Łowienie boleni w dużej, nizinnej rzece wielu wędkarzom kojarzy się ze średnim czy nawet nieco cięższym spinningiem. Ale owo kojarzenie sprzętowe nie oznacza, że tak być musi i inaczej nie można. Moja przygoda z boleniami trwa już ładnych parę latek. Pamiętam, w początkowym okresie towarzyszył mi kleniowo-jaziowy kijek do 14 gramów. Okazów co prawda nie łowiłem, gdyż najczęściej były to osobniki z przedziału 60-70 cm i raczej nieczęsto pojawiały się na kiju większe sztuki, jednak pewny hol nawet 3-kilogramowej rapy na dużej wodzie sprawiał, iż nie czułem potrzeby stosowania mocniejszych wędzisk.
Z czasem zacząłem intensywnie „kombinować” z kijkami podczas łowienia boleni, ale robiłem to bardziej dla siebie, aby zyskać jak największe rozeznanie. Do dzisiaj, przerobiłem na rapach wiele wędzisk, nie pomijając „iksfastowej” miotły do przeszło 40 gramów wyrzutu, sandaczowej wklejanki, czy wreszcie używanej w ostatnim czasie, tytułowej „zapałki”. No, określenie „zapałka” lub „wykałaczka” może nie jest do końca trafione, gdyż jest to bardzo miękki kij, o akcji Med.-Slow, ale ze względu na cienkość blanku i ogólną „mikroskopijność” tego patyka pozostańmy już przy tej nazwie. Mowa o wędzisku CXT MS-X MicroSpecial długości zaledwie 190 cm i ciężarze wyrzutowym 1-10 g. Natomiast jego waga to… raptem 85 gramów. Piórko!
Katalogowa rekomendacja dla tego kijka to dłubanie okoni, kleni czy pstrążków. W pierwszym okresie użytkowania tego MS-X rzeczywiście zabierałem go na niewielkie kropkowańce. Jednak w końcu przyszedł taki czas, gdy potrzebowałem na boleniach coś podobnego. Nie za sprawą kaprysu, tylko przynęty, której prowadzenie klasycznym wędziskiem spinningowym wprawdzie było możliwe, jednak… po każdym dniu takiego łowienia, mówiąc obrazowo, nadgarstek nadawał się do wymiany. Mowa o coraz bardziej modnych przynętach „tłiczingowych”.
Dla dobrego zrozumienia mojego pomysłu na sprawdzenie tego MS-X dodam, iż postanowiłem go użyć w bardzo dobrze mi znanych łowiskach, o których naprawdę wiele wiem, np. gdzie znajduje się takie to a takie dno, co znajdę w toni, gdzie toń lub dno są usiane różnymi „niespodziankami”. Z czasem, ośmielony możliwościami wędziska, zacząłem stosować ten kijek także w trudniejszych miejscach, gdyż już wiedziałem, na co mogę sobie pozwolić z tym blankiem. Aczkolwiek, w ekstremalnie trudnych miejscach, gdzie w grę wchodzi jedynie siłowy hol spośród „toniowych” drzew i innych zawad, nie użyłbym tego wędziska, gdyż… do zadań specjalnych służą inne patyki - zdecydowanie mocniejsze. Przyznam, iż miałem wiele obaw na myśl o sytuacji, gdy na tej mojej „wykałaczce” siądzie gruba siedemdziesiątka. Jednak ostatecznie podjąłem to ryzyko i zabrałem na odrzańskie bolenie ten kijek. I co? Pierwsza ostroga, bodaj trzeci rzut i… na brzegu ląduje odpasiona rapa, długa na 75 cm! Hol był mocno asekuracyjny, ale to przez moją „panikę” i wciąż nieugruntowana wiara w to wędzisko, które wygląda wręcz jak zabawka dla dzieci.
Ale MS-X poradził sobie i… do kolejnych ryb podszedłem odważniej. Łowiłem także klenie. Nieduże, bo takie do 40 cm długości; szczerze mówiąc, po kilku wyjętych sztukach zacząłem podobne egzemplarze wręcz targać ślizgiem po powierzchni. Jednakże i wówczas czułem w dolnej połówce wędziska niemały zapas mocy. Póki co, największy boleń złowiony z pomocą 85-gramowego kijaszka mierzył 77 cm i był wyjęty dużo szybciej, niż debiutancki osobnik. Owszem, blank giął się głęboko, ale czas trwania holu niewiele się różniła od holu z udziałem mocniejszego wędziska. W dużej mierze dlatego, że cała reszta wędki niczym się nie różniła; do MS-X przypiąłem kołowrotek Fishmaker II Stealth w rozmiarze 3000, na którym mam nawiniętą plecionkę Ultra 8X Nano 0,12 mm w maskującym kolorze. Natomiast łącznikiem między plecionką a agrafką (Spinn Lock, rozm. 14) jest przeszło metrowej długości żyłka HM80 o średnicy 0,201 mm. Zestaw ten jest jedynie „testowym” i w drugiej części sezonu o nazwie „jesienny boleń” sięgnę po inną wędkę: blank prawdopodobnie ProGUIDE X, mniejszy (i lżejszy) kołowrotek, a także zejdę ze średnicą plecionki (przecież „dwunastką” to można targać metrowe sandacze i szczupaki). Raz, że aż takiej mocy to ja nie potrzebuję, a dwa - cieńsza plecionka pozwoli mi posyłać pięciogramową przynętę jeszcze dalej.
W tym artykule staram się pokazać na własnym przykładzie, że bezproblemowe łowienie relatywnie dużych ryb (70-80 cm) na wędzisko, które wygląda jak zapałka i w teorii przeznaczone jest do łowienia niewielkich, zawodniczych rybek, jest jak najbardziej możliwe. Mało tego, hole wcale nie muszą się przedłużać – okazało się, że holem nie powoduję wyczerpania sił złowionych ryb. Trzeba też uczciwie powiedzieć, że szarżującego pod mymi nogami bolenia na tym patyku się nie „uciszy”, ale nigdy nie staram się trzymać ryby na siłę bez względu na to, jakim sprzętem łowię. Tak naprawdę, moje hole wyglądają bardzo podobnie, czy to jest mocny, czy delikatny kij. Różnica jest taka, że samo łowienie (jak np. zarzucanie przynęty, jej prowadzenie) jest o wiele przyjemniejsze. I to samo tyczy się holu, jest pewny i zarazem zdecydowanie przyjemniejszy - przynajmniej dla mnie.
Mariusz Drogoś
TEAM DRAGON PRO