Wiele przynęt jest robionych z myślą o konkretnym gatunku, na odpowiednią porę (zarówno roku, jak i doby), a nawet wybraną miejscówkę. Jednak istnieje takie pojęcie jak adaptacja, która w wędkarstwie nie powinna być czymś obcym.
Nie znam historii powstania wobler Salmo Skinner, ale nie trzeba być wielkim znawcą, aby po wyczytaniu jego walorów (np. w katalogu) i zobaczeniu pracy na umieszczonym w Internecie filmiku, stwierdzić jednoznacznie, iż jest to stricte szczupakowa przynęta na płytkie, a nawet bardzo płytkie wody.
Przeglądając ofertę Dragona i będąc na stronach z woblerami od Salmo, ta przynęta przykuła moją uwagę, choć szczupaków na co dzień nie łowię. Zaintrygował mnie niewielki ster, a katalogowa tabelka z parametrami potwierdziła: pływający z niewielką głębokością nurkowania. Wszechwiedzący Net szybko mi pokazał, jak ten wabik zachowuje się w wodzie i… już wiedziałem, że to będzie Killer na… sandacze!
Ze względu na masę woblera, poprosiłem na próbę dosłownie po jednej sztuce w dwóch najmniejszych wielkościach: 10 cm/15 g oraz 12 cm/19 g. Wybrałem naturalne kolory (RGS i RR), ale tylko dlatego, bo… lubię naturę. W obu przypadkach, maksymalna głębokość do jakiej schodzą to zaledwie 50 cm, czyli mam to, co lubię ja i „moje” nocne sandacze z Odry.
Gdy przynęty dotarły, wybrałem się nad wodę, aby nimi porzucać. Jeszcze za dnia zapoznałem się z ich pracą i okazało się, że mniejszy model (10 cm), przy takiej samej prędkości zwijania pracuje z większą częstotliwością. Natomiast większy jest nieco wolniejszy, ale wcale nie oznacza, że gorszy. Ba, to daje nam dodatkowe możliwości nad wodą.
O słuszności wspomnianej na samym początku adaptacji, przekonałem się bardzo szybko, notując po bardzo krótkim czasie… wyjątkowo potężny strzał wyjątkowo niewielkiego sandacza. Mętnooki był ledwie siedemdziesiątką, ale kopnięcie było godne dużo większego osobnika. Wolne, jednostajne prowadzenie Skinner’a 12 w płytkim basenie, przy warkoczu, nad rozproszonymi kamieniami, zdenerwowało tego „podrostka” naprawdę mocno. Mówi się, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale nie mam żadnych wątpliwości, że owa przynęta sprawi mi wiele radości w postaci pięknych wielkorzecznych sandaczy. Mało tego, jest ona zaprojektowana w taki sposób, iż można ją prezentować naprawdę na wiele sposobów, nie wyłączając imitacji konającej rybki, która skupiając na sobie uwagę, resztkami sił rusza się przy samym lustrze wody. Taki delikatny, powierzchniowy twitching to coś, co będzie dawało widowiskowe i głośne brania żerujących nocą sandaczy. I nie mam co do tego żadnych wątpliwości!
Skinner to masywna przynęta, którą powinno się raczej podpinać do mocnych i sztywnych wędzisk, ale i tak zrobiłem po swojemu, standardowo łowiąc miękkim Moderate II 2,98 m c.w. 5-20 g, który był w parze z kołowrotkiem Team Dragon C FD1030i. Oczywiście już rozmyślam nad mocniejszym wędziskiem dla Skinnera, ale mówiąc kolokwialnie, ten zestaw nie pękał na robocie.
Salmo Skinner, czyżby to miłość od pierwszego, nocnego, sandaczowego kopnięcia? Zdecydowanie tak!
Mariusz Drogoś