Współpraca z firmą wędkarską ma wiele zalet. Jedną z nich jest możliwość testowania sprzętu na wiele tygodni przed wpuszczeniem go w obieg rynkowy. I tym właśnie sposobem, trafił do moich rąk kołowrotek, którego nikomu nie oddam i… każdemu polecam.
Mimo iż odnowiona seria kołowrotków o nazwie Team Dragon jest tegoroczną nowością, moje spinningi mają przyjemność (o tak, zdecydowanie!) współpracować z nimi już drugi rok. Z ich pomocą, łowiłem takie gatunki ryb, jak sandacz, szczupak, kleń, boleń, a także sum. Obsługiwałem trzy (z czterech) modele, jednak najwięcej uwagi poświęciłem temu, którego dokładna nazwa to Team Dragon C FD, w wielkości 3000.
Najbardziej oczarowała mnie lekkość, z jaką nawet pod oporem kręci się korbka tego kołowrotka. To przede wszystkim ona sprawiła, że tak ciężko sięgnąć mi po inny młynek. Co prawda, z początku używałem go wyłącznie do łowienia sandaczy (zarówno nocnego lekkiego woblerowania, jak i dziennego ciężkiego „opadowania”), ale tak go polubiłem, że zacząłem nim posyłać do wody także przynęty z dedykacją innym gatunkom.
W szczególności, upodobałem go sobie do użycia w taktyce skradania się do boleni. Łowiąc rapy techniką ekspresowego zwijania wabika, mam nieodparte wrażenie, że… muszę „gonić” rozpędzoną rączkę, która sprawia takie odczucia, jakby była zupełnie obojętna nawet na opór powietrza. W wielu kołowrotkach, większa masa przynęty czy silniejszy nurt zmniejszają komfort prowadzenia wabika za sprawą powstającego oporu, który jest bardziej lub mniej, ale jednak wyczuwalny. W tym TD’eku tego nie ma!
Miałem do czynienia ze sporą ilością kręciołów, ale z taką lekkością kręcenia spotkałem się po raz pierwszy. Jeśli ktoś z Was boryka się z problemem, jakim jest stawiająca opór korbka kołowrotka w jakichkolwiek warunkach, to z czystym sumieniem polecam Team Dragon C. Będziecie zachwyceni!
Jestem Wam winien wyjaśnienia: niedowinięta (zgodnie ze sztuką wędkarską do rantu) plecionka, to efekt montowania jej na szybko nad wodą, bez podkładu - i tak już zostało ;)
Mariusz Drogoś