Czas. To coś, czego nie można kupić ani zatrzymać. Lato umknęło jakoś szybko. Pusto w domu się zrobiło. Cóż, młodsza część Klanu w wielki świat się powoli wybiera. Dorosły te chłopaki nie wiadomo kiedy. Taka kolej rzeczy.
Tak na wszelki wypadek zacząłem sobie wyliczać, co prawdziwy facet w życiu powinien zrobić. Po pierwsze syna mieć. Mam dwóch, w dodatku wędkujących. Zaliczone. Po drugie dom powinien postawić. To mój fach, trochę tego już się zbudowało. Zaliczone. Po trzecie drzewo posadzić. Przy domu, w lesie, nad rzeką, oj tego to już chyba za całą gminę posadziłem. To wszystko? No nie. Prawdziwy facet, wędkarz, miłośnik rzek i ryb szlachetnych powinien… złowić dzikiego łososia.
Niestety, w naszych pomorskich rzekach tych ryb delikatnie mówiąc za wiele nie ma. No, i jak by tu upolować wymarzonego łośka? Złe pytanie. Nie jak, ale gdzie?
Z pomocą przychodzą koledzy proponując łososiowy wyjazd na Litwę. Pierwsza myśl: jadę. Jak mnie nie będzie kilka dni w pracy, to nic się nie stanie. Tylko jak to wytłumaczyć szanownej żonie? Właśnie wróciłem z dwudniowych zawodów. „Skarbie, umówiłem się z kolegami na ryby, na Litwę.” - delikatnie rozpoczynam rozmowę podczas kolacji. „Kiedy wyjeżdżasz?” - pyta podejrzanie spokojnie moja lepsza połowa. „W niedzielę.” Nadal pyta: „A kiedy wracacie?” I tu serce zabiło mi mocniej: „Chyba w… niedzielę.” - odpowiadam niepewnym głosem. „To na jeden dzień się wam opłaca jechać taki kawał drogi?” Dobra, poszło. :) Tydzień oczekiwania na wyjazd mija błyskawicznie.
Team Dragon Z-Series 2,90 m c.w. 18 - 42 g
Oczywiście jak zwykle pakuję się w ostatniej chwili. Staję przed wędkarską półką. Co z sobą zabrać? Najlepiej wszystko, ale pojemność samochodu jest ograniczona. Z wędzisk najpewniej czułbym się z HM-X Steelhead. Testowałem to wędzisko jakiś czas temu na swoich łowiskach. Niestety, obecnie nie mam.
O HM-X pisałem w art. HM-X Steelhead na rzekę i morze.
Wybór pada na Team Dragon Z-Series dł. 2,90 m c.w. 18 - 42 g. Dostałem go do testów na końcówce sezonu trociowego. Na Parsęcie łowiło mi się nim całkiem przyjemnie. Blank jak zwykle w ofercie Dragona solidny, z przepięknym pełnym ugięciem pod obciążeniem. Nareszcie firma dopasowała długość dolnika pod moją rękę. No i ten korek, który uwielbiam. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nadal nie narzekał na uchwyt kołowrotka i zbyt małą średnicę przelotek, ale… o tym później.
Kołowrotki i linki
Do zestawu dorzucam kołowrotki Team Dragon FD1035iX z żyłką HM69 średnicy 0,303 mm oraz Team Dragon FD1035iZ z plecionką Invisible Braid 0,14 mm. Jeszcze pudło pomorskich przynęt, garść akcesoriów, spodniobuty, ciuchy i w drogę.
Jedziemy
Noc i poranek w drodze mija w dobrym towarzystwie na wędkarskich pogaduchach. Przed południem docieramy na miejsce. W miejscowym markecie kupujemy licencje na wędkowanie i po kilkunastu minutach stajemy nad brzegiem. Rzeka jest piękna i… wielka. Ryby też są, bo po krótkiej chwili widzimy na środku rzeki spław łososia. Szybko montujemy sprzęt i do roboty.
Łowienie
Zaczynam od żyłki i woblerów. Zestaw do kitu. Nie mogę dorzucić do rynny biegnącej środkiem rzeki, w której co kilkanaście minut widzę spławy. Zakładam wahadłówkę. Zyskuję na odległości, ale ciężkie żelastwo co chwila grzęźnie w kamieniach. Jest płytko, kamieniście i w dodatku uciąg rzeki jest dość znaczny. Złorzeczę w duchu na według mnie zbyt małą i za blisko blanku umiejscowioną czwartą licząc od dolnika przelotkę. W dodatku większość moich pomorskich przynęt z podręcznego pudełka nie nadaje się tutaj do niczego. Porażka. Na osłodę łowię jako pierwszy najmniejszą rybę łososiowatą tej wyprawy: potokowca. Pomimo licznych spławów wszyscy schodzimy na zero.
Na kwaterze robię reorganizację sprzętu. Team Dragon Z-Series zostaje w planach na następny dzień, ale zamieniam żyłkę na plecionkę. Innej nie mam, musi wystarczyć. Z pudła bazowego wyciągam najbardziej lotne płytkoschodzące przynęty.
Startujemy o świcie. Koledzy zabierają mnie na sobie znaną bankówkę. Wykonuję kilka pierwszych rzutów różnymi przynętami i następuje olśnienie. Team Dragon Z-Series to kij stworzony do plecionki. Teraz czuję zestaw. Nawet zaczynam doceniać odsłonięty blank na uchwycie kołowrotka. Dzięki temu wyraźnie czuję wszystko, co dzieje się z przynętą: wyraźne trącenia przynętą w kamienie, brak pracy to zielsko lub listek, puknięcie inne - zacinam i coś jest. Spokojny hol, ryba nie jest duża. Już widzę, to szczupak. Taki z 70 cm. Odpina się pod nogami. Nic to, przecież nie przyjechałem tu na szczupaki. Włącza mi się „wędrowniczek”: A co tam jest za zakrętem? Mijam dwa płytkie bystrza i docieram do spokojnej i dość głębokiej płani. Jakbym był łososiem, to tu zatrzymałbym się na odpoczynek. Wtem, jakby na potwierdzenie moich myśli za połową rzeki widzę spław. Teraz na plecionce sięgam domniemanego stanowiska ryby bez problemu. Kilka rzutów, a miękkie przytrzymanie tnę w tempo i jest rybka. Wydaje się znów nieduża. Przez chwilę luz. Poszła? Nie, wyraźnie płynie w moją stronę. Zatrzymuje się kilka metrów przed moim stanowiskiem. Próbuję podnieść ją do powierzchni. Jeden wirek, drugi i moim oczom ukazuje się jej wysokość pani łosoś. Ale kawał ryby. Nagle nogi jakieś dziwnie miękkie mi się robią. Łosoś powoli odjeżdża kilkanaście metrów w dół. Mam dobre miejsce do podebrania, więc nie schodzę za rybą. Mozolnie pompuję ją do siebie. Jeszcze dwa krótkie odjazdy i ryba słabnie. Jak to podebrać? Jak na złość w pobliżu żadnego wędkarza. Próbuję chwyt za nasadę ogona. No, proste to jest tylko na filmach; kocioł, bryzgi wody, nerwówka, ale za którymś tam razem się udaje. Wywlekam rybę na brzeg. Drżącymi rękami wyciągam miarkę. Metr to za mało. Łosoś jest dłuższy o jakieś pięć centymetrów. Dzwonię do kolegów. Niestety, są daleko i nie będzie fotek. Szkoda. Kładę rybę do wody. Jest zmęczona, nie chce odpłynąć. Po chwili powoli odchodzi w nurt. Mam wrażenie, że hol trwał krócej, niż wypuszczanie.
Siadam na brzegu. Już nic nie muszę. Patrzę na kij. Dał radę. Jest moc. Kilka metrów przede mną robi delfinka przepiękny samiec. Podnoszę się powoli. Co powinien zrobić prawdziwy facet? Wziąć w rękę Team Dragona Z-Series i złowić tego samca!
Mariusz Sulima & Klan
TEAM DRAGON