Jesień jest niezwykle urokliwą porą roku. To czas, w którym udając się w nasze najdziksze miejscówki możemy podziwiać bogactwo kolorów liści, uważając przy tym na kryjące się w mchu grzyby.
Zerkając wyżej możemy również obserwować przelatujące klucze ptaków, które przenoszą się do cieplejszych stref klimatycznych; u nas nastaje czas chłodu. Niższa temperatura często w towarzystwie deszczu stwarza warunki, którym sprostać są w stanie tylko najbardziej wytrwali wędkarze. Pamiętajmy, że zmiany zachodzą również pod wodą, temperatura wody szybko się zmienia zwłaszcza w płytkich zbiornikach. Większość gatunków ryb zaczyna przygotowywać się do nadejścia zimy. Wiedząc to, możemy dobrać odpowiednią taktykę łowienia podczas naszej wyprawy.
Miejsce
Na łowisku zameldowałam się około 8 rano. W pierwszej kolejności dokonałam wstępnego rozeznania: północny, zimny wiatr spychał nieco cieplejszą wodę w płytszy fragment zbiornika, gdzie co pewien czas widoczne były spławy mniejszych, bo ważących maksymalnie 3 kilogramy ryb. Moim celem były jednak możliwie jak największe karpie czy amury. Zdecydowałam się na miejsca, z którego będę miała dostęp zarówno do płytszej części łowiska, jak i jego głębszego fragmentu.
Zestawy
Przede wszystkim postawiłam na mój ulubiony zestaw, jakim jest wędka MegaBAITS NIGHT HUNTER CARP oraz kołowrotek MegaBAITS BIG PIT CARP FD. Zestaw końcowy składał się z niewielkiego, bo ważącego 40 gramów ciężarka zamontowanego na bezpiecznym klipsie oraz 20-centymetrowego przyponu, którego koniec zdobił hak Mustad BBS UltraPoint Wide Grap. Na włos trafiła 20-milimetrowa kulka proteinowa w smaku halibuta. Długa karpiówka o dużym ciężarze wyrzutu, w połączeniu z kołowrotkiem typu BIG PIT dały mi możliwość posyłania moich zestawów we wcześniej wysondowane miejsce oddalone o około 80 metrów od brzegu. Nie jest niczym wyjątkowym posłanie zestawu na 80 metrów - dodam więc, że zestaw był wzbogacony w siatkę PVA wypełnioną miksem pelletu MegaBAITS Premium i gotowanej kukurydzy. Tak zanęcony punktowo zestaw czekał na rybę zasiadki.
Drugi zestaw miał trafić na płytszą wodę, czyli w miejsce oddalone mniej więcej 60 metrów od stanowiska. Miał on zapewnić częstsze brania mniejszych ryb. Była to moja pierwsza zasiadka z udziałem wędki MegaBAITS INSANITY Method Feeder. Zrobiła na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie: mimo 390 centymetrów długości i ciężaru wyrzutu do 120 gramów, wędka zachowała lekkość, co gwarantuje najwyższy komfort użytkowania. Do nowej wędki dodałam również nowy kołowrotek MegaBAITS Black Shadow FR740i. Jest to ważący 425 gramów kołowrotek o przełożeniu 1:4,6 pojemności szpuli 30/200 m. Dodatkowo kołowrotek wyposażony jest w wolny bieg (sprzęgło wolnego biegu), który w przypadku bardziej energicznego brania umożliwia rybie wysuwanie żyłki.
Na kołowrotek nawinęłam żyłkę MegaBAITS Method Feeder średnicy 0,30 mm. Zestaw końcowy składał się z 45-gramowego koszyczka typu method feeder. 10-centymetrowy przypon zawiązałam na żyłce Dragon HM80 Competition średnicy 0,179 mm. Pod haczykiem MegaBAITS BANNO SODE nr 6, na włosie zamontowałam 9-milimetrowy pellet kokosowy. Koszyczek wypełniałam naprzemiennie zanętą MegaBAITS METHOD FEEDER w smaku truskawka-ryba i 1,5-milimetrowym pelletem MegaBAITS PREMIUM - czarny halibut. Czy to był słuszny wybór? Za dnia liczyłam na brania na zestaw z płytszej wody, jednak noc miała należeć do zestawu karpiowego położonego na głębszej wodzie. Tak też się stało. Do godziny 19 brania miałam jedynie na methodę, a co za tym idzie z płytszej wody. Dopiero później, gdy zaszło słońce i temperatura spadła, ryby zaczęły żerować w głębszej części zbiornika. Średnio co godzinę następowało branie na zestaw karpiowy. Gdy holowałam kolejną już rybę na ten zestaw, w głowie miałam zakodowane kolejne branie w przeciągu godziny. Jednak ku mojemu zdziwieniu godziny mijały, a wędki niczym zaklęte milczały. Ogłuszająca już po długim czasie cisza zniechęciła mnie do dalszego wyczekiwania. Zdecydowałam się, na ucięcie sobie regenerującej drzemki. Jednak gdy tylko zawinęłam się w śpiwór nastąpiło kolejne branie na karpiówkę. Ryba okazała się niezwykle waleczna. Czułam, że będzie to największy karp wyprawy. Energiczne rolki z kołowrotka pobudzały wyobraźnię. Gdy tylko ryba zbliżyła się do brzegu – oczywiście nie odklejając się nawet nad chwilę od dna – zwiększyła dzielący nas dystans o 20 metrów. Dopiero po 20 minutach holu zdałam sobie sprawę z tego, że moim rywalem nie jest karp. Tym razem na moją przynętę połakomił się sum. Mój pierwszy w życiu sum został złowiony na zestaw karpiowy. Nagle przestój w braniach stał się logiczny- niewielki, bo ważący ponad 6,5 kilograma sum, prawdopodobnie nie w pojedynkę siał terror w moim wcześniej zanęconym miejscu. Nie ukrywam jednak, że byłam bardzo zadowolona z takiego przyłowu.
Kolejny raz mój sprzęt mnie nie zawiódł, świetnie pracująca podczas holu wędka, kołowrotek dzielnie znoszący surowe warunki atmosferyczne i żyłka główna z niemalże zerową pamięcią holu. Nie ma sensu ryzykować z doborem sprzętu - wpłynie to na komfort zarówno nasz, jak i ryb. Warto postawić na coś niezawodnego, coś, co maksymalnie umili nam wędkowanie i jednocześnie zapewni bezpieczeństwo rybom.
Justyna Tochwin