Po dłuższej absencji w wędkowaniu na Zbiorniku Czorsztyńskim nadszedł czas na szybki wypad nad wodę. O godzinie 4.30 jestem przy łódce, około godziny 5 docieram na upatrzoną miejscówkę.
Napisałem „absencji w wędkowaniu”, ponieważ bardzo często wędkuję jako przewodnik i tę część wędkarstwa zaczynam traktować jako najprzyjemniejszą na świecie pracę :)
Na początku zaczynam standardowo, czyli od przynęt gumowych V-Lures; przez 20 minut spinningowania nie mam kontaktu z rybą. Myślę sobie: Trochę to niemożliwe, zawsze tutaj o tej porze były ryby i szły na gumy. Hm, coś muszę wymyślić… Analizuję sytuację i dochodzę do przekonania, że ryby na pewno są, tylko trzeba je skusić. Dobra, mam plan: sięgam po moją ukochaną legendarną już wędkę FC-X FastCast do 35 g, jest uzbrojona w kołowrotek Fishmaker Ti 1135 i plecionkę Jiggin' Braid - to jest mój ulubiony zestaw sandaczowy na tę wodę. Decyduję się na założenie koguta, w myśl zasady „a czemu by nie spróbować?” i już po chwili melduje się sandacz długości blisko 60 cm.
Dobra nasza! W kolejnych rzutach zaliczam 2 puste brania, trudno. Zmieniam miejscówkę i po chwili, już w nowym miejscu ląduję kolejną rybkę. Chyba trafiłem z kogutem, teraz rozpoczynam proces doboru najskuteczniejszego, zmieniam kolory i szybko daje to dobre rezultaty: dobrałem się do ryb. Ryby nie brały często, ale gdy sandacz już zdecydował się na atak to połykał w całości, głęboko. Spinningowałem blisko 3 godziny łowiąc sporo fajnych ryb, lecz wymarzonej metrówki nie dopadłem - nadal gdzieś tam sobie pływa.
Stoczyłem również walkę z niemałym szczupakiem, przegrałem ją – w zestawie nie miałem przyponu ochronnego, mój błąd. Łowiąc kogutami prowadzę je w różny sposób zależnie od miejsca, w tym od charakterystyki dna. Na ogół staram się mocno uderzać kogutem o dno by wzbić jak największy obłok mułu, co z definicji poprawia skuteczność wabienia i łowienia sandaczy. Brania „kogutowe” są rewelacyjne, a dla mnie o wiele ciekawsze od „gumowych” do gumowych przynęt. Kogut, na ogół, to bardzo wdzięczna przynęta, ale przecież sama nie łowi, trzeba go starannie poprowadzić. Trzeba pamiętać, że kogut tak naprawdę sam z siebie niewiele złowi, gdyż wykazuje się marną pracą – tą przynętą przede wszystkim łowi wędkarz. Na moim łowisku trzeba mieć pod ręką kolorystyczną paletę kogutów, oczywiście na główkach o różnej wadze. Koguty robię samodzielnie, bo nic tak nie cieszy jak złowione ryby na własnoręcznie wykonane przynęty. Są dni, kiedy sandacz bardzo grymasi, o czym kolejny raz dzisiaj się o tym przekonałem. Co ważne, nie wróciłem o kiju, znalazłem rozwiązanie w trudnej sytuacji, co mnie bardzo cieszy. W Czorsztyńskim takie dni trafiają się często, wiem coś o tym.
Wielu wędkarzy, widząc moją łódź pyta mnie, dlaczego mam tak dużo przynęt i wszystkie zabieram na pokład skoro większość z nich nie trafi na wędkę. Mam w zwyczaju odpowiadać, że tak właśnie lubię, że nigdy nie wiem, która się sprawdzi w trudnych dniach. Według mojej teorii realizowanej w praktyce, wędkarz musi być przygotowany na różne warianty. Ryby nie zawsze są głodne, ale dzięki dostatkowi przynęt i wędek zawsze coś można wydłubać.
Krystian Ścisłowicz
przewodnik wędkarski