Nastało lato, mamy środek sezonu pstrągowego. Za trzy miesiące przyjdzie nam się rozstać z tym kropkowanym drapieżcą.
Nadrzeczna przyroda żyje już na pełnych obrotach, owady się roją, drzewa i krzaki gęsto oblepione liśćmi, wysokie trawy tłumią kroki i dają możliwość cichego podejścia do odkrytych stanowisk.
Potokowce są teraz w pełni sił, agresywne, czasem nawet bezczelne, hałaśliwie zbierają z powierzchni dryfujące owady, gromią stada świeżego narybku wyskakując z nurtu w rzeczne zastoiska, te niekiedy w panice wyskoczą ponad taflę wody.
W okresie tym możemy liczyć na większą liczbę pobić, na waleczniejsze ryby, na spokój i magię obcowania z dziką przyrodą z dala od konkurencji.
Letnie stanowiska
Stanowiska letnich potokowców są czytelne jak nigdy: teraz ryby szukają cienia, uciągu i dobrze natlenionej wody, opuszczają wolniejsze prostki i szeroko rozlane płanie. Każdy warkocz za przeszkodą hamującą nurt, każda podmyta burta, każdy skraj mini zatoki czy cienia prądowego za powalonym drzewem mogą kryć kapitalne ryby.
Pory żerowania
Pory żerowania nie odbiegają od normy: rano krótka zagrycha, następny posiłek po południu i wieczorem przy chylącym się słońcu ku zachodowi; w dni pochmurne brania trwać mogą przez cały dzień.
Na co?
Na co? - to pytanie mnie prześladuje, a dokładnie jego forma i ilość powtórzeń z ust znajomych i nieznajomych w Internecie; ono jest jak echo, zniekształca wszystko, mąci głowę i nic nie daje...
Pytanie to najczęściej pada z ust „ekologicznych” wędkarzy. To wędkarze niespecjalnie groźni dla pstrągowej populacji, ponieważ sporadycznie łowią ryby i zazwyczaj niewielkie, a przyczyn porażki szukają w plamach na księżycu i słońcu, napotkanych czarnych kotach czy zjadających ryby wydrach, wszędzie tylko nie w sobie... „Ekologiczni” lwią część sukcesu upatrują w najnowszym woblerze czy gumie ręcznie ciąganej z kalosza pana Henia, liczą łuski na bokach przynęt i promienie w płetwach; słysząc o rybie i wobku X mają pakiet danych i lecą nad wodę.
Często, za często ich widuję… Liche, niedokładne rzuty, brak pomysłu na stanowisko ryby, spojrzenie lustrujące zarośla, niebo, bujającą się w zastoisku puszkę po coca-coli, wszystko lustrują tylko nie rzekę.
Ich zestawy są niemiłosiernie niespasowane, przeciążone podczas obławiania płani, niestety odchudzone podczas obławiania głębokiego zakrętu, zdobi je często coś, co prawdopodobnie jest agrafką a całość wisi na węźle z przekąsem nazywanym u mnie „połączeniem ślizgowym” – niby mocne, a trzyma do pierwszego ataku ryby. Mówiąc sarkastycznie, technicznie same wyżyny: rzut pod drugi brzeg, kabłąk spada i rzeka odwala robotę wciskając wabika pod wodę; gdzie pójdzie, jak pójdzie, na jakiej głębokości i z jaką prędkością - to nieważne detale, grunt, że wobek doskonale imituje małą rybkę albo gumiś był polecany przed ladą przez sprzedawcę niełowiącego pstrągów. Powiem krótko: dramat.
Czasami nawet myślę, że to celowe postępowanie tych „ekologicznych”, taka zasłona dymna, zmylenie przeciwnika-obserwatora, bo gdy przyroda wciska im do oczu ogrom wskazówek, gdy pokazuje np. spływające żaby, a oni to lekceważą i dalej uparcie młócą wodę trzycentymetrowym woblerkiem, to jak to inaczej nazwać? Cały rybi świat w amoku wali w żabiska, stół zastawiony wielkimi porcjami mięcha we wszelkich odmianach brązu i popielu, a na ich zestawie smętnie dynda maleńki, lusterkujący woblerek.
Jak?
„Jak” - to pytanie powinno poprzedzać pytanie „na co”, bowiem wabika dobiera się do aktualnego stanowiska i zastanej sytuacji nad wodą; to niestała tego równania, a każdy kolejny krok wprowadza w nim zmiany.
Jedynym wspólnym mianownikiem jest wędzisko, linka i kołowrotek - ich odpowiednie spasowanie sprawia, że „jak” i „na co” odpowiednio zadziałają, chcąc nie chcąc ocieramy się tutaj o lekki uniwersalizm.
W Polsce wyłącznym przedstawicielem RYOBI od 1. kwietnia 2014 roku jest firma Design Fishing Sp. z o.o., znana wszystkim wędkarzom jako dostawca sprzętu marki DRAGON. Kontrakt, podpisany z japońską firmą JOHSHUYA, właścicielem praw do marki RYOBI w branży wędkarskiej, można zobaczyć pod tym linkiem: http://dragon-fishing.com/ea.jpg
Wszystkie kołowrotki wyprodukowane dla Design Fishing Sp. z o.o. są łatwe do rozpoznania, ponieważ na stopce wybity jest numer autoryzowanego dystrybutora w Polsce: G201, na pudełku znajduje się naklejka „5 LAT GWARANCJI”, a wewnątrz karta gwarancyjna DRAGON-RYOBI.
Dlaczego?
Dlaczego artykuł zacząłem od budowy zestawu, od dobrania wędziska i kołowrotka? Odpowiedź jest prosta, na nic zda się najlepsza przynęta, jeżeli jej odpowiednio nie podamy, chcąc zaś być skutecznym trzeba odejść od używania jednego czy dwóch jej rodzajów - to nieuniknione.
Żonglerka kilkunastoma odmiennymi przynętami, każda o innym ciężarze i lotności, podawanymi cicho i bezbłędnie „na” dynamice samego blanku, manewrując w niewielkich lukach w poszyciu pełnym krzewów i między zwisającymi konarami drzew. Który kij to potrafi? Jaki „kręciek” nie spląta linki w ekspresowym kasowaniu luzu, ładniutko nawinie ją ponownie, aby gładko zeszła ze szpuli pod sporym woblerem tak samo jak pod trzygramowym paprochem, korbę, której nie sposób zgubić w upadku w gąszczu w sytuacji, gdy nam adrenalina rozum odbiera i tracimy kontrolę nad otoczeniem czując rybę na kiju?
Wędzisko i kołowrotek, serce naszych zestawów, to milion marek i milion przeróżnych kombinacji. Nie sposób ich tutaj nawet wymienić a jedyne, co mogę zrobić to opisać swoje, przećwiczone w każdym boju, poniewierane, ale zawsze NIEZAWODNE.
Spinning
ProGuide X długości 2,28 m, ciężar wyrzutowy 3-18 g oraz lżejszy, c.w. 1 – 10 g - szybkie, niesamowicie cięte kije, ładowanie blanku pod wabikiem poziom „master”, smukłe i leciutkie blanki doskonale przewodzą wszystko na linii wabik - dłoń.
Te niepozorne witki nie boją się sześćdziesiątaków na krótkim dyszlu ciętych w rwącym nurcie, bez trudu wyprowadzą rybę z głębokiej burty czy zatoki zza powalonego drzewa, to sprzymierzeńcy pstrągarza.
Kołowrotek
Legendarny Ryobi Zauber 2000 został stworzony chyba pod te kije, uzupełnia je i doważa niezawodna konstrukcja oraz doskonała praca. Korbka odnajdzie dłoń zawsze...
Wabiki
W tym artykule wabikom poświęcę najmniej czasu.
Nie dbam za bardzo o ich „real” wygląd, a najnowsze nowości i szepty sprzedawców traktuję podobnie jak zeszłoroczny śnieg… W moim pudle nie może zabraknąć agresywnych woblerów-bananów, im bardziej trząchają kijem tym lepiej, do tego nieśmiertelne V-Lures: Jumpery, kilka Belly Fish, Invader Pro dla opornych, spore Phantaile, jakiś mannsik...
Przedział główek dla gum został zmonopolizowany przez X-Fine V-POINT Dragon, innych nie chcę nawet oglądać.
Kolorystyka przynęt banalna: czerń, biel, brąz, odrobina szaleństwa tylko na "bananie" - pomarańcz, róż.
Wielkościowo to odpowiednio 3 – 5 cm dla twisterów, 7 – 9 cm dla gum nazwijmy ich zwykłych oraz 8-13 cm zarezerwowane dla sieniakowych woblerów. Niepstrągowa praca, wygląd, wielkość sandaczowo-szczupakowa, nie da rady nimi twitchować a akcja bark luzuje - potok jednak im nie przepuści.
Kończąc artykuł
Jak nimi się posłużyć adekwatnie do pory roku, dlaczego "banan" nigdy nie widział rzecznej płani, dlaczego i po co obrywam nowym Jumperom ogonki zimą, po co mi 3,5-calowe kopyta Phantail w pstrągowym pudle - o tym napiszę w innych artykułach.
Kto wytrwa w lekturze moich artykułów dowie się jak czytać rzekę niczym książkę, dowie się jak poprowadzić wabik by żaden potok mu nie odpuścił i być może zrozumie, że szczęście i fart lepiej zarezerwować do zabawy w Totolotku, niż łowienia pstrągów.
Daniel „Luxxxis” Kruzicki
fot. Waldemar Ptak, Tomasz Sieński