Tegoroczna zima w całym kraju była bardzo łaskawa. Tylko nieliczni mieli okazję wejść na lód jedynie w południowej jego części, która w ciągu następnych kilku lat może stać się jedynym miejscem, gdzie w ogóle doświadczymy takiego zjawiska. Chcąc nie chcąc będziemy musieli się do tego przyzwyczaić i dostosować do panujących warunków.
Tegoroczny brak mrozu był mi bardzo na rękę z racji przeprowadzki na studia w zupełnie nową dla mnie okolicę, gdzie niezmiernie ciężko jest znaleźć jezioro warte uwagi, a i czasu na dalsze wypady nie ma zupełnie – winny jest natłok pracy. Tak więc, czy byłby lód, czy też nie i tak nie miałbym okazji się na niego wybrać, a tak dzięki dodatnim temperaturom została mi do dyspozycji Wisła oraz przyujściowy odcinek jednego z jej średniej wielkości dopływów. I to właśnie on pozwala mi oderwać się od nauki choć na godzinę.
Jest to pierwszy od wielu lat sezon, kiedy to przez pierwsze dwa miesiące roku nie będę nad żadną pstrągową rzeką, a kto mnie zna ten wie, jak bardzo uwielbiam skradać się w zimowym surowym klimacie szukając złota naszych górskich rzeczek: pstrąga potokowego. Pomimo tego, że w wspomnianej przeze mnie rzece o pstrągach możemy tylko pomarzyć, to przebywający nad jej brzegiem, jeśli tylko posiada bujną wyobraźnię, jest w stanie poczuć się tak, jak nad górską rzeką. Na szczęście, ja taką wyobraźnie posiadam, więc tym chętniej zabieram ze sobą lekki spinning i wychodzę z domu nad wodę.
Zestaw, jaki według mnie idealnie sprawdzi się przy takim łowieniu, to wędka długości 2-2,40 m i kołowrotek w rozmiarze 2000-2500, na którym nawiniętą mam cienką plecionkę w jaskrawym kolorze, gdyż pozwala na doskonałą obserwację brań; a te o tej porze roku bywają naprawdę delikatne. Całości zestawu dopełnia przypon z fluorocarbonu średnicy 0,18-0,22 mm, zapewniając niewidzialność końcowego odcinka oraz umożliwia zawiązanie haczyka węzłem typu dropshot; w takich warunkach łowienia bywa często kluczem do sukcesu umożliwiając nam zatrzymanie przynęty w miejscu, na określonej przez nas odległości od dna. Wszystko to sprawia, że taka wędka staje się zabójczo skuteczną bronią na wiosenne klenie oraz okonie.
Jeśli chodzi o przynęty, to mamy tutaj szerokie pole do popisu naszych umiejętności ich animacji, na zestawie „dropshot” przy odpowiednim prowadzeniu ma szansę sprawdzić się każda przynęta gumowa, od posiadających zerową pracę własną jaskółek, poprzez twistery, kończąc na klasycznych ripperach. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od nas. Według mnie, jest to bardzo prosta technika dla cierpliwych, ze względu na to, że powinniśmy łowić bardzo wolno; jeden „rzut” może trwać nawet kilka minut. Warto się jednak poświęcić, bowiem w niektórych miejscach, np. przy zalanych drzewach, nigdy nie uda nam się poprowadzić w ten sposób zestawu z klasyczną główką jigową. O tej porze roku, według mnie, zasada jest jedna: Im wolniej, tym lepiej. Jeśli będziemy kierować się tym mottem połowimy dużo częściej, co dla wielu z nas, z racji ograniczonego czasu jest niezwykle ważne. Złowienie nawet kilku niewielkich kleni czy okoni pozwoli naładować nasze baterie na kolejne dni pracy.
Kuba Kaczan