarzucić. Korkowa rękojeść, subtelne i przyciągające wzrok detale, stonowane kolory i precyzja wykończenia zarówno blanków i przelotek to wielkie plusy. Charakterystyczna dla serii Magnum Ti ciemnoniebieska barwa oraz hologramowe ozdobienia blanku i subtelne wykończenie w Elite Pro nadają tym wędziskom głębi i zwyczajnie cieszą oko.
Stosunkowo duże przelotki pozwalają na zastosowanie żyłek o średnicach 0,22 mm, a nawet nieco większych. Wędziska są smukłe, więc świetnie leżą w dłoni, operowanie nimi jest bardzo wygodne, nawet chwyt mokrą dłonią jest pewny, na co również niemały wpływ ma dobrej jakości korek, pokrywający dolnik.
W zestawie standardowo otrzymujemy trzy szczytówki różnej czułości. Dobrze wykonane i zróżnicowane pod względem testowej krzywej ugięcia sprawdzą się podczas wędkowania w rozmaitych łowiskach i wszędzie tam, gdzie chcemy selekcjonować brania większych ryb, a więc wszędzie, gdzie jest dużo drobnicy podskubującej przynętę. Sprawdzą się również podczas wędkowania w okresie letnim i wczesnojesiennym, gdy ryby żerują aktywnie a brania są pewne.
Obie wędki zbudowane są z 4 składów. Charakteryzuje je niemały zapas mocy. Dane mi było się o tym przekonać, gdy silne ryby zaraz po braniu i zacięciu nurkowały w rośliny: tatarak, sitowie. To był zaledwie moment, który ryba wykorzystała i „pojechała” jak wściekła. Za każdym razem walka toczyła się długo i ryba wygrywała, nawet przypadku szybkiej reakcji Pana Waldka, który podpłynął po mnie łodzią i dotransportował do ryby. Ta już miała niestety inne plany, więc zostałam tylko ja i moje strzaskane ego. Tak… Ta ryba była jedną z nielicznych, które tego dnia próbowały szczęścia poza wszędobylskimi i wszystkożernymi płotkami, które także wraz ze zmianami ciśnienia grymasiły. Dlatego ta bardzo silna ryba była dla mnie tak ważna. Chyba zapomniała przeczytać regulamin łowiska No Kill. Na szczęście nie była ostatnią łakomiącą się na przynętę i inny „szczęśliwiec” załapał się na zdjęcie ze Szpulą.
Feedery długości 3,30 m doskonale się sprawdziły na łowisku komercyjnym, gdzie można precyzyjnie zarzucić lekki zestaw w obrane miejsce, tak aby nie ugrzązł w dnie i jednocześnie był odpowiednio wytrzymały umożliwiając walkę z silnym karasiem czy niedużym karpiem, które to po zacięciu zapewne będą szukać schronienia w okolicznych zawadach. W dodatku, w wodach stojących długość 3,30 m jest wręcz idealna.
Odporność na urazy mechaniczne
Nie oszukujmy się, wielu na pewno doznało nieprzyjemności zniszczenia własnego mienia w postaci sprzętu wędkarskiego, co tym bardziej bolesne, jeżeli jest to jedyne wędzisko zabrane nad wodę. Dla tego rodzaju (ostrych) „testerów” śmiało polecam opisywane wędziska.
Warto zwrócić uwagę na szczególną wytrzymałość feedera Magnum Ti. Nie dość, że ma ogromny zapas mocy, to jego trwałość na pewno niejednego zadziwi. Sprawdzi się u wędkarza dopiero rozpoczynającego swoją przygodę z drgającą szczytówką, a także u osoby bardziej zaawansowanej szukającej feedera na nocne zasiadki, wyprawy z dziećmi czy po prostu czułego i progresywnego kija, który przy niespodziewanym braniu większej ryby w mniej doświadczonych dłoniach nie złoży się od razu, jak przysłowiowy krowi ogon. Zauważmy jednak, że wędki mają służyć przede wszystkim do wędkowania, nie zaś rzucania, okładania nadbrzeżnych krzaków czy łamania na kolanie. Każda ma swoją wytrzymałość oraz kruchość, więc należy się z nimi obchodzić należycie.
Elite Pro Feeder może nie jest aż tak wytrzymały na uderzenia czy innego typu „rzucanie po krzakach”, ale nie ustępuje Magnum Ti ani wyglądem, ani zapasem mocy i czułością blanku. Zabezpieczony przeciwko mechanicznym urazom warstwą ochronną grafitu również wiele zniesie. Poradzi sobie z dorodnym karasiem, niedużym karpiem i sporym leszczem, ale również umożliwi wyholowanie niewielkiej płotki i średniej wielkości krąpia nie tłumiąc „kontaktu” z rybą. To, co go odróżnia to akcja bardziej szczytowa w porównaniu z Magnumem Ti, który płynniej i szybciej przechodzi w ugięcie. Z tego względu Magnum bardziej sprawdzi się w methodzie nawet przy zastosowaniu plecionki, podczas gdy Elite Pro będzie idealnie pracował pod zestawem zawiązanym na żyłce, z podajnikiem w postaci koszyka zanętowego.
Wisienka na torcie
Dopełnieniem zestawów są wspomniane wcześniej kręcioły Black Shadow, które w rozmiarze 35 świetnie sprawdzają się w feederku c.w. do 80 g.
6 łożysk daje komfort w posługiwaniu się, a sprzęgło wolnego biegu kilka możliwości do wykorzystania. Tej wielkości maszynka nakręciła na szpulę 300 m żyłki średnicy 0,23 mm. Baitfeeder Black Shadow bez zgrzytów pomógł wyholować pięknego karasia i zniósł siłowanie z zaczepami, w które silne ryby wprowadzały zestawy. W dodatku, dzięki klasycznemu wyglądowi bez zbędnego przepychu na pewno znajdzie wielu zadowolonych użytkowników i będzie im długo służyć.
Polubiłam mój zestaw
Podsumowując, dla wędkarza poszukującego przystępnego cenowo i przede wszystkim funkcjonalnego zestawu feederowego bez zająknięcia polecam opisane wędki. Jestem zadowoloną użytkowniczką tych wędek, więc kończę artykuł i biorę się za pakowanie do następnego wyjścia nad wodę, bo wędki aż się palą do zarzucenia, a rączki świerzbią!
Magdalena Szpula Szypulska