U wielu wędkarzy, początki naszego hobby często były wręcz bliźniacze, tj. bat i drobne płotki, ukleje czy kiełbie. Jednak u mnie było inaczej i dopiero przed trzydziestką stałem się posiadaczem pierwszego bata.
Nie miałem tego szczęścia i w moim rodzinnym domu nikt przede mną nie wędkował. Toteż, przez całe dzieciństwo (od pieluch, aż po czasy pierwszych klas szkoły podstawowej) mój wędkarski świat istniał jedynie w głowie, gdyż najzwyczajniej w świecie nie miał kto mnie zabrać na ryby. A wędki widziałem raz do roku, gdy na wakacjach odwiedzaliśmy wujka i mogłem z wielkim zaciekawieniem siedzieć obok taty i patrzeć, jak łowi w stawie karpie na pożyczoną od wujka wędkę teleskopową. Ja byłem jeszcze brzdącem i nie potrafiłem obsłużyć wędki, chyba nawet bałem się wziąć ją do ręki.
Z czasem i ja zacząłem łowić te karpie (w przedziale od 1 do 2 kg). I to właśnie one były moimi pierwszymi rybami. Natomiast pierwszą wędką, jaką dostałem od rodziców, był mały teleskop z giełdy, którym zarówno "spławikowałem", "gruntowałem", jak i spinningowałem. Kolejne wędki kupowałem już za swoje pieniądze, skrupulatnie odkładane kieszonkowe. Jednak nigdy nie cofnąłem się do "początku" i nie sięgnąłem po bata i "pierwsze uklejki".
Pierwszy kontakt z batem
Chociaż nigdy wcześniej nie miałem w swoim pokrowcu bezprzelotkowego wędziska (mowa oczywiście o bacie, nie o tyczce), to kilkukrotnie miałem okazję nim łowić. Mój szkolny wychowawca (w szkole średniej) był wędkarzem i gdy tylko wydało się, że moje zainteresowania są takie same... szybko znaleźliśmy się nad Odrą na wspólnym wędkowaniu. Ja pozostałem wierny swoim feederom, natomiast nauczyciel języka rosyjskiego rozłożył się ze swoją ulubioną techniką wędkarstwa spławikowego i zaczął łowić tyczką.
W pokrowcu zawsze miał bata długości 7 lub 8 metrów (nie pamiętam już dokładnie, to było dawno temu) i na którymś z kolejnych wypadów, skusiłem się i przystałem na jego propozycję, abym spróbował swoich sił z wędką bez kołowrotka. Była wczesna wiosna i głównie łowiliśmy drobny białoryb. Jednak frajda z niespełna 30-centymetrowej długości płotki czy krąpia była wręcz nieprawdopodobna i podczas następnego wspólnego wędkowania nawet nie wyjąłem z pokrowca swoich feederów, tylko skupiłem się na bacie.
Łowiąc feederami nie pomyślałbym, że holowanie niewielkich ryb może przynosić taką frajdę. Aczkolwiek, nigdy nie przysiadłem do bata na poważnie i gdy robiło się cieplej przenosiłem się ze spokojnych portów, kanałów i starorzeczy na szybki, główny odrzański nurt. A tam, z pomocą ciężkich koszyków zanętowych, szukałem kleni, jazi, leszczy i brzan lub zapinałem ciężarek ołowiany i posyłałem w odrzańskie nurty uklejki, którym nie potrafiły oprzeć się zarówno bolenie, sandacze, jak i klenie.
Odstawienie bata
Gdy zaliczyłem szkołę średnią i kontakt z wychowawcą zaczął wygasać, skończyło się wczesnowiosenne "batowanie", które i tak było sporadyczne. Zacząłem stosować bardzo delikatne zestawy końcowe na feederach i co prawda miałem większą frajdę z zabawy marcowym czy kwietniowym białorybem, jednak to nie było to samo... I chociaż przez lata nie uczyniłem tego, to każdego roku, gdy kończyła się zima, chodziła mi po głowie myśl zakupienia bata. Jednak w mojej głowie natychmiast pojawiała się także myśl kontrująca: nie kupuj bata, bo będziesz miał nad wodą jeszcze większy dylemat! I ulegałem tej myśli, gdyż te dylematy towarzyszą mi od samego początku wędkowania, gdyż chciałbym w jednym czasie łowić wszystkie gatunki ryb i stosować przeróżne metody. I jak tylko zaczynałem myśleć o bacie, szybko tłumaczyłem sobie, że mam już i tak za dużo "problemów" i kolejny nie jest mi potrzebny.
Pierwszy własny bat
Ale... nie wytrzymałem. W zeszłym roku podjąłem nieodwołalną decyzję, że tej wiosny, zanim nastanie czerwiec i ruszy ten "prawidłowy" sezon, posiedzę z batem i będę czerpał maksymalną frajdę z odrzańskiego białorybu. I stało się, dotrzymałem słowa (danego samemu sobie) i dziś jestem posiadaczem pierwszego w życiu bata. I mimo, iż miałem możliwość walczyć z silnymi łososiami, ponadmetrowymi szczupakami i większymi od siebie sumami, to cieszę się jak dziecko, które... właśnie dostało od rodzica pierwszą wędkę - bezprzelotkowego bata, aby uczyło się wędkowania od łowienia małych i ewentualnie sporadycznie średnich ryb.
Jednak nie zdążyłem dojść do sklepu wędkarskiego i wybrać "cokolwiek", bo gdy otworzyłem świeżo wydrukowany katalog DRAGON 2020, znalazłem na dwóch stronach (181 i 182)... No, właśnie - baty! I nie ukrywam, że skorzystałem z przywileju bycia testerem i jedna z tegorocznych nowości już została mi dostarczona przez kuriera. Ba, przyjechała tuż przed trzydziestymi urodzinami i mogę cieszyć się z wędki, która często dla młodych wędkarzy jest tą pierwszą; zaś metody, od których ja zaczynałem, ewentualnie są kolejnymi etapami w poznawaniu naszego hobby. U mnie zostało to odwrócone i mimo iż pierwsze prawdziwe kroki z batem przede mną, to - jak już wspomniałem wyżej - cieszę się jak małe dziecko.
Porównując obie serie batów MegaBAIST (TACTIX oraz MYSTERY), zdecydowałem się, że wybiorę coś z tej pierwszej. Powodem była waga, gdyż przy tej samej długości "taktiksy" są odrobinę lżejsze. A że ja wzrostowo zdecydowanie zaliczam się do wysokich inaczej (a i z siłą nie jest podobnie), to liczyłem każdy gram w bacie. Biorąc pod uwagę fakt, iż będę wędkował nim najprawdopodobniej wyłącznie w Odrze i przede wszystkim w międzytamiach, gdzie mogą mnie spotkać przeróżne warunki (zarówno pod wodą, jak i na brzegu), zdecydowałem się wziąć bat długości 7 metrów (w ofercie jest także "piątka", "szóstka" i "ósemka").
Za żyłkę główną posłużą mi Dragon XT69 Pro COMPETITION, średnicach od 0,12 do 0,16 mm. Natomiast przypony będę wiązał z żyłek o mniejszych średnicach (od 0,08 mm w górę). Jeśli chodzi o haczyki, to na początek sięgnąłem chociażby po MegaBAITS Yamame i Sode Marujiku w różnych rozmiarach. A spławiki? Te muszę dopiero kupić, gdyż nie mam w skrzynce wędkarskiej ani jednego tego rodzaju sygnalizatora brań.
Za chwilę debiut
Jest początek marca, bat czeka na wypad od dwóch tygodni, ale od miesiąca pogoda nas nie rozpieszcza i na próżno szukać dni, w których nie urywałoby głowy, nie padało lub... jedno i drugie jednocześnie. Ktoś powie: "mięczak", a ja odpowiem: "mogę nim być". Owszem, byłem na rybach, ale z batem ruszę, gdy nie będzie deszczu ani wiatru. To ma być dla mnie przyjemność, a nie udręka i walczenie podmuchami zabierającymi kij z ręki.
Jest bat TACTIXa, są też zanęty TACTIXa. Oczywiście, to jest tylko nazwa, ale jaki efekt da owe połączenie? Będę chciał skupić się na zanętach kleniowo-jaziowych w dwóch propozycjach. Żółtej, o ajerkoniakowym zapachu, jak i czerwonej, o śmietankowej nucie.
O swoich pierwszych próbach (mam nadzieję, że także i sukcesach) na pewno będziecie mogli przeczytać na tej stronie już niebawem. A być może i obejrzeć na nowym kanale wędkarskim "Waldemar Ptak Wędkarstwo i Fotografia" i oczywiście na kanale Dragona. W planach mamy relacje zdjęciowe, artykułowe i właśnie filmowe. Tylko ta okropna pogoda…
Kolejne dylematy?
Mam nadzieję, że bat wpisze się do mojego wędkarskiego kalendarza na stałe. I owszem, wiosennych dylematów będzie jeszcze więcej. Delikatny feeder, ciężki feeder, mobilny kleń, bat, a może jeszcze coś innego? A to "coś innego", to właśnie kolejna nowość - zarówno w moim wędkarstwie, jak i w dragonowskim katalogu. Jednak na razie nie będę więcej zdradzał, napiszę o tym innym razem.
Mariusz Drogoś
KONSULTANT SPRZĘTOWY
Specjalizacja: spinning rzeczny
Kontakt: Dragon.MD@yahoo.com