Oprócz ryb na wędce, na łowisku liczy się ciepło i wygoda naszego ciała.
Są wyjątki dotyczące naszego komfortu; z łatwością godzimy się na przemarznięcie, ale tylko chwilowe i w sytuacji, gdy koledze obok mocno uderzyła w przynętę piękna troć czy kaban czerwono nakrapiany. Albo wskoczymy do wody po naprawdę duża rybę, np. rybę życia, mając świadomość godzinnego powrotu na kwaterę lub do samochodu w mokrym ubraniu, oczywiście w asyście szczęku zębów i trzęsących się rąk gubiących wszystko, co w nich trzymamy. Bywają sytuacje, gdy opad śniegu przeradza się w marznący deszcz, a my z coraz cięższą kurtką na grzbiecie decydujemy się jeszcze pozostać na łowisku 2 godziny. W każdej wspomnianej sytuacji nakręca nas przygoda, hartujemy ducha i ciało, zyskujemy lepszą opinię o swoich cechach łowcy. Po powrocie z ryb możemy spojrzeć w lustro i powiedzieć: Kolego, dzisiaj byłeś twardzielem. By jednak robić to bezkarnie, czyli nie rozchorować się i tym samym wylecieć np. z kalendarza zimowego trociowania czy uszczuplić portfel wędkarski przeznaczając odłożone pieniądze na leki, musimy się zabezpieczyć choćby w podstawowym zakresie bezpieczeństwa.
Nie bez kozery piszę o zabezpieczeniu, minimum bezpieczeństwa oraz określonych warunkach atmosferycznych. Na ogół, o zachowaniu naszego zdrowia decyduje odpowiednia odzież. Zdarza się, że na wyjeździe złapiemy wirusa i gdy ten rozwinie się wywołując gorączkę, to z łowiska wrócimy nieprzegrzani i nieprzepoceni – zapewni nam to odpowiednia odzież. W ciuszkach „cywilnych”, czyli słabych walorach użytkowych a większych ozdobnych, już po kwadransie marszu w górzystej i podmokłej dolinie Regi będziemy mokrzy od potu, co wkrótce spowoduje wyziębienie organizmu i rychłe pogorszenie stanu zdrowia (nie wspominając o pogorszeniu samopoczucia). To tylko drobny przykład możliwych do wystąpienia zdarzeń.
Styczeń tego roku obficie darzy nas huśtawką pogodową, przeplatają się mróz z deszczem, śnieg z plusową temperaturą, głębokie kałuże i rowy melioracyjne zdradliwie kuszą lodem o grubości zbyt małej do utrzymania dorosłego wędkarza z plecakiem przynęt. Od kilku dni mamy kopny śnieg, w którym wędrowanie wyzwala hektolitry potu. W każdej sytuacji wędkarz musi myśleć o swoim bezpieczeństwie, a najłatwiej to zrobić odpowiednio się ubierając.
Co oznacza odpowiednie ubranie? To ubranie optymalne dla naszego stylu i terenu wędkowania i traktowane nie jako przykry wydatek, ale inwestycja w zdrowie. Jeśli non stop i z lubością przedzieramy się przez gąszcze, zagajniki, zarośla pełne bezwzględnych dla spodni jeżyn, to rezygnujemy z kosztownego ubrania membranowego np. Geoff Anderson na rzecz przeciętnej wierzchniej odzieży membranowej, ale kładziemy nacisk na wysokiej jakości bieliznę i podpinkę oddychającą np. Geoff Anderson. Wierzchnią odzież za 400 zł możemy potargać i cerować, ale wysokiej jakości spodnie warstwy (tzw. bieliźniane) ocaleją i zapewnią nam komfort. Gdy najczęściej przebywamy na otwartych przestrzeniach, rozległych łąkach i polanach, wędrując utartymi szlakami czy wieloletnimi ścieżkami, to kładziemy nacisk na wysokiej jakości odzież wierzchnią nie bojąc się o jej zniszczenie. W takiej sytuacji możemy nabyć DOZER czy BARBARUS firmy GA, a na warstwy spodnie przeznaczyć tańsze rzeczy jak polar DOZER lub DRAGON, bieliznę EVAPORATOR 2 czy OTARA 150™ Merino Wool. Jeśli nas na to nie stać, możemy sięgnąć po przeciętnej jakości polar dostępny na rynku narciarskim. Spotykam wielu wędkarzy szukających złotego środka poprzez założenie spodniobutów neoprenowych mimo niewchodzenia do rzeki trociowej czy pstrągowej. Można i tak szukać rozwiązania, ale należy pamiętać o konieczności założenia dwóch warstw odzieży spodniej, w której jedna jest wysokiej jakości bielizną pierwszego kontaktu – ta warstwa odprowadzi nadmiar wilgoci (z potu) i w miarę przyzwoicie przetrwamy w suchej bieliźnie. Proszę jednak pamiętać, że neopren stosowany do szycia spodniobutów jest mniej odporny na uszkodzenia mechaniczne od solidnej membrany oddychającej stosowanej w dobrej jakości kurtkach.
Rozwiązań jest kilka, długo by jeszcze pisać o możliwościach konfiguracji ubioru z uwzględnieniem zmieniających się warunków atmosferycznych i terenowych. Kończąc artykuł przybliżę Wam bardzo udany produkt Geoff Anderson, a mianowicie bezrękawnik nazywany w katalogu kamizelką-podpinką DOZER LINER. Jak to zwykle w wyrobach GA jest uszyty dobrze, zaprojektowany dobrze, materiały użyte do wykonana równie dobre – krótko mówiąc, bardzo dobra propozycja dla wymagających i ceniących komfort wędkarzy.
Tego typu podpinka, czyli bezrękawnik, doceniany jest od stuleci przez ludzi bardzo wielu zawodów i upodobań. Wszyscy kiedyś spotkaliśmy się z tego typu ubraniem, serdakiem na wsi podczas prac polowych, serdakiem ocieplanym u leśników, górali pracujących w zmiennych warunkach, serdaczki używają nawet zawodowi kierowcy, myśliwi, traperzy, miłośnicy servivalu, taternicy i wielu innych. Ta popularność wynika z wysokiej użyteczności takiego rozwiązania: brak rękawów (a zatem mniej ocieplone ramiona) działa niczym chłodnica dla rozgrzanego ciała, a gdy się pozapinamy i opatulimy wiatroszczelnym wierzchnim okryciem kamizelka-podpinka DOZER LINER działa niczym kaloryfer (tworzy przestrzeń ciepłego powietrza pomiędzy skórą a kamizelką). Wędkarze cenią sobie ubiór niekrępujący ruchów głowy i rąk oraz lekkim i poręcznym w transportowaniu, jako dodatkowy bagaż w torbie. Właśnie taką rzeczą jest kamizelka-podpinka DOZER LINER.
Waldemar Ptak