Był sobotni grudniowy wieczór. Przeglądałem prognozy pogody i… zanosiło się na kolejna bezbarwną niedzielę. Gdy o 6.15 usłyszałem dźwięk budzika a na dworze gwizd szalejącego wiatru, z ciężarem na sumieniu wypuściłem psa na podwórko.
Ale decyzja o wędkowaniu była już podjęta, gdyż w wędkarstwie nie ma miękkiej gry, miękkie są za to przynęty Dragon V-Lures i to one tego dnia miały odegrać główną rolę w opisywanym spektaklu.
Wyposażony w moje ulubione Phantaile, Reno Killery i Chucky, wsparte przez Mamby i Lunatiki skrywane w pudełkach Waldemara Ptaka punktualnie o 8 rano… piliśmy naszą ulubioną kawę na polskiej stacji benzynowej. W zamyśle mieliśmy dwa jeziora: jedno - już nam wcześniej znane, drugie - dla nas kompletnie dziewicze.
Chcąc sprawdzić skuteczności wspomnianych przynęt jak i mając na uwadze moje zawodnicze ambicje wybieramy łowisko, na którym nigdy wcześniej nie byliśmy. Gdy na miejscu okazuje się, że wiatr wieje wzdłuż jeziora, tak że problemem staje się wypłynięcie, przez głowę przewija się milion myśli. Kaseta maszyny losującej jest już pusta ????, rozpoczynamy intensywne poszukiwanie wygłodniałych mamusiek. Czy to będzie ten dzień, gdy padnie ryba za milion? Tego dowiecie się zapewne pod koniec opowieści.
Pierwsze stanowisko, które obraliśmy na zapoznanie się z niewiadomą to brzegowe trzcinowiska z głębokością ok. 3 m przy trzcinach i schodzącą do ok. 6 m. Na pierwszy rzut wybrałem wędzisko HM-X Vivid, do którego przymocowałem kołowrotek Team Dragon SL1225i z nawiniętą fluo plecionką Momoi Ryujin 0,12 mm, doczepiając na koniec zestawu jako przynętę dł. 10 cm Phantaila perłowego z brokatem i seledynowym grzbietem, uzbrojonego w 7-gramową główkę jigową Viper. Efektem przyjętej taktyki były szybko złowione dwa szczupaki w rozmiarach określanych jako sportowe. W tym czasie, Waldemar mając w ręku wędzisko Ryobi Zauber z zamocowanym kołowrotkiem Dragon Fishmaker Stealth próbuje selektywnie złowić grubego zwierza co i rusz zmieniając przynęty między dł. 12,5 cm Mambą i Lunaticiem a 15 cm długości Chucky. Gdy po dłuższej już przerwie nie mamy brań uzbrajam kolejne wędzisko, które ze sobą zabrałem, czyli Dragon CXT FC-X FastCast w monoblanku c.w. 5-25 g z kołowrotkiem Team Dragon FD730iS. Jako przynętę użyłem dł. 10 cm Reno Killera perłowego w odcieniu błękitu. Zmiana była o tyle istotna, że skusiłem do brania dwie ryby niestety tym razem obie ryby się nie zapięły.
Godziny mijały, a nam udało się dołowić trzy wymiarowe szczupaki, niestety ich wielkość nie przekonała Waldemara do użycia jego drogocennego sprzętu fotograficznego. Co ciekawe, wszystkie złowione ryby skusiły się na przynęty z akcentem seledynowym. Gdy już lekko zziębnięci, obwiani i - nie ma co ukrywać - podłamani brakiem choćby brania przyzwoitej wielkości ryby na sam koniec w akcie desperacji postanawiamy obłowić nawietrzną część trzcinowiska, a do boju posyłamy 15-centymetrowego Chucky. I jak zwał mawiać trener Górski mecz trwa, dopóki piłka w grze, tak i w wędkarstwie niejednokrotnie zdarzało się łowić ryby podczas spływania do portu. Tak oto na wędce Waldemara na - o dziwo - błękitnego Chucky'ego zameldował się wspaniały kwadratowy wręcz krokodyl. Rzadko widywałem szczupaki tej wielkości o takim kształcie ciała, ten szczupak był równie szeroki jak i wysoki.
Tak więc Mistrz obiektywu Waldemar mógł tego dnia dać popis swoich umiejętności, a ryba grzecznie pozując do zdjęć jakby już wcześniej fotografowana po szybkiej sesji wróciła w odmęty zimnej wody. Bardzo zimnej wody, brr!
Arkadiusz Strzyżewski
TEAM DRAGON