Kiedy tylko żyłki Momoi trafiły w moje ręce, od razu zacząłem zastanawiać się, jak wysoko ustawić im poprzeczkę? Jak dużo Ty, klient oraz wędkarz, wymagać będziesz od mającej ledwie 0,16 mm średnicy żyłki. Starałem się spojrzeć na trzymaną w dłoniach, niepozorną szpulkę, Twoimi oczami. I żyć przez moment Twoimi, wędkarskimi marzeniami.
Problem tkwił w tym, że Ciebie nie znałem.
Możesz chcieć polować na klenie i okonie - to pierwsza myśl, jaka mi do głowy wpadła. Albo będziesz miał chętkę na bolenie. Do czego posłużą Ci żyłki Momoi, kolego? Hm...
W końcu doszedłem do wniosku, że nie o gatunki ryb tu chodzi.
W pewnym momencie zrozumiałem, że najważniejsze to ustalić, jakiej wielkości ryby uznasz za słuszne łowić przy użyciu żyłek o tej średnicy.
A co dalej? Ano, później należało już „tylko” złowić takie ryby i spisać swoje spostrzeżenia. Tyle musiałem zrobić, żeby móc wystawić ocenę żyłkom Momoi, więc zabrałem się do pracy.
Wędkarstwo świadome
Nie wiem czy pojęcie „świadomego wędkarstwa” ktoś już zdefiniował, ale ja często sięgam po tę nazwę. I próbuję właśnie takim - świadomym tego, co robi - wędkarzem być. Zamiast rzucać uniwersalnym woblerem (uczepionym na średniej grubości żyłce), w nurt jakiejś tam rzeki, wolę dokonać wyboru: co, czym, na co i gdzie łowię.
Pierwsza lepsza przynęta to dla mnie ostatnie, co na agrafkę zakładam, a zbyt ciężki zestaw odbiera mi radość wędkowania.
Odczuwam ją jednak - tę dziecięcą frajdę - podczas holu każdej, kolejnej złowionej w życiu ryby. Dlaczego? Ponieważ zawsze odpowiednio dobieram parametry poszczególnych elementów zestawu. Wliczając w to żyłkę - przede wszystkim ją. Nie zapominam przy tym o zapasie mocy.
To, że nie łowię grubo, nie oznacza jednak, że łowię cienko - w moim przypadku wszystko musi być w sam raz. Minimalizuję w ten sposób ryzyko strat przynętowych czy liczonych w zerwanych rybach. Jednocześnie nie narażam samych ryb na niebezpieczeństwo pozostawienia w ich pyszczkach zerwanych przynęt. W końcu, daję też szansę sobie na równą, emocjonującą i zakończoną zwycięstwem walkę w przypadku spotkania z nieprzewidzianymi przyłowami czy rybami większymi, niż spodziewałem się złowić.
I tego, przede wszystkim, od żyłek wymagam. Taka właśnie żyłka jest przez większość wędkarzy pożądana. Prawdopodobnie i Ty takiej szukasz. Prawda? „Szesnastki” radzącej sobie z rybami większymi od tych, dla których linkę o średnicy 0,16 mm nawijasz na kołowrotek.
I poszedłem nad wodę z niecnym planem sprawdzenia czy moja żyłka taka właśnie jest.
Nad brzegami rzeki
Od jakiegoś czasu, często gęsto znaczyłem tropem brzegi pewnego odcinka Łyny. Rzeka ukształtowała się tam w kilka meandrów i dwie prostki. Nad brzegiem jednej z nich rośnie drzewo. Jedno z wielu tam rosnących.
Łowiłem tego dnia klenie. Dla nich przedzierałem się gąszczem. Po nie tam przyjechałem. A one, niewdzięczne za poświęcenie, zapadły się w wodę jak… kamień w... wodę? W każdym razie nie brały.
Ledwo tlące się słońce było mi najmilszym towarzyszem wędrówki. Grzejąc ciało, zziębnięte od dotyku nasączonej deszczówką kurtki, wyprowadziło mnie z zakrętu na prostą i odstawiło do pnia wspomnianego drzewa. Posiłek zjedliśmy we własnym gronie.
Stacja „śniadanie” była tylko krótkim przystankiem. Przejechałem go z prędkością Pendolino. I niewiele brakowały, abym zaliczył mijankę z lokomotywą. Na szczęście dane było nam się czołowo zderzyć.
Gdy już szedłem, obłóczony w wędkarskie tobołki, około półmetrowa rapa przykuła mój wzrok. Boleniowy wobler uczepił się agrafki, kotwica przekłuła rybi pysk, a kilka wstrząsów - jeden po drugim - zmąciło powierzchnię wody. To była chwila - jak zazwyczaj moment kolejowej kraksy relacjonują świadkowie.
Rapa wróciła do wody i w zasadzie nie pozostało mi nic innego jak pójść dalej. Zakończyć podróż i ukryć się w domowym zaciszu przed siąpiącym deszczem. Patrząc jednak jak ryba odpływa - stojąc w kucki i z głową przechyloną po skosie - coś mnie tknęło. Uświadomiłem sobie, że złowienie tego bolenia, może nie tak zaraz wielkiego, to jednak wyczyn - bo i mały też wcale nie był.
I ryba odpłynęła.
Wędkuj mądrze i baw się!
A teraz nadstaw ucha, bo to, co Ci powiem, musi zostać między nami. Otóż… (nikt nie patrzy? Nikt? No to słuchaj.) Otóż producenci sprzętu wędkarskiego nie są w stanie sprostać naszym wymaganiom. Oni nie stworzą uniwersalnej żyłki [tylko cicho sza, bo ci od Dragona dowiedzą się, że to mówię i zakończą współpracę ze mną. :)]
Oni mogą co prawda wyprodukować (i to robią) żyłki wytrzymałe, ale te zawsze obarczone będą niepożądaną niekiedy cechą: będą miały sporą średnicę. Tak więc niekoniecznie przydadzą się przy połowach mniejszych, płochliwych mniej lub bardziej, gatunków ryb - takich jak choćby klenie czy okonie.
Wszystkie one jednak, te małej i średniej wielkości ryby, mogą obdarzyć Cię emocjami równymi tym, jakie towarzyszą wędkarzowi, który drżącymi rękoma naprowadza ponad metrowego szczupaka w podbierak - pod warunkiem, że im na to pozwolisz.
Nie możesz jednak pozwolić im na zbyt wiele, bo w starciu ryba vs łowca górą musisz być Ty. A żeby się tak stało, musisz zachować się jak wędkarz świadomy. I dobrać parametry zestawu w taki sposób, aby ryba zechciała wziąć, a walka była wyrównana.
No i musisz mieć zapas mocy - szczególnie w żyłce. Po to, by ostatecznie wygrywać. I mieć argumenty do walki z grubszą nieco, niż planowałeś złowić, rybą.
Takie jest zdanie moje - człowieka, który nie tak dawno temu złowił całkiem fajnego bolenia. Na żyłkę o średnicy 0,16 mm, model Premium, od firmy Momoi. Jak dla mnie, jest świetna. Myślę, że i Ty będziesz z niej zadowolony.
Dawid Sokołowski