Usilnie próbując złowić rybę nierzadko ulegamy schematom i działamy szablonowo. Gdy wyniki są mizerne przypisujemy to temu, że albo ryby dzisiaj nie brały, albo temu, że nie ma ich w danym łowisku. A może gdyby zmienić swój "stary i pewny” sposób łowienia wyniki byłyby o niebo lepsze? Teraz uganiam się za pstrągami, więc opiszę Wam dwa przykłady.
Jest niedzielny poranek. Przyjeżdża po mnie Łukasz, kompan moich pstrągowych wypraw. Chociaż dzień wcześniej ustaliliśmy miejsce łowienia, to w samochodzie pojawia się dylematem: No, to gdzie? Na pewno tam, gdzie ustaliliśmy? Ostatecznie postanawiamy jechać nad rzekę, nad którą jeszcze nie byliśmy. Trasa przebiegła dość szybko i po około godzinie jazdy jesteśmy nad wodą. Rzeka jest piękna, woda czysta, na dnie kamienie, żwir, dołki, podmyte drzewa. Na widok takiej wody serce pstrągarza bije szybciej.
Niestety po chwili widzimy dwóch wędkarzy, więc odjeżdżamy na inny odcinek i… tu znowu wędkarze. Już wiedzieliśmy, że tutaj to my raczej kariery nie zrobimy. Jedziemy gdzie indziej. Tutaj wita nas brudna woda i rzeka niezbyt ciekawa. Jest około godziny dwunastej. Niedobrze, szybka decyzja i jedziemy na swoje stare rewiry. Mimo tego, że inni koledzy pstrągarze mówią, że o tej porze roku tu się nie jeździ, ponieważ ryby tam jeszcze nie biorą - trzeba poczekać, aż się ociepli. Do mnie to nie przemawia, przecież coś jeść muszą... Myślę sobie: Koledzy teraz raczej tam nic nie łowią, gdyż o ile ich znam łowią tylko woblerami i obrotówkami, a omijają przynęty gumowe. Została nam może godzinka łowienia i ucieszy mnie dzisiaj jakikolwiek kontakt z rybą. Idziemy razem w górę rzeki po miejscówkach. Na woblery ryby nie reagują, więc zgodnie z postanowieniem na agrafce ląduje biało-czerwone sześciocentymetrowe kopytko Phantaile. Po chwili – mimo wszystko nieco zaskoczony - mam branie, niestety nie zacinam ryby. Idę kawałek dalej i kolejne branie. Niestety rozkojarzenie tego dnia wzięło górę i około czterdziestocentymetrowy pstrąg po chwili holu się spina. Podchodzi do mnie Łukasz i po chwili ma również branie na kopytko. Szybki hol i podbieram czterdziestaka. Mówię do Łukasza: O tej porze roku tu podobno pstrągi nie biorą? ???? Wystarczyło tylko rybom zaserwować inną przynętę…
Kolejna sytuacja mająca miejsce kilka lat temu. Jedziemy nad rzekę, w której można trafić piękne pstrągi. Jesteśmy umówieni z lokalnym znawcą tej wody, niewątpliwie człowiekiem, który umie tu łowić i doskonale zna tę rzekę. Ogląda nasze pudełka i widząc tam głównie klasyczne woblery typu minnow stwierdza, że te przynęty nie zdadzą tu egzaminu, bo pstrągi na nie w ogóle nie reagują. No cóż, innych nie mamy, będziemy łowić nimi. Tego dnia na woblera Minnow łowię dwa piękne pstrągi. Następnego dnia na tą samą przynętę kusi się znowu ryba około 50 cm. Mówię do Łukasza: No, popatrz… Na Minnowy tu nie biorą.
To są tylko dwa przykłady z mojego doświadczenia. Jestem pewien, że na pewno mieliście też takie sytuacje, że czasami warto zmienić lokalną regułę, pokutujący kanon nad wodą i pokombinować coś po swojemu. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem bardzo zawzięty i lubię właśnie takie nieco trudne sytuacje. Cieszy mnie każda ryba złowiona na inną przynętę, inną technikę niż dotychczas, na nowej wodzie. Cieszy mnie to, że mogłem nauczyć się czegoś nowego.
Tomasz Sieński
Team Dragon ESSEL Elbląg