Dzikie zapomniane wody mają jakąś wyjątkową magię przyciągania i pomimo tego, że kolejna zasiadka nie przyniosła żadnego brania czy też nie dostrzega się śladu bytowania w tej wodzie karpi, to jednak wyjątkowość tego miejsca i przebywanie w jego bliskości rekompensuje niepowodzenia.
W tym sezonie postanowiłem wybrać się na nową wodę, o której słyszałem to i owo, i oczywiście opowieści typu „ktoś tam kiedyś złowił takieeego karpia”. Pewnie część tej opowieści zadziałała i na mnie, ale głównie to wyjątkowo urokliwe miejsce i chęć poznania jego tajemniczych mieszkańców sprawiło, że podjąłem to, jakże ekscytujące, wyzwanie.
Wyjątkowo upalne maj i czerwiec zmieniły cykl w przyrodzie i pojawiło się niemało innych przeciwności, co ostatecznie sprawiło, że wiosna nie przyniosła żadnego brania na mojej wędce, a próby namierzenia tych zapewne kilkunastu mieszkających tu cyprinusów spełzły na niczym. Postanowiłem obrać taktykę częstego zmieniania miejsca łowienia, próbując wstrzelić się w żerowisko lub moment żerowania. Dopiero w pierwszych dniach lata udało mi się wypracować pierwsze branie i po trudnej walce podziwiać karpia z tajemniczej, mega trudnej wody. W tym momencie sezon mogę zaliczyć już za udany, a kto wie, może do końca sezonu uda się jeszcze zapoznać jakiegoś cyprinusa z tej wody.
Jacek Lorenc