Nadszedł piękny czas dla każdego miłośnika drapieżników. Narybek nie przypomina już niewielkich igiełek, a wyczuwające nadchodzącą zimę ryby rozpoczęły intensywne gromadzenie zapasów kalorii na najtrudniejszy dla nich okres.
Doświadczeni wędkarze tylko na to czekają. W ruch idą mocne wędki, grubsze linki i duże przynęty, w końcu trudno o lepszy okres na spotkanie z nową życiówką. Są jednak sytuacje, kiedy warto zabrać ze sobą nieco delikatniejszy zestaw, co wcale nie musi determinować wielkości poławianych ryb. Dobrej klasy wędzisko spinningowe, zestrojone z kołowrotkiem o precyzyjnym hamulcu da nam realną szansę na wygranie starcia z okazałym przyłowem.
Tą zasadą kierowałem się podczas kolejnego „ataku” na płytką, mocno zarośniętą wodę, która dała mi w tym sezonie sporo fajnych ryb. Jednak w ciepłych miesiącach nie mogłem łowić w inny sposób, jak tylko na przynęty powierzchniowe. Powodem tego była duża ilość roślinności zanurzonej, która miejscami sięgała aż do powierzchni wody. Ochłodzenie spowodowało, że bujna dotychczas roślinność zaczęła opadać i pozwoliło to na poszerzenie arsenału używanych wabików. Do brodzenia wybrałem wędzisko Guide Select Phantom o ciężarze rzutowym 2-12 g. Długość 2,45 m pozwoliła efektywnie łowić na przynęty gumowe, jak lekko uzbrojony Lunatic - dał się prowadzić w kontrolowanym opadzie, podczas gdy ja stałem zanurzony nawet po pas w wodzie. Do wymienionego wędziska dokręciłem kołowrotek Nano Lite XT60C. Miękka, wręcz aksamitna praca to jedno. Kolejnymi zaletami są precyzyjny, wodoodporny hamulec walki i bardzo „ciasne” układanie linki, co docenimy łowiąc podczas silnego wiatru przy użyciu cienkich plecionek. Plecionka Magnum 4X w kolorze fluożółtym pozwoli zachować pełną kontrolę nad zestawem i zaobserwować brania również na lince. Całość zakończyłem przyponami Surflon i Surfstrand z serii Light, o wytrzymałości od 6 do 9 kg i około 30 cm długości. Taki zestaw doskonale ze sobą współgra, pozwalając łowić wiele godzin bez zmęczenia ręki, a wędzisko Guide Select, jak cała seria, słynie ze swojej pancerności i zapasu mocy w dolniku.
Zmodyfikowałem również zawartość mojego pudełka. Rovery i Pop-y zostawiłem w domu, a w ich miejsce przygotowałem zapas przynęt gumowych uzbrojonych w lekkie główki, a także przynęty metalowe. Już pierwsze rzuty potwierdziły skuteczność mojego wyboru. Na niewielką obrotówkę melduje się pięknie wybarwiony i gruby okoń, potem kolejne. Zastosowany sprzęt posiada wystarczającą amortyzację, by utrzymać na haku dynamicznie walczącego pasiaka, zapiętego za przysłowiową skórkę. Woda obfitująca w drapieżniki daje nie tylko okonie. I szybko się o tym przekonałem. Delikatne, ale świetnie wyczuwalne trącenie kwituję zacięciem, a głęboko wygięte wędzisko i grający piękną melodię hamulec zwiastuje poważniejszego przeciwnika. Przeczucie mnie nie myli i wykorzystuję zapas mocy w użytym zestawie, aby odciągnąć silnego szczupaka od kępy moczarki.
W ten przyjemny sposób spędzam cały dzień łowiąc kilkanaście ryb, w tym około 8 szczupaków. Pomimo, iż tym razem nie notuję żadnych okazów i trafiam tzw. egzemplarze okołowymiarowe i nieco większe (żadna z ryb nie przekracza 70 cm), nie przeszkadza to wcale uznaniu dnia za udany. Wręcz przeciwnie.
Dużo brań, pełna kontrola nad wędką i holowanymi rybami, tylko utwierdzają mnie w przekonaniu o trafności wybranego zestawu.
Z wędkarskim pozdrowieniem
Kamil Zaczkiewicz