Testerzy relacjonują

Obrotowa Carina i gumowy Aggressor

Obrotowa Carina i gumowy Aggressor to zwariowany duet, z którym zaprzyjaźniłem się blisko rok temu… Dzisiaj już wiem, że na stałe pozostaną w moich pudłach jako często używane przynęty.

Tym bardziej będę ich często używać, że ryby złowione na te akurat wabiki sprawiły mi masę frajdy. Mało tego, zarówno Carina jak i Aggressor pokazały, że wędkarstwa nie należy traktować schematycznie. Ale może po kolei.

Trudne poszukiwania

Na Aggressora Pro trafiłem podczas poszukiwań konkretnego kształtu przynęty miękkiej. Wiele jest na rynku wąskich gum o stosunkowo drobnej pracy ogona, imitujących głównie ukleję. To, co mi w nich nie pasowało to podcięcia w części brzusznej i grzbietowej pod zbrojenie m.in. hakami offsetowymi. Dla moich potrzeb było to niepotrzebne osłabienie całej przynęty we wspomnianych przekrojach. Dodatkowo przynęty, które miałem okazję używać były wykonane z dość miękkiego silikonu. Zaleta to i wada jednocześnie, ponieważ pierwszy lepszy kontakt z nawet niewielkim szczupakiem kończył się (w najlepszym wypadku) pocięciem gumy, a co za tym idzie zmianą lub uniemożliwieniem jej pracy.

Zapoznanie z Aggressorem Pro

Na Aggressora trafiłem przypadkiem. Pierwsze wrażenie z oględzin było bardzo pozytywne. Wykonanie z dbałością o szczegóły, brak wycięć pod offsety i przede wszystkim już przy pierwszym kontakcie czuć, że tworzywo jest nieco odporniejsze w porównaniu do przynęt wcześniej używanych. No i praca! To coś, co powoduje, że gumę można uznać za ideał okoniowo-sandaczowy, choć jak się później okazało, złowiłem na ten model więcej szczupaków i kleni (tak, to nie pomyłka) niż wyżej wymienionych gatunków.
Dodatkowym atutem jest bardzo duża paleta barw w jakich występuje Aggressor.

Pracę gumy można delikatnie zmienić poprzez zbrojenie dłuższym lub krótszym hakiem główki. Dłuższy hak powoduje nieco drobniejszą pracę ogona, natomiast krótszy sprawia, że część ogonowa pracuje trochę szerzej. Oczywiście wielkość i ciężar używanych główek jigowych także wpływa na zachowanie gumy w wodzie. Moja ulubiona długość tych przynęt wynosi 10 cm, a zbroję je główkami o masie od 3-12 g, w zależności od łowiska.

Teraz kilka słów o rybach, które sprowokował ten „agresywny” model. Już jakiś czas temu obiecałem sobie, że przestaję się uganiać za rybami w cętki i zamienię je na gatunek w paski. Pech chciał, że w miejscach gdzie miały być okonie zazwyczaj trafiał się szczupaki. Nie były to metrowe egzemplarze, lecz w granicach 70-80 cm i również potrafiły solidnie przetestować jakość tworzywa, z którego wykonano tę przynętę. Oczywiście zdarzało się odcięcie ogona, ale nie ma chyba jeszcze na rynku tworzywa, które będzie jednocześnie odpowiednio elastyczne i odporne na paszczę pełną zębów ostrych jak skalpel.

Wstrzeliłem się w klenie

No, o ile przyłów w postaci szczupaka na okoniowej miejscówce można uznać za normę, to już kleń (pierwszy złowiony jako przyłów, potem każdy kolejny łowiony był z premedytacją) był dla mnie nie lada niespodzianką. Rzecz miała miejsce w maju, na miejskim odcinku Brdy. Miał to być wypad w poszukiwaniu nocnych okoni. Wykonałem rzut nieco po skosie, tak aby prowadzić Aggressora pod prąd. Środek koryta rzeki, podwójne krótkie podbicie z dna i nagle łup, ale brak szybkiej reakcji na branie pozwolił rybie uniknąć holu. Powtórka i znowu mniej więcej w tym samym miejscu charakterystyczne kleniowe kopnięcie na wędce i po chwili na brzegu melduje się piękny kleń 40+ - normalnie zacięty, haczyk wewnątrz pyska. Kolejne wypady pokazały, że takie żerowanie kleni i rodzaj przynęty to nie przypadek. W jednym z kolejnych, nocnych spacerów z kijem, wyholowałem klenia o długości 55 cm. Aggressor dał radę i udowodnił, że jest gumą uniwersalną.

Obrotowa Carina

A teraz nieco krócej o Carinie. Trafiłem na ten model szukając obrotówki, która mimo stosunkowo niewielkiego rozmiaru poleci dość daleko. Carina właśnie taka jest, a jej wyjątkowy zasięg jest efektem zastosowania korpusu w kształcie pocisku. Leci naprawdę daleko, praca jej jest nienaganna, nie gaśnie (czyli skrzydełko nadal pracuje) prowadzona z nurtem, a start pod wodą jest błyskawiczny. Powłoka galwaniczna jest bez z zarzutu. Mam kilka egzemplarzy od ponad roku i czasem z konieczności wędrują do pudełek nieco wilgotne. Nie zauważyłem ognisk korozji na paletkach, drucie czy kotwicach. Naprawdę trzymają się świetnie.

Od jakiegoś czasu Carina to moja wirówka numer jeden wśród posiadanych obrotówek, zwłaszcza model ze złotą paletką - ryby z miejskiej Brdy dość szybko doceniły tę obrotówkę. Nawet ostatnio złowiony boleń nie oparł się Carinie, co także było dla mnie nowym doświadczeniem w połowie tej ryby, choć oczywiście celowałem w okonie. Jest jeszcze jedna rzecz, która przemawia za tą akurat wirówką: to niewygórowana cena. A ta sprawia, że przynęta jest idealnym przykładem na to, że możemy otrzymać świetną jakościową blaszkę za rozsądne pieniądze.

Słów kilka o prowadzeniu. O ile w jeziorach, zwłaszcza łowiąc z łódki lub pontonu, sprawa jest dość prosta, o tyle w rzece Brdzie zwłaszcza w okresie letnim trzeba trochę popracować wędziskiem. Komu zdarza łowić się w naszej rzece, wie doskonale jak jej koryto wygląda w cieplejszych miesiącach: wzdłuż obu brzegów występują szerokie pasy roślinności podwodnej, które w zależności od poziomu wody znajdują się bliżej lub dalej od powierzchni wody. Środek koryta o szerokości najczęściej 3-5 m jest wolny od roślin, jednak i tutaj występuje roślinność jednak w małych rozmiarach i w strefie przy dnie.

Bez względu na to, czy łowię w sercu miasta, czy na obrzeżach, technikę prowadzenia Cariny mam identyczną. Wygląda to tak, że rzucam obrotówkę pod przeciwległy brzeg w miejsce, gdzie kończy się pas roślinności, a zaczyna głębsza woda głównego nurtu. Zamykam kabłąk i pozwalam obrotówce na napiętej plecionce opaść w okolice dna. Po kilku sekundach gwałtownie ją podrywam i już wolno prowadzę jak najgłębiej. Bliżej brzegu unoszę kij wyżej, tak aby blaszka swobodnie wyszła nad pas roślinności. W ten sposób wachlarzowo obławiam moje najciekawsze miejsca, łowiąc zarówno pod prąd jak i z prądem, z czym Carina radzi sobie doskonale.

Do tej pory złowione przeze mnie okonie, te średnie i nieco większe, brały właśnie w głównym korycie i blisko dna. Natomiast w strefie przybrzeżnej, nad pasem roślinność najczęściej trafiają się pasiaki mikrusy, którym nie przeszkadza mój ulubiony rozmiar Cariny: nr 4.
Słowem podsumowania: Te przynęty oduczyły mnie schematyczności w spinningowaniu.
Obie przynęty łowią ryby różnych gatunków i z czystym sumieniem polecam je. Wszystkie wspomniane w artykule ryby w świetnej kondycji wróciły do wody.

Z wędkarskim pozdrowieniem
Jakub Król