Łowienie kleni metodą spinningową za dnia stało się u mnie przeszłością wiele (jak na mój wiek) lat temu. Jednak teraz pojawił się kij, który to zmienił i ponownie zacząłem ganiać brzegami Odry za tymi rybami.
Na rzeczne klenie ustawiam się "od zawsze". I chociaż te łowione na spinning były w moim przypadku kilkuletnią, odległą już przygodą, to jednak każdego roku były mi bliskie i z powodzeniem uskuteczniałem feederowe zasiadki z czerwonopłetwym wszystkożercą w roli głównej. I, mimo iż w wielu przypadkach dużo bardziej cenię sobie złowienie konkretnego gatunku ryby na spinning niż na jakąkolwiek inną metodę - mam na myśli chociażby sandacze, czy bolenie, to jednak przy kleniu dużo bardziej "rajcują" mnie atomowe brania pięćdziesiątek, w trakcie których niemal każdorazowo próbują zabrać w ułamku sekundy wędkę do wody (co niejednokrotnie im się to udało). Niestety, przy łowieniu na spinning, w trakcie dziennej, "standardowej" dłubaniny, rzecz miała się zupełnie odwrotnie. Albowiem na małe woblerki najczęściej brały nie dość, że delikatnie, to jeszcze małe egzemplarze; zazwyczaj poniżej czterdziestu centymetrów. A mając do wyboru spinningową ilość brań, ale bez jakości i z delikatnymi braniami, a feederową mniejszą częstotliwość, ale za to rozmiarową jakość z atomowymi braniami, nie mam wątpliwości co do metody. Zatem spinningowe klenie odeszły w niepamięć. No, są też jeszcze nocne spinningowe klenie z atomowymi kopnięciami w duże przynęty, ale to zupełnie inna bajka; dziś skupiam się na łowieniu dziennym.
Nastał rok 2018, w którym to Dragon wypuścił na rynek nowość, z jaką do tej pory nie miałem styczności. Kleniowo-jaziowy spinning na tak miękkim blanku, że kojarzył mi się tylko z jednym: muchówka! A że z wędkarstwem muchowym miałem już do czynienia i "przerzuciłem" tą metodą niezliczoną ilość pstrągów oraz lipieni, to zacząłem myśleć nad powrotem do spinningowych kleni. Bo skoro złowienie tej samej wielkości pstrąga czy lipienia na blanku muchowym jest dużo bardziej przyjemniejsze, niż na "zwykłym" spinningu, to w przypadku klenia nie może być inaczej. Mowa jest oczywiście o wędzisku Dragon z serii Millenium, a dokładnie o SP ChubHunter 8. Jednak na myśleniu się skończyło i klenie wciąż łowiłem metodą gruntową. I tak nastał rok kolejny, 2019, kiedy to zobaczyłem w katalogu kolejną nowość! Wędzisko Dragon z serii Flash XC40P o nazwie Slow Lure 8, które w katalogu zostało opisane następująco:
"Spinning o akcji wymarzonej przez większość łowców kleni i jazi, długie i bardzo lekkie wędzisko świetnie leżące w dłoni i pozwalające nieprawdopodobnie precyzyjnie podawać lekkie przynęty".
Nie będę ukrywał, że zamówiłem kij w ciemno. Jego parametry to: 2,90 m; 0,5-8 g; akcja: Slow. Tym razem nie było "dumania" nad powrotem do mobilnych kleni, tylko od razu złożyłem odpowiednie zamówienie. Dla uzupełnienia dodam, iż "przyodziałem" to wędzisko w kołowrotek Dragon ProGUIDE CX FD730i oraz żyłkę Dragon Millenium Perch.
Już pierwsze próby machania kijem "na sucho" sprawiły, iż zapragnąłem czym prędzej stawić się nad brzegiem dolnośląskiej Odry i wyjąć pierwszą rybę na blanku, którego pracę czuć już przy samym zarzucaniu na wysokości (a raczej niskości) korka, który opatula "podkołowrotkowe" fragmenty blanku. Szok! Fakt, jak do tej pory, kijem tym wiele razy nie łowiłem, gdyż dotarł on do mnie tuż przed majówką, jednak zdążyłem zabrać go nad wodę i połowić klenie, spośród których kilka zbliżało się już do tej lubianej przez wielu wędkarzy pięćdziesiątki na miarce. I przyznam szczerze, że na tym blanku frajda z holu nawet średniej wielkości klenia to - niespotykana dotychczas dla mnie osobiście - przyjemność! Jednocześnie z tymi „podpięćdziesiątkami” nie miał problemów, gdyż mimo wrażenia przy machaniu na sucho, iż blank nawet na korkowej wysokości posiada "moc sprzeciwu” niemal równą zeru, to - w trakcie holu - dolna jego część dawała pewność, iż z większymi osobnikami także sobie poradzi i nie będzie to wcale jazda po cienkim lodzie. Oczywiście z łowienia wiosennych kleni techniką drgającej szczytówki nie zrezygnowałem, ale od tej pory te ryby ponownie są dla mnie gatunkiem "wielometodowym".
Wracając do meritum: jest to kij tak miękki, tak "lejący się", iż wypięcie się nawet najdelikatniej zapiętej sztuki jest rzeczą naprawdę trudną. Jak do tej pory trzymał on wszystko i nie zgubił ani jednej ryby. A do tego jego lekkość (zaledwie 130 gramów, przy solidnej długości 290 cm) i piękne wyważenie (dla mnie idealne, gdyż lubię trzymać kij wszystkimi palcami powyżej stopki kołowrotka) sprawiają, że łowienie nim, to sama przyjemność.
Sądzę, że poza kleniami będzie to świetna propozycja nie tylko na lubiące spinać się jazie, ale i również na kruchopyskie okonie, z którymi to wędzisko najpewniej też świetnie sobie poradzi, a ewentualne "niedocinki" przy tej miękkości blanku nie będą większym problemem.
Mam autorski plan zaangażowania tej wędki do jeszcze innego, trochę większego drapieżnika, jednak o tym może innym razem, jeśli ów plan wdrożę w życie, a kij - mówiąc kolokwialnie, aczkolwiek, po części może nawet i dosłownie - nie pęknie na robocie ;) Jednak zdaję sobie sprawię, iż ten patyk nie jest przystosowany do takiego łowienia, jakie mi się w głowie rodzi i jeśli dojdzie to do skutku, to raczej będzie to jako fajna (oby) przygoda, jako ciekawostka... CDN ;)
Mariusz Drogoś
Team Dragon