Latu tuż tuż, a to dość specyficzny czas dla osób łowiących drapieżniki. Nieograniczone perspektywy wynikające z możliwości poławiania wszystkich gatunków sprawiają, iż często trudno zdecydować się na jeden konkretny. Mnogość możliwości nie idzie w parze z osiąganymi przez wędkarzy wynikami. Zmieniający się klimat, nękające nasz kraj od kilku już lat okresy niedoboru wody, a przy tym ogromne dotąd niespotykane upały sprawiają, że również ryby zmieniły swoje przyzwyczajenia. Bardzo często pory żerowania i czas jego trwania są tak nieprzewidywalne, że tylko częste (niemal codzienne) przebywanie na łowisku daje możliwość poskładania tego wszystkiego w jakąś logiczną całość.
Poznanie przyzwyczajeń drapieżników to tylko połowa sukcesu. Pozostaje nam jeszcze wpasować się w ich gusta z odpowiednią przynętą, której zechcą zasmakować. Tu z reguły zaczynają się przysłowiowe schody. Współczesny rynek sprzętu wędkarskiego oferuje tak wiele, że często w tym wszystkim się gubimy. Dotyczy to zarówno sprzętu „grubego” (wędziska, kołowrotki, linki itp.), jak i tego drobniejszego m. in. przynęt. Wybór tych ostatnich jest tak duży i przytłaczający, że poruszanie się pośród tych wszystkich nowinek – wszystkie oczywiście są najlepsze i jedynie słuszne – staje się dość ekscentryczną przygodą. Cała mądrość wędkarza spinningisty polega na precyzyjnym wyselekcjonowaniu spośród tej oferty tego co skuteczne w naszych ulubionych łowiskach, w czym aktualnie o tej porze roku gustują ryby. Problem z doborem przynęt spinningowych jest dość złożony, wynika zapewne z tego, iż nasze drapieżniki dość szybko się uczą – takie mam wrażenie. Te przynęty, które jeszcze sezon, dwa temu działały rewelacyjnie, w kolejnym mogą okazać się totalnie nieskuteczne. Jednak są też i takie, które mam wrażenie „nie starzeją się” i działają w zasadzie zawsze, będąc piekielna bronią w ręku wprawnego spinningisty. Przynęty te skłaniają do brania nawet najbardziej leniwe drapieżniki, które wcześnie kuszone innymi wabikami konsekwentnie je ignorowały.
Jedną z takich przynęt, która w sposób szczególny wpasowuje się w gusta łowionych przeze mnie drapieżników, działa niemal zawsze, również latem, często jest przynętą ostatniej szansy, kiedy wszystkie inne już zawiodły jest Dragon Fatty. Przynęta ta dzięki swojej budowie przypominającej małego krąpia pracuje w wodzie niezwykle intensywnie wywołując u drapieżników niebywałą agresję. Spłaszczony korpus przynęty, przewężona część ogonowa i wyjątkowo duży ogon to cechy budowy, które sprawiają, iż przynęta ta wywołuje w wodzie niebywale silna falę hydroakustyczną, która działając na zmysł linii bocznej drapieżnika niemal zawsze skłania go do ataku, nie ma mowy wówczas o jakimś „podskubywaniu”. Z reguły uderzenie w przynętę jest niezwykle silne oraz zdecydowane. Fatty doskonale pracuje w każdych warunkach, zarówno przy wolnym prowadzeniu nad dnem jak i w klasycznym opadzie, łącząc wówczas bardzo silną pracę boczną z szerokimi machnięciami ogona, a wszystko to jakby w zwolnionym tempie, które mam wrażenie szczególnie kochają te największe szczupaki. Gumę tą kochają chyba wszystkie drapieżniki. W okresie letnim łowię na nią zarówno szczupaki, sandacze, okonie jak i sumy. W przypadku szczupaków sprawdza się spokojne, równomierne prowadzenie przynęty bardzo lekko obciążonej (5 – 10 g), w toni, z krótkimi przerwami, w trakcie których przynęta zaczyna bardzo powoli opadać delikatnie przy tym lusterkując. Przy takim prowadzeniu brania następują najczęściej w początkowej fazie opadu lub w momencie startowania przynęty w górę. Drugi sposób prowadzenia, który uwielbiają moje letnie szczupaki polega na stałym i intensywnym podszarpywaniu prowadzonej przynęty, tak długo aby znalazła się ona tuż pod lustrem wody, po czym pozwalamy jej na dłuższy opad, około 1 m nad dnem czynność powtarzamy. W takim prowadzeniu brania są praktycznie tylko w końcowej fazie opadu. Również okonie i to te w rozmiarze 30 plus ukochały właśnie takie prowadzenie. Przy takiej technice prowadzenia przynęty, idealnym rowiązaniem będzie obciążenie przynęty główką o gramaturze 10 g przy średniej głębokości łowiska 3-5 m. Tak jak wcześniej pisałem również moi „wąsaci przyjaciele” pokochali Fatty-iego i ochoczo go atakują. Przynęta ta wyjątkowo je „kręci”, gdyż brania na nią są wyjątkowo mocne i zdecydowane, a ryby pewnie zacięte. Rozmiary jakie używam najczęściej to 3,5” i 4”. Mimo tego, iż są to raczej wielkości, w których powinny gustować te większe drapieżniki, to pasiaki bardzo często nie mają z przynętą najmniejszego problemu. Owszem, łowiąc okonie sięgam też po rozmiary nieco mniejsze (2,5” i 3”), jednak zastosowanie tych większych wcale nie wyklucza brania „pasiastych wojowników”.
Fatty'ego po prostu kocham. Jest to przynęta, w którą jak w żadną inną wierzę i nie wyobrażam sobie wyprawy bez tego małego cudeńka. Zastanawiałem się kiedyś, co zrobię, jak wyjdzie z produkcji, i szczerze powiem, że nie wiem. Obecnie z powodzeniem jej używam i mam nadzieję, że jeszcze przez długie lata o niej nie zapomnimy. Dla mnie jest to absolutny lider i niejednokrotnie przynęta ostatniej szansy.
Drugą przynętą, bez której nie ruszam się nad wodę jest Dragon Phantail. Jest to bardzo znany wszystkim wędkarzom typ przynęty charakteryzujący się wyjątkowo intensywną pracą ogona w kształcie kopyta, odchylającym się mocno od linii symetrii, obracającym na boki z maksymalnym wychyleniem do nawet 45 stopni. Takową pracę uzyskano dzięki charakterystycznym wcięciom w części ogonowej korpusu tuż przed płetwą ogonową. Phantail to przynęta, którą szczególnie w okresie letnim używam do obławiania miejsc głębszych (4 - 8 m). Przynęta ta jest dla mnie numerem jeden jeśli chodzi o obławianie dość ostrych stoków, na których to często przebywają szczupaki oraz okonie. Dzięki swoje budowie doskonale pracuje w opadzie niezależnie od gramatury zastosowanej główki jiggowej. Obciążona bardzo lekko, puszczona w bardzo długi opad na stoku wywabiła już niejednego „totalnie śpiącego” drapieżnika. Phantail doskonale nadaje się do obławiania twardych głębokich blatów, na których bardzo często bytują „pasiaki”. Wielkością, która wówczas sprawdza się najlepiej są 2,5” oraz 3”. Nie oznacza to jednak, że większe rozmiary nie skuszą do brania. Częstokroć widoczne na ekranie echosondy okonie totalnie ignorowały niemal każdą przynętę. Jednak kiedy w wodzie lądował Phantail, już w pierwszym opadzie odnotowywałem pierwsze brania. To tak jakby czekały właśnie na ten rodzaj wabika i taki rodzaj pracy. Owszem, w okresach bardzo słabych brań budziły się pojedyncze ryby, ale właśnie to świadczy o niebywałej skuteczności tej przynęty.
Phantail jest dla mnie absolutny numer jeden wśród gumowych przynęt do obławiania rzecznych miejscówek, dodatkowo niezastąpiony jeśli chodzi o obławianie napływów oraz przelewów główek. Dzięki swojej budowie pracuje bardzo intensywnie i nie stawia zbyt dużego oporu, przez co przy relatywnie niewielkim obciążeniu osiąga wyjątkowo duże głębokości pracując w silny nurcie a z takowym z reguły mamy do czynienia na przelewie. W przynęcie tej gustują chyba wszystkie gatunki począwszy od szczupaka poprzez okonia i sandacza, a na sumie skończywszy.
»WIĘCEJ SZCZEGÓŁÓW ORAZ PEŁNĄ OFERTĘ NASZYCH GUM ZNAJDZIESZ TU«
Ktoś mógłby rzec przecież to tylko „kopyto”. Tak to prawda, to tylko „kopyto”, ale za to niezwykłe i z niepowtarzalną pracą, która nigdy nie gaśnie. Wartym podkreślenia jest fakt, iż nawet najbardziej zniszczony Phantail pracuje niezmiernie intensywnie i bez najmniejszych zakłóceń wywołując u drapieżników niebywałą chęć pochwycenia, za co go bardzo lubię. Trzecią gumą, która „robi robotę” jest Dragon Aggressor. A w tym miejscu przyznam, iż żałuję, że dopiero niedawno po nią sięgnąłem. Czasami trudno przekonać mnie do nowości. Po kilku miesiącach używania tej przynęty wiem, że to był błąd. Ripper ten o wydłużonym, spłaszczonym bocznie i dość wąskim korpusie ma bardzo naturalną pracę. Dzięki takiej budowie oraz niezwykle delikatnej części ogonowej pracuje niemal bez przerwy – nawet wtedy kiedy nie zwijamy linki ani nie podszarpujemy kijem. Przynęta ta, to dla mnie absolutny lider jeśli chodzi o poławianie „śpiących okoni”. Jeśli już je namierzę, a one totalnie wszystko ignorują, zakładam Aggressora w rozmiarze 3” w kolorze Tea Time na 5 gramowej główce. Pierwszy opad i…. jest garbusek. nazwa przynęty w pełni zasłużona, brania nawet tych ospałych okoni są niezwykle agresywne. Przynętę uzbrajam tylko i wyłącznie główkami Dragon V-point Aggressor, które dzięki swojej budowie kompletnie jej nie niszczą i nie deformują. Na gumę trafiały się też szczupaki, jednak według mnie stworzona jest ona przede wszystkim do połowu mętnookich. Te ostatnie rzadko potrafią się jej oprzeć.
Z poważaniem
Łukasz Adamiak