Testerzy relacjonują

Jesienne okonie

Jesień to dla mnie szczególna pora roku, z wędkarskiego punktu widzenia to prawdopodobnie najlepszy okres na grube okonie. Dlatego też wraz z pierwszym powiewem chłodniejszego wiatru pachnącego jesiennymi ogniskami, których dym przesłania spowite mgłą niebo, rozpoczyna się dla mnie spinningowe święto.

Łowisko

Moje jesienne łowisko to niewielki zbiornik zaporowy powstały po spiętrzeniu małej rzeczki, o charakterze górskim. Czysta, dobrze natleniona woda sprawia, że populacja okoni ma się bardzo dobrze. Nie inaczej jest z pozostałymi gatunkami, dlatego też często oprócz przyzwoitych garbusów trafiają się ładne szczupaki, sandacze oraz niespodzianki w postaci suma czy grubego jazia.
Zbiornik nie jest głęboki. Jesienne łowiska to spady leżące tuż przy pasie przybrzeżnych trzcinowisk i przechodzące w rynnę biegnącą wzdłuż brzegu oraz dołki u podnóża górek, których sięgnięcie z brzegu jest bezproblemowe. Wiele z tych stanowisk ryb to miejscówki. Pofałdowane dno jest tutaj twarde, usłane małżami i drobnym żwirkiem oraz różnego rodzaju pozostałości po obumarłej, podwodnej roślinności. Głębokość waha się od 1 do 4 m.
Łowiąc na przynęty gumowe najczęściej stosuję technikę opadu. W zależności od apetytu garbusów, jest on mniej lub bardziej agresywny. Kiedy brania są słabe i delikatne warto spróbować techniki na tzw. szuranego, czyli wolnego przesuwania przynęty po dnie z częstymi przystankami lub lekkiego podbicia.
Aktywnie żerujące okonie lubią przemieszczać się po swoich ulubionych szlakach, dlatego też warto uzbroić się w cierpliwość i długo obławiać jedno, konkretne miejsce. Jeśli ryby będą skore do współpracy, to z pewnością się w nim pojawią.
Należy jednak pamiętać, że wraz z obniżeniem się temperatury wody aktywność okoni i ich pożywienia (ofiar) spada, a co za tym idzie będziemy zmuszeni do aktywnego i żmudnego poszukiwania ich stanowisk na nieco większych głębokościach.
Podczas cieplejszej pogody okoni szukam na płytszej wodzie. Często zdarza się, że po znacznym ochłodzeniu nawet większe osobniki nadal trzymają się płycizn. W dużej mierze uwarunkowane jest to dostępnością pokarmu. Podczas słonecznej pogody, bardzo dobre wyniki mam na wodzie o głębokości do 1 m, a samo wędkowanie okraszone jest widowiskowymi atakami pasiaków żerujących na wygrzewającej się w ostatnich promieniach słońca drobnicy. Bardzo istotne jest, aby płytkie blaty graniczyły z uskokiem lub chociażby łagodnym spadkiem. W takich miejscach warto trzymać nerwy na wodzy i zamiast punktować mniejsze ryby, zdradzające swoją obecność charakterystycznym cmokaniem i chlapaniną, dokładnie obłowić granicę spadku głębokości oraz dołek tuż za nią. Nierzadko największe sztuki trzymają się na uboczu, cierpliwie czekając na zabłąkany kąsek przepłoszony przez ławicę podrostków.

Sprzęt i taktyka

Charakterystyka jesiennego łowiska (nieduża głębokość, niewielki zasięg) umożliwia mi spinningowanie moim ulubionym lekkim zestawem, czyli: wklejanką Dragon Fishmaker drugiej generacji długości 2,3 m i ciężarze wyrzutowym 1-7 g oraz kołowrotkiem Ryobi Arctica 2000. Więcej o tym spinningu możecie poczytać w moim artykule
Zdecydowałem się na dł. 2,3 m, ponieważ mimo łowienia głównie z brzegu zdarza mi się również korzystać ze środków pływających, a wtedy taka długość stanowi idealny kompromis. Wędzisko doskonale obsługuje przynęty w podanym przez producenta ciężarze wyrzutowym, a ponadto bardzo dobrze radzi sobie z twardymi przynętami, takimi jak małe obrotówki w rozmiarach 0-1, wahadłówki oraz nieduże woblerki. Osobiście jednak preferuję przynęty gumowe i w tym przypadku Fishmaker II sprawdza się najlepiej.
Kołowrotek Ryobi Arctica w rozmiarze 2000 stanowi bardzo dobre uzupełnienie zestawu. Jego płynna praca, wytrzymałość oraz bardzo dobry hamulec idealnie wpasowuje się w lekki zestaw okoniowy. Młynek nie należy do najlżejszych, ale jego metalowy korpus oraz kompozytowy rotor zapewnia długą i bezawaryjną pracę, zaś sam rozmiar szpuli i szeroka rolka kabłąka gwarantuje bardzo dobre nawijanie cienkich żyłek, plecionek. Ponadto dzięki szerszej szpulce rzuty lekkimi przynętami są o wiele łatwiejsze i dłuższe.

Podczas moich okoniowych eskapad, zawsze zabieram ze sobą dwie dodatkowe szpulki. Łowię głównie na cienką plecionkę wytrzymałości 6 LB (ok. 3 kg), natomiast w zapasie na zapasowych szpulkach znajdują się odpowiednio: plecionka o wytrzymałości 3 LB (ok. 1,4 kg) i żyłka 0,16 mm (w przypadku ujemnej temperatury). Przez kilka ostatnich miesięcy intensywnie testuję plecionki Momoi Oshikage w dwóch podanych rozmiarach oraz żyłkę, również ze stajni Momoi, model Kuromasu Lure Soul. Jeśli chodzi o plecionki, są one specjalnie zaprojektowane do lekkiego łowienia i w tym wypadku sprawdzają się bardzo dobrze. Nie są przegrubione i doskonale układają się na szpulce kołowrotka. Bardzo szybko doceniłem ich gładkość, dzięki której są ciche, a samo posyłanie lekkich wabików na znaczne odległości bezproblemowe. Mocniejszą linkę stosuję w nieco trudniejszym terenie, natomiast lżejszą wszędzie tam, gdzie wymagane są jak najdalsze rzuty a łowisko wolne jest od podwodnych przeszkód. Żyłka Kuromasu Lure Soul to zupełnie inna jakość w porównaniu do produktów dostępnych na rynku. Zapraszam do zapoznania się z moim opisem pod poniższym linkiem. 

Wybierając się na jesienne okonie, jako przypon stosuję najcieńsze przypony LIGHT o wytrzymałości 3 kg. O tej porze roku nie tylko pasiaki żerują intensywnie, dlatego też, aby uniknąć niepotrzebnego „kolczykowania” cętkowanych rozbójników warto zwrócić na to uwagę.

W przypadku słabych brań lub braku aktywności szczupaków, do głównej linki dowiązuje ok. 1-metrowy przypon fluorocarbonowy. Główne zalety linek fluorocarbonowych to: wysoka odporność na uszkodzenia i przetarcia, praktycznie zerowa widoczność pod wodą oraz nieco większa sztywność, niż ma to miejsce w przypadku tradycyjnych żyłek o takiej samej średnicy. Moim numerem jeden jest fluorocarbon Dragona o nazwie Invisible (używam średnice 0,12 i 0,14 mm). Jest to produkt o bardzo wysokiej jakości, trzymający wszystkie podane przez producenta parametry. Przede wszystkim jednak żyłka nie skręca się i nie ma tendencji do zachowywania kształtu. Ma bardzo wysoką odporność na przetarcia oraz dużą wytrzymałość na węzłach. Jej sztywność w połączeniu z plecionką doskonale transmituje wszystko, co dzieje się z przynętą i jednocześnie umożliwia jej lepszą i bardziej wysublimowaną animację. W tym sezonie testuję nową linkę fluorocarbonową marki Momoi z serii Soflex w podobnej średnicy. Muszę przyznać, że podobnie jak w przypadku Dragonowskiego Invisible jest to również udany produkt o doskonałej jakości i ponadprzeciętnych walorach użytkowych.

Przynęty

Wraz z końcem sierpnia odkładam na półkę pudełka z najmniejszymi paprochami. Jesień to czas wielkiej wyżerki, dlatego też ryby z większą ochotą chwytają większe kąski. Moje jesienne pudełka okoniowe wypełniają głównie kopytka i rippery o dł. 5-6 cm w naturalnych kolorach. Dominują przede wszystkim brązy, zielenie, piaski, herbatki, obowiązkowo okraszone brokatem lub mniej krzykliwym pieprzem. Jeśli miałbym wskazać konkretne modele to niewątpliwie moimi ulubionymi wabikami są: nieco zapomniane 5-centymetrowe Maggoty (niesłusznie zapomniane), legendarne już Reno Killery dł. 5 cm i 6 cm oraz całkiem nowe dł. 5 cm Belly Fish Pro oraz Invader Pro.
W przypadku Maggotów, muszę przyznać, iż w tym sezonie przechodzą na moich łowiskach prawdziwy renesans. Chociaż nieco zapomniane, bardzo szybko okazały się tegorocznym hitem. Patrząc na budowę tej przynęty, nie wyróżnia się on niczym specjalnym, ot zwykły twisteropodobny wabik. Wystarczy jednak zanurzyć go wodzie by przekonać się, że jego praca nieco odbiega od tej klasycznej, twisterowej. Delikatne falowanie ogonka pozbawione szerokich wychyleń okazało się strzałem w dziesiątkę, głównie w przypadku okoni żerujących w toni.
Jeśli przyjrzycie się ruchom spłoszonych drobnych rybek uciekających przed drapieżnikiem, od razu zrozumiecie, w czym rzecz. Szybko odpływająca ryba nie przemieszcza się klasycznym „esowatym” ruchem, lecz jej ciało wpada w drgania o dużej częstotliwości i wąskich wychyleniach. Intensywnie żerujące okonie, ochoczo ścigające swoją zdobycz, od razu zwietrzą podstęp, jeśli będziecie próbować przechytrzyć je mocno i szeroko pracującymi przynętami. W takich właśnie przypadkach Maggoty okazują się bezkonkurencyjne. Nie znaczy to oczywiście, że nie można użyć ich do dżigowania, ponieważ zarówno w lekkim jak i nieco cięższym opadzie sprawują się równie dobrze.
Reno Killer to przynęta niemalże legendarna. Charakterystyczny korpus o wąskim przekroju oraz pocieniony ogon z rombami stanowi niedościgniony wzór skutecznej przynęty. Wyraźna, średnio-agresywna praca oraz szerokie skrętne ruchy tylnej płetwy doskonale sprawdza się nie tylko w przypadku okoni. Lubią ją również sandacze i szczupaki.
Dobrana rozmiarówka oraz mnogość kolorów pozwala wędkarzowi dopasować się praktycznie do każdych warunków. Osobiście, Reno Killery zajmują w moich pudełkach zdecydowaną większość przegródek. Idealnie nadają się zarówno do finezyjnego prowadzenia w toni na lekkich główkach, jak i w cięższym i agresywniejszym opadzie.
Jakiś czas temu, w moje ręce wpadły nowe gumy Dragona: Invader Pro oraz Belly Fish Pro. Oba modele, chociaż różnią się nieco pracą, okazały się zabójczo skuteczne, a ich uniwersalność potrafi dać każdemu spinningiście spore pole manewru.
Invader Pro posiada wąski twisterowy korpus o okrągłym przekroju oraz sporą płetwę, dzięki czemu jego praca jest oszczędna, jeśli chodzi o wychylenia boczne, ale ich brak nadrabia mocno pracującym ogonkiem. Taka charakterystyka bardzo fajnie sprawdza się zarówno przy lekkim, jak i nieco cięższym prowadzeniu, dobrze odzwierciedlając dziarsko przemieszczający się narybek. Belly Fish Pro to „brzuchata” gumka z cieniutkim ogonkiem i stosunkowo dużą płetwą. Posiada ciekawą pracę różniącą się nieco od Invadera. Pracuje perfekcyjnie zarówno z małym, jak i dużym obciążeniem. Jej płetwa pięknie wachluje na boki, natomiast pozostała część korpusu ochoczo migocze i lusterkuje pokazując raz po raz krępy brzuszek.
Podobnie jak pozostałe gumy z serii V-Lures, Invader Pro i Belly Fish posiadają charakterystyczne znaczniki na grzbiecie ułatwiające zbrojenie. Jednak ich wyjątkową cechą jest to, że są nasączone krewetkowym aromatem.
Jeśli chodzi o aromatyzowanie przynęt spinningowych, od dłuższego czasu jestem zwolennikiem takich zabiegów. Niejednokrotnie przekonałem się, że „pachnąca” guma potrafi zdziałać cuda, zwłaszcza jeśli ryby są ospałe i tylko delikatnie muskają nasze wabiki. Przynęty gumowe zbroję w tradycyjne główki dżigowe Dragon, model X-Fine oraz w popularne czeburaszki z wykorzystaniem ostrych i wytrzymałych haków Mustad UltraPoint.

Drop Shot

Metoda, która przywędrowała do Europy zza oceanu, a dokładniej ze Stanów Zjednoczonych, wprowadziła niemałe zamieszanie. Wielu wędkarzy bardzo szybko się do niej przekonało z prostego powodu. Specyficzny i zarazem bardzo naturalny sposób prezentacji przynęty okazał się kluczem do sukcesu na wielu rodzimych i przełowionych łowiskach.
Długo nie mogłem się przekonać do spróbowania swoich sił w dropszocie, ale już pierwsze próby pokazały, że naprawdę warto!
Od mojego pierwszego spotkania z „dropsem” minęło już trochę czasu, ale w dalszym ciągu chętnie po niego sięgam, zwłaszcza kiedy tradycyjne dżigowanie za nic w świecie nie chce otworzyć wody. Metoda ta idealnie sprawdza się na ospałych okoniach, ale nie tylko. Do dropszotowych gum startują sandacze oraz szczupaki, a kiedy przygotujemy nieco delikatniejszy zestaw możemy liczyć na brania drapieżnego białorybu.
Skupmy się jednak na okoniach. Mój zestaw dropshotowy to wklejanka Dragon Fishmaker dł. 2,6 m i ciężarze wyrzutowym 4-18 g. Szybka akcja oraz porażająca czułość szczytówki i blanku idealnie sprawdza się podczas finezyjnej animacji przynęty, a sama szczytówka doskonale pokazuje wszystko, co dzieje się z wabikiem oraz sygnalizuje nawet najdelikatniejsze brania.
Jako uzupełnienie zestawu stosuję niezawodny kołowrotek Team Dragon 920iZ z nawiniętą plecionką Magnum 4X średnicy 0,08 mm.
Konstrukcja zestawu jest dosyć prosta. Do linki głównej dowiązuję metrowy przypon z fluorocabonu średnicy ok. 0,20 mm za pomocą węzła zderzakowego. Jako obciążenie stosuję ciężarki typu laska – popularnie używane do troka bocznego. Bardzo ważny jest dobór odpowiedniego ciężaru, gdyż nie może on odrywać się od dna podczas lekkiego poszarpywania by wprawić przynętę w ruch wabiący. Musi zapewnić zakotwiczenie zestawu, co przekłada się na prawidłową pracę przynęty.

Używam haków dedykowanych do Drop Shot produkcji Mustad, wiąże je w odległości ok. 50-60 cm od ciężarka. Oczywiście samą odległość ustalam doświadczalnie. Często się zdarza, że ryby żerują znacznie wyżej lub przy samym dnie i wtedy trzeba zmieniać odległość pomiędzy hakiem a ciężarkiem.

Przynęty

Dragon w swojej ofercie posiada bogatą paletę przynęt dedykowanych dropszotowi. Moimi numerami 1 są: Bleak, Minnow, Baby Roach oraz Real Fish w najmniejszych rozmiarach.

Bardzo istotnym jest, aby prezentować przynętę w sposób naturalny. Ruchy szczytówką muszą być delikatne i niezbyt szerokie. Należy pamiętać, aby linka była cały czas napięta, aczkolwiek co pewien czas warto ją poluzować i pozwolić odskoczyć wabikowi. Taki ruch bywa niezwykle skuteczny, zwłaszcza podczas chimerycznych brań lub w sytuacji, gdy ryby biorą niezdecydowanie. Obowiązkowo każdą gumkę dopalam atraktorem spinningowym Shock Bite, co w znaczny sposób wpływa na jej skuteczność, ponieważ delikatna praca przynętą umożliwia odpowiednie dozowanie śladu zapachowego. Jesienne okoniowanie to doskonała zabawa i sprawdzian dla naszej cierpliwości i wytrwałości. Często zdarza się bowiem, że mimo przerzucenia całego arsenału przynęt udaje się przechytrzyć jedną lub dwie ryby, ale za to słusznych rozmiarów. Ciężkie warunki pogodowe oraz trudności w odnalezieniu odpowiedniego stanowiska sprawiają, że właśnie jesień to najlepsza i najbardziej satysfakcjonująca wędkarsko pora roku. Gwarantuję Wam drodzy koledzy, że nawet jedna, pięknie ubarwiona ryba potrafi wynagrodzić długie godziny spędzone nad wodą.

Piotr Czerwiński