Odra przepływająca przez Wrocław dzieli się na kilka koryt i kanałów. Każde z nich to zupełnie inne łowisko różniące się głębokością, uciągiem czy strukturą dna. Różnice są też w rybostanie, który po ochłodzeniu pogrupował się w liczniejsze ławice i szuka optymalnych miejsc na ostatni okres intensywnego żerowania.
Na ostatnią, listopadową gruntową zasiadkę wybrałem kanał w centrum miasta. Łowisko to ma około 80 metrów szerokości i głębokość sięgającą maksymalnie trzech metrów. Te cechy są dla kanału niemal stałe zmienny jest natomiast uciąg który oscyluje od 30 do nawet 90 gramów. Na pierwszy rzut oka miejsce nie pasuje do schematu jesiennych łowisk. Te zwykle mają spokojniejszy uciąg i są znacznie głębsze. Jednak gdyby tylko na takich regułach i schematach opierać wędkarstwo byłoby zbyt nudno i przewidywalnie.
Optymalne dopasowanie
Po przyjeździe na łowisko sporo czasu poświęcam na obserwację wody tak, aby optymalnie dopasować się do panujących warunków. Zwykle na początek uważnie przyglądam się uciągowi i poziomowi wody. Często wrzucam w koryto mały patyk i obserwuję jak szybko się przemieszcza. To wstępna diagnoza do wyboru gramatury wędziska. Bazuję tu na doświadczeniu, nie podam żadnej recepty - to po prostu się czuje czego trzeba użyć. Na początek zarzucam zestaw z oliwką o masie, którą uznałem za optymalną - najlżejszą na panujące warunki. Zwykle staram się nie przesadzać z jej wagą. Jeżeli po zarzuceniu zestawu obciążenie nie trzyma go stabilnie na dna wówczas je zwiększam, aż do momentu właściwego zakotwiczenia zestawu. Dobierając obciążenie staram się zawsze podawać zestaw w to samo miejsce, bo uciąg w kanale na różnych odległościach jest znacząco różny. Zwykle podaję na odległość 25-30 metrów. Dno jest tu płaskie i na ogół pozbawione wodnych przeszkód. To jednak czy ich nie ma zwykle sprawdzam przeciągając kilkukrotnie zestaw w wybranym miejscu. Gdy nie mam zastrzeżeń klipsuję żyłkę i dodatkowo zaznaczam odległość specjalnym markerem. Tak samo przygotowuję drugą wędkę, która pełni rolę awaryjnej, zastępczej, np. w sytuacji gdy zerwę zestaw, a ryby dobrze biorą i szkoda każdej minuty na naprawianie wędki.
Zanęta pod uciąg
Podczas jesiennego wędkowania stosuję taktykę, w której jedna mieszanka służyć do nęcenia, natomiast druga trafia do koszyka z zadaniem donęcania malutką porcją. O tej porze roku do nęcenia stosuję mieszankę ciężkich, rzecznych glin z niewielką ilości „spożywki”. Proporcje są mniej więcej takie: 4 kilogramy gliny - 200 gramów „spożywki”. Do tego dodaję topione pinki i białe robaki. Istotnym jest szczegół, aby robaki były martwe. Zależy mi, aby mieszanka do nęcenia po dotarciu na dno jak najdłużej pracowała, powoli się osypując z kuli. Jeżeli nie jestem pewien spoistości kul, całość doklejam bentonitem. Do mieszanki dodaję też atraktor, bioenzym o nazwie Płoć oraz trochę czerwonego pieczywka. Z tak przygotowanej mieszanki zazwyczaj formuję około 10 kul wielkości pomarańczy. Odpowiednie formowanie jest niezwykle istotne i robię to bardzo starannie, każdą kilkukrotnie mocno ściskam w dłoniach. Kulę podaję z ręki na miejsce wcześniej uważnie sondowane.
Zanęta do koszyka
Na jesienne wędkowanie zwykle stosuję płociowe mieszanki. Z oferty Dragona najbardziej przypadły mi gustu dwie zanęty: Klubowa Płoć oraz z serii Quattro Płoć Anyżowa. Obie to ciemne mieszanki o mocno wyczuwalnej ziołowej nucie. Mieszam je w proporcjach: paczka Płoć – ½ paczki Quattro.
Stopień nawilżenia mieszanki uzależniam od uciągu w łowisku. Gdy słabo ciągnie, wtedy na 30 gramów stosuję mieszankę mniej domoczoną; z kolei, gdy uciąg jest duży określany na 70-80 gramów obciążenia, wówczas mocniej dowilżam mieszankę lub dodaję klej zanętowy. W odróżnieniu od składu zanęty do nęcenia tutaj trafiają żywe pinki. O ile to możliwe, staram się zamawiać te w kolorze czerwonym. Według mnie to najbardziej łowne kolory o tej porze roku.
Sprzęt
Na wrocławskie łowiska stosuję zwykle wędki o długości 3,60-3,90 m o ciężarze wyrzutowym od 60 do 120 gramów. Uzbrajam je w kołowrotki rozmiaru 30 lub 40. Na szpule młynków trafiają ciemne żyłki w średnicach od 0,18 do 0,22 mm. Jeśli chodzi o koszyczki, zwykle wystarczają z 30- lub 50-gramowym obciążeniem, ale przy większej wodzie ciężko utrzymać jest nawet 80-gramowe.
Zestaw buduję z wykorzystaniem skrętki. Ważne, aby była trochę dłuższa od długości koszyczka, gdyż pozwoli nam to zminimalizować splątania zestawu. Całość zamyka przypon z żyłki 0,10-0,12 mm z haczykiem w rozmiarze 16-18.
Zestawy w wodzie
Zestawy zwykle posyłam 15-20 minut po zanęceniu. W tym czasie dopracowuję mieszankę zanętową oraz kończę rozstawianie stanowiska gruntowego. Zestawy posyłam do wody z marginesem uzależnionym od uciągu. Gdy ciągnie słabo, 30-40-gramowy zestaw posyłam maksymalnie dwa metry powyżej wrzuconych kul; natomiast, gdy uciąg jest większy - nawet do pięciu metrów. Taktyka ta sprawia, że koszyki zawsze opadają w miejscu, gdzie wcześniej trafiły kule. A przecież na tym mi bardzo zależy. Na starcie zaczynam od przyponu długości metra i haczyka w rozmiarze 18. Jeżeli taka długość okaże się optymalna tzn. brania są pewne i wszystkie kwituję pewnym zacięciem, to tej długości się trzymam. Jeżeli natomiast brania są bardzo delikatne lub ich nie ma, wtedy zwykle wydłużam przypon co 20 cm aż do akceptowalnej długości. Przy ekstremalnie delikatnych braniach jego długość sięga nawet dwóch metrów. Niekiedy korekcie ulega tez wielkość haczyka. Tutaj zwykle kieruję się wielkością ryb oraz stwierdzeniem jego ciętości i dobrego trzymania, czy nie gubię ryb w holu. Haczyk jednak za każdym razem powinien być bardzo solidny by pomimo małego rozmiaru nie odkształcał się. Warto pamiętać, aby w takich warunkach wędkę mieć uniesioną wysoko. Na tyle wysoko, aby na jak najmniejszy odcinek żyłki napierała woda, a wówczas, nasz zestaw pewniej będzie się trzymał dna, brania będą bardziej czytelne, a my unikniemy częstych błędnych sygnalizacji powodowanych przez niesione nurtem przedmioty.
Zmienna lub stała taktyka
Gdy wszystko przebiega wzorcowo, a ryby są w łowisku, zwykle brania są już od startu. Wtedy jedynie pilnować trzeba, aby systematycznie posyłać w łowisko kolejne 2-3 kulki gliny z robakami. Zwykle robię to w odstępach 40-minutowych. Przy tych kulach stoją ryby wybierając robaki – dla nich to najcenniejszy pokarm. Zadaniem koszyka ze „spożywką” jest bardzo szybkie zainteresowanie ryb i zwabienie w pobliże haczyka, co powinno przekładać się na brania.
Gdy z niewiadomej przyczyny ryby przestały brać zwykle warto spróbować kilku trików. Dobrze działa na ryby delikatne podciągnięcie zestawu po dnie, zmiana koloru robaków lub ich rozmiaru np. z białych na pinki lub odwrotnie. Często sprawdza się też dodanie do części mieszanki zanętowej innego zapachu, o tej porze dobrze sprawdza się kolendra. Warto też posłać zestaw kilka metrów poniżej miejsca, gdzie słaliśmy kule. Jeżeli to nie pomaga, to pozostaje nam eksperymentowanie z długością przyponu i rozmiarem haczyka.
Brania
O tej porze roku brania zwykle są zdecydowane, bardzo czytelne. Nie oznacza to jednak, że ryby będą się same zacinać. Jest to szczególnie ważne w przypadku dużych płoci, jeżeli nie zareagujemy w czas kwitując zacięciem moment sygnalizacji brania szczytówką, ryba zdąży pozbyć się haczyka wypluwając go. Gdy trafimy na łowisko w dzień bardzo słabych sygnalizacji, wtedy musimy być bardzo czujni. Często bywa tak, że bardzo delikatne wygięcie lub odgięcie to znak do zacięcia. Musimy wtedy zacinać w tempo.
Szymon Ciach
TEAM FEEDER