Znowu nie brały. Takie słowa często można usłyszeć po naszych wyprawach. Oczywiście przyczyn takiego stanu rzeczy może być wiele.
Pomijając zasadniczą przyczynę (coraz gorsza rybność wód), możemy wymienić jeszcze nasze niedostosowanie się do zastanych warunków, jak i ten, do którego najczęściej się przyznajemy. Ten, na który najczęściej zwalamy przyczynę naszych niepowodzeń: ryby nie żerowały.
Rybność wód jest oczywiście warunkiem koniecznym naszych sukcesów. Jednak z tym poziomem należy uważać. Pamiętajmy o tym, że w Naturze wcale nie widzimy przesytu żywych stworzeń. W lesie nie zobaczymy co kilka metrów dużego zwierzaka. Natura cechuje się równowagą a nie przesytem. Dlatego naturalne wody wcale nie są łowiskami, nad którymi mamy gwarantowany sukces. Natomiast ten stan braku przesytu daje nam przewagę. Brak nadmiaru pokarmu powoduje, że ryby go szukają i chętnie pobierają (chyba, że coś wzbudzi ich podejrzenia). Takich wód jednak zbyt wiele nie ma u nas w kraju, więc analizowanie wędkarstwa pod ich kątem niewiele nam się przyda. Wody, w których łowimy, zwykle cechują się zachwianiem równowagi - zdecydowanie ilość drapieżników jest mniejsza. Co nam w takim razie zostaje? Co mamy robić w sytuacji, gdy drapieżników jest mało, zwłaszcza w przypadku nadmiaru ich pokarmu (na przykład drobnicy, którą chętnie zjadają)? Po pierwsze musimy znaleźć ryby. Tak jak i w zbiorniku z naturalną równowagą są miejsca chętniej odwiedzane przez drapieżniki. Znalezienie ich zwiększa prawdopodobieństwo sukcesu. W miejscach kiepskich będziemy łowić jak w studni – to jasne. Wbrew pozorom znalezienie takich miejsc nie musi być łatwe.
W zeszłym roku łowiłem szczupaki w trollingu toniowym. Nie narzekałem na ich ilość. Jednak w tym roku już tak fajnie nie było. Różnica? W ubiegłym roku zapisy na echosondzie pokazywały duże stada ryb. Białoryb był zgrupowany w toni i w takich rejonach były szczupaki. Nawet echosonda była niepotrzebna. Wystarczyło pływać w określonych rejonach, aby się nacieszyć widokiem kaczodziobych. W tym roku echosonda stała się konieczna. Pokarm drapieżników pojawił się w toni, ale w dużo mniejszej ilości i tylko punktowo. Jedyną szansą na złowienie szczupaka okazało się uparte czesanie tych nielicznych miejsc z drobnicą. Pływanie nawet 15 metrów dalej nie dawało efektów.
Miejscówka z roku na rok zmieniła się. Drapieżników na niej też pewnie ubyło. Jedyną szansą na ich złowienie było znalezienie tego, co powtarzalne - ryb. Miejscówka niby ta sama, ale rozkład ryb inny, więc i stanowisko okazało się inne.
Drugim aspektem jest dobór przynęty i sposobu jej prezentacji. Miałem wypróbowane w zeszłym roku wabiki. Sprawdzały się niemalże znakomicie. Dały mi większość ryb. Dlatego w tym roku i od nich zacząłem. Dałem im dużo czasu, ponieważ to one były najskuteczniejsze. To one dawały największe prawdopodobieństwo złowienia szczupaka. Niestety, bezowocne godziny mijały, w końcu musiałem zrewidować poglądy i sięgnąć po inne przynęty. I to nie tylko z powodu braku brań (co przecież wydaje się najważniejszym czynnikiem).
Miejscówka ta sama, czas ten sam, prezentacja ta sama, ryby te same (mam nadzieję, że chociaż te przeze mnie wypuszczone). Wszystko niby to samo. No właśnie: niby. pożywienia (czyt. drobnicy) było w toni dużo mniej. To wskazała echosonda. Dopiero po jakimś czasie pomyślałem, że przecież mogą to być stada innych ryb. W związku z tym i zachowania szczupaków mogą być odmienne. Zadacie pewnie pytanie: „Ale o co właściwie mi chodzi? Po co to wszystko opisuję? Co ma jedno do drugiego?” Ja mógłbym żartobliwie odpowiedzieć: „Ale szkoda by mi było takiego tematu…” Odpowiem więc podsumowaniem całości. Mając mało ryb w wodzie musimy niejako z konieczności borykać się z mniejszą ilością brań. To z kolei pociąga za sobą konsekwentne i cierpliwe stosowanie sprawdzonych wcześniej sposobów na rybę. Ma to swoje zalety. Mniejsza ilość przynęt i eksperymentów. Dopracowywanie sposobu do perfekcji. Ma też i wady. Często usprawiedliwiamy się słowami „nie brały”, chociaż tak naprawdę to my sami nie dostosowaliśmy się do warunków łowiska. Nie szukaliśmy lepszego sposobu prezentacji, miejscówki czy przynęty.
Więc, gdzie leży nasz złoty środek? Gdzie ta najlepsza strategia prowadząca do sukcesu? Odpowiem trochę przekornie – w cierpliwym i konsekwentnym zadawaniu samym sobie pytań: Czy na pewno nie mogłem być skuteczniejszy? Czy nie mogłem znaleźć lepszego sposobu, miejsca, przynęty?
Temu nastawieniu pomoże spostrzegawczość, łączenie ze sobą różnych faktów i poszukiwanie nowego. Musimy być trochę jak detektywi, szukać informacji i analizować je, bo ryby nam same wszystkiego nie powiedzą. Nie podadzą się na tacy. Chcąc być skuteczni musimy się trochę bardziej postarać, niż nasi ojcowie czy dziadkowie. Musimy cierpliwie i konsekwentnie myśleć nad wodą, a dobre efekty mogą nas zaskoczyć.
Sławek Kurzyński
TEAM DRAGON